<< powrót

Jerzy JURKIEWICZ Rozważania

II. po drugiej stronie lustra cz. 2

W dniu 15 lipca 1998 roku prezydent Marcin Święcicki w czasie uroczystej sesji Rady Warszawy wręczył oficjalnemu przedstawicielowi właściciela czyli Prezesowi TLW Jerzemu Jurkiewiczowi decyzję o zwrocie własności Towarzystwa. W uroczystości wziął udział dr Andrzej Trzaskowski, którego ogromnemu zaangażowaniu, energii i oddaniu zawdzięczamy ostateczny sukces.

Prezes TLW doc. dr hab. med. Jerzy Jurkiewicz z rąk Prezydenta Warszawy Marcina Święcickiego odbiera dokument o zwrocie nieruchomości Towarzystwa przy ul. Niecałej

Urząd Miasta Stołecznego w Warszawie, w czwartek, dnia 16 lipca 1998 roku

Dla podkreślenia faktu, iż pamiętamy o podejmowanych, choć nieskutecznych działaniach PTL w tej sprawie, pamiętając także o życzliwości Pana Profesora Jerzego Woy-Wojciechowskiego dla TLW, Prezes doc. Jerzy Jurkiewicz zaprosił Go do uczestnictwa w uroczystości jako miłego Gościa w przekonaniu, że ten dzień będzie również dla Niego ogromną radością. Finis coronat opus”.

I jeszcze jeden, również dość charakterystyczny przykład, jak różnić się mogą zapamiętane przez różne osoby obrazy tych samych wydarzeń. Strona 78 książki: „… gdy go spotkałem [chodzi  o mnie] na korytarzu biura samorządu lekarskiego przy ul. Grójeckiej, zaproponowałem mu wstąpienie i pracę w PTL (siedział tego dnia na parapecie okna, ze smutną miną poinformował mnie, że właśnie przestał pracować dla izby w utrzymywaniu kontaktów z lekarzami polonijnymi)”.

Panie Profesorze – to co Pan Profesor pisze jest naprawdę zabawne, biorąc pod uwagę drobny fakt, iż nigdy ani przez moment „nie pracowałem dla Izby w utrzymywaniu kontaktów z lekarzami polonijnymi”. W tamtym czasie byłem Pełnomocnikiem Prezesa Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” prof. Andrzeja Stelmachowskiego do spraw pomocy medycznej dla Polaków  z Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Przyjęliśmy w latach 1991-1996 ponad 400 osób potrzebujących opieki do polskich szpitali. Bezpłatnie.

A swoją drogą, jaka pamięć, po tylu latach. Bardzo sugestywnie opisana scena – smutny, samotny siedzi na korytarzu, na parapecie okna, bo właśnie stracił pracę i krzesło w pokoju… i tu pomocna dłoń Pana Profesora! W tym opowiadanku, przysłowiowym jedynym ziarnkiem prawdy była propozycja współpracy złożona zresztą w zupełnie innych okolicznościach, ale to bez znaczenia. Panie Profesorze gratuluję pamięci – nie tyle dobrej co wytwórczej.

W tym miejscu rozważań warto zwrócić uwagę na fakt, iż, dość często oprócz wspomnianej pamięci wytwórczej spotykamy się z tzw. pamięcią wybiórczą. Zjawisko to polega na przechowywaniu w pamięci z precyzyjną dokładnością stosunkowo mało znaczących faktów nawet z bardzo odległej przeszłości, przy jednoczesnym eliminowaniu spraw i problemów wydawałoby się bardzo ważnych, niekiedy wręcz fundamentalnych  dla opisywanej rzeczywistości. Dodać przy tym trzeba, iż ta selekcja obrazów przechowywanych i usuwanych odbywa się wg tylko właścicielowi pamięci znanych kryteriów. Dobrą tego ilustracją może być fragment książki „Moje Towarzystwo” w której na stronie 15 autor umieścił wydrukowany pogrubionym pismem podtytuł:

„Uzyskuję dla PTL prenumeratę zachodnich pism medycznych”

W opisie tego osiągnięcia czytamy: „w latach 193-1990 dzięki moim prywatnym kontaktom otrzymaliśmy bardzo wiele czasopism medycznych, głównie ze Szwecji. Były to pisma wydawane przed rokiem lub dawniej, ale i tak chętnie czytane. Chociaż nie zawsze były aktualne, ale były.”

Następnie Pan Profesor przypomina Sobie i Czytelnikom przechowany w Jego świetnej pamięci jeszcze inny fakt, kiedy to bogaty Amerykanin w podzięce za to, iż „poświęciłem mu bez reszty kilka dni” sprawił, iż przychodziły do Klubu Lekarza takie czasopisma jak Journal of American Medical Association, Radiology, New England Journal of Medicine i inne.

Kto pamięta tamte czasy, czasy ogólnej biedy i niedostatku, ten musi także pamiętać jak bardzo ograniczony był wówczas dostęp do światowej literatury medycznej, jak bardzo brakowało wszystkiego, nie tylko czasopism specjalistycznych, ale także atlasów medycznych, nowoczesnych atlasów chirurgicznych, encyklopedii, wiedzy o nowych lekach i technikach medycznych, jak bardzo brakowało podstawowych narzędzi dydaktycznych i naukowych.

Z całą pewnością działania Pana Profesora zasługują na podkreślenie i uznanie, i dobrze, że sam o nich pamięta, i że sam o nich pisze. Należy tylko żałować, że zapomniał w tym momencie o starej rzymskiej maksymie – Cum te ipsum laudas, lauda etiam alios – „mówiąc dobrze o sobie, wspomnij także innych”.

W tej sytuacji jako uzupełnienie relacji Pana Profesora przedstawiam opis wydarzeń, które miały miejsce w latach 1995-1996, a o których Autor książki „Moje Towarzystwo” nie wspomina, mimo iż były czymś zupełnie niezwykłym, i które odbiły się wówczas głośnym echem w całym środowisku akademickim szczególnie medycznym.

Otóż, w 1995 roku, jesienią, dzięki moim (odmiennie niż u Pana Profesora nie prywatnym, lecz służbowym) kontaktom miałem okazję i zaszczyt poznać Prezydenta Kongresu Polonii Amerykańskiej Pana Edwarda Moskala przebywającego w Polsce na zaproszenie Senatu Rzeczypospolitej.

Edward Moskal Prezydent Kongresu Polonii Amerykańskiej

W efekcie tego, jak się później okazało, historycznego spotkania, po upływie kilku tygodni wpłynął do Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego dokument który przedstawiam poniżej.

Zapowiedziany transport o wartości 1 200 000 dolarów amerykańskich, którego zawartość stanowiły tysiące(!), wiele tysięcy (!) najnowszych medycznych podręczników, książek, atlasów, encyklopedii, albumów i opracowań dotarł do portu w Gdańsku. Trzeba było wielu tygodni starań, próśb, odwołań, interwencji i wręcz walki z głupotą urzędników ażeby w końcu odebrać cenny dar. Ciąg dalszy najlepiej przedstawia następujące pismo:

Myślę, że warto było informację Pana Profesora o Jego staraniach o dostęp do literatury naukowej opisem powyższych zdarzeń uzupełnić, tym bardziej, że na adresata i odbiorcę tego królewskiego daru wybrano, nie bez przyczyny przecież, Towarzystwo Lekarskie Warszawskie – wybrano, Panie Profesorze, Towarzystwo, z którym od wielu lat jest Pan tak bardzo związany.

Prezydent Edward Moskal w otoczeniu członków Zarządu TLW po otrzymaniu medalu A. F.  Wolffa.

O przeżywaniu wtedy tej naszej wspólnej radości świadczy najlepiej poniższe zdjęcie zrobione w chwilę po wręczeniu prezydentowi KPA  panu Edwardowi Moskalowi najwyższego odznaczenia TLW – Medalu Augusta Ferdynanda Wolffa. Pan Profesor był wtedy z nami i cieszył się razem z nami, ale potem umknęło.

Można by na temat wspomnień i zawodnej pamięci pisać jeszcze więcej… Książka Moje Towarzystwo zawiera sporo podobnych jak cytowane opisów, lecz ciągnąć tego dalej moim zdaniem nie warto. Na koniec moich uwag o tej części książki, którą można określić jako wspomnienia, chciałbym odnieść się do fragmentu ze stron 35 i 36 książki Pana Profesora, który, powiem od razu, iż ani w tej ani w jakiejkolwiek innej książce nie powinien się znaleźć.

„Parę lat później mieliśmy spotkanie w Naczelnej Izbie Lekarskiej dotyczące walki z nikotynizmem. Profesor Tadeusz Chruściel uczestniczył jako gość także w tym spotkaniu. Po jego zakończeniu prof. Chruściel poprosił mnie o chwilę rozmowy. Nie chciał rozmawiać na siedząco. Stańmy tu za drzwiami. To zajmie nam tylko chwilę – argumentował. Stanęliśmy w holu za skrzydłem uchylonych drzwi. Wtedy odezwał się do mnie następującymi słowami – Jerzy, wybieram się niedługo na łono Abrahama. Wiem, że kilkakrotnie nie byłem w stosunku do Ciebie    w porządku. Czy mi wybaczysz? Wybaczyłem, podałem mu rękę i go uściskałem. Nie jestem zawzięty. Szkoda tylko, że nie powiedział tego przy świadkach, bo wtedy miałoby to inny wymiar. Jakiś rok później mój rozmówca, który okazał skruchę i któremu jak spowiednik wybaczyłem odszedł na wieczny dyżur”. Bez komentarza i tylko przypomnienie, iż spowiednika obowiązuje tajemnica spowiedzi. Amen.

Wspomnienia Pana Profesora, jak i moje na ich temat uwagi, dotyczą spraw dość istotnych dla poznania najnowszej historii obu naszych lekarskich organizacji TLW i PTL. Ale nie najistotniejszych. Nie jestem przekonany czy w dzisiejszych trudnych dla środowiska lekarskiego czasach, pełnych rzeczywistych egzystencjalnych problemów, otóż czy w takich czasach dyskusja dwóch starszych panów o tym, kto komu przed 20. laty zabrał obraz, a kto komu krzesło, może zainteresować kogokolwiek poza bezpośrednimi zainteresowanymi? Wątpię, ale może się mylę. I jak mawia klasyk „nie chcem, ale muszem” snuć rozważania dalej.

Tak naprawdę, rzeczywistą, wymierną wartością naszego dialogu wydaje się fakt, że stanowi on jeszcze jeden dowód na to, iż nawet najbardziej utrwalone w pamięci obrazy minionej rzeczywistości, te nasze, własne, za które „głowę daję”, gdy nie są poparte rzetelną dokumentacją faktograficzną, nie mogą pretendować do roli oficjalnego dokumentu, np. być formą sprawozdania na Zjeździe, albo źródłem wiedzy.

Bywa też tak, iż narrator snując swoje wspomnienia świadomie modyfikuje, zmienia, ubarwia, dokłada albo odejmuje, tak aby ten jego osobisty własny obraz rzeczywistości odpowiadał możliwie najlepiej założonym tezom. Tyle, że wtedy kończą się wspomnienia, a zaczynają zmyślenia.

Do takiej metody podawania „wspomnień” doskonale pasują słowa starego mądrego Ajschylosa, który wypowiedział je wprawdzie dobrych kilka lat temu, ale które są aktualne również dzisiaj: „źle gdy pięknymi słowy odziewasz nieprawdę”.

Z ogromną ostrożnością i rezerwą należy odnosić się do opisów podawanych jako fakty, albo do przebiegu wydarzeń przedstawianych jako prawdziwy obraz rzeczywistości, jeśli nie mają oparcia w materiałach źródłowych i poważnych opracowaniach naukowych. Podobną ostrożność należy zachować także do ocen i opinii, na temat działań poszczególnych osób czy całych organizacji, jeśli nie mają rzetelnego faktograficznego udokumentowania.

Jak ważne są to sprawy chciałbym przedstawić na przykładzie korespondencji pomiędzy Panem Profesorem Jerzym Woy-Wojciechowskim a piszącym te słowa. Warto je przedstawić tym bardziej, iż niektóre wątki tej korespondencji prezentowane są także w książce Pana Profesora Moje Towarzystwo. Ocenę treści tej korespondencji przedstawiam Czytelnikom, cytując w tym miejscu in extenso jej zawartość.

c.d. <- Ciąg dalszy po kliknięciu c.d.