Pamiętnik TLW 2012
Z pożółkłych kart - Rady zdrowotne wrocławskiego lekarza dla króla polskiego
Z pożółkłych kart
Baltazar Ludwik Tralles
Rady zdrowotne
wrocławskiego lekarza
dla króla polskiego
WYBÓR
Z języka łacińskiego przełożył Kazimierz Orzechowski
Wyboru dokonał i wstępem poprzedził Ignacy Z. Siemion
WROCŁAW 2010
WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU WROCŁAWSKIEGO
Prawdziwa metoda zdrowego
i długiego życia ojca ojczyzny
z pomocą Bożej łaski wywiedziona z dietetycznych przepisów wszystkich
wieków oraz z najświeższych wskazań sztuki lekarskiej
przez Baltazara Ludwika TRALLESA, medyka wrocławskiego,
adiunkta Akademii Naturae Curiosorum
i członka Elektorskiej Bawarskiej, we Wrocławiu
Kosztem Jana Ernesta Meyera
1767
Świętemu Królewskiemu Majestatowi
Najpotężniejszemu i Najłaskawszemu
Władcy i Panu
Stanisławowi Augustowi Królowi Polskiemu
Wielkiemu Księciu Litwy, Rusi, Prus, Mazowsza, Żmudzi,
Kijowszczyzny, Wołynia, Podola, Podlasia, Liwonii,
Smoleńszczyzny, Siewierszczyzny i Czernichowszczyzny itd. itd. itd.
Panu Swemu Najłaskawszemu
te najszczersze wysiłki swego umysłu Jemu oddanego
przysposabia, poświęca i ofiaruje w najczcigodniejszym oddaniu
prawdziwie najbardziej uniżony i najbardziej oddany
Autor
Rozdział pierwszy
Uwagi wstępne
I
Chociaż sam chcę tego najusilniej i najgoręcej, Królu Najłaskawszy, wiem, że tym mniej mogę sprostać temu dziełu, w najwyższej mierze zaszczytnemu i godnemu zazdrości, gdybym się go podjął, ale jednak przemawiają przeciw temu poważne i istotne względy. Góruje wśród nich to, że zakazano swobodnego wyznawania świętej mojej Religii Ewangelickiej, którą, po wielekroć już zestawianą z innymi wyznaniami, wyznaję z najpełniejszym przekonaniem, dokładnie zbadaną, surowo sprawdzoną i jako jedyną do wierzenia podaną z nakazu Bożego słowa. Jak to uczyniłby każdy uczciwy mąż, zwłaszcza chrześcijanin, pomijając wszelkie zyski i korzyści ziemskie i światowe, wyżej stawiam meritum tych prac. Dodam, że z urodzenia niczego tu nie udaję. Życie moje osobiste, mieszczańskie, proste, naturalne, w całości uczciwe, do jakiego od dzieciństwa przywykłem, właśnie z tego powodu z trudem tylko przeszłoby w dworskie, wymuskane, sztuczne, uszminkowane, pełne udawania. Dochodzi do tego jeszcze pewna cecha mojej subtelniejszej medycznej wiedzy, w żaden sposób niegodnej, by miała sprostać tak wysokim zaletom umysłu, jakich wymaga podjęcie tego zamierzenia. Dochodzi też do tego wielka liczba obowiązków, którymi jestem związany z Ojczyzną, Opiekunami, Przyjaciółmi. Nie pozwala mi na to mój wiek zaawansowany, bliski starości, często szwankujący i przy tym wszystkim stan mego zdrowia, po licznych pokonanych chorobach, po tak wielu wykonywanych pracach
praktyki lekarskiej. Mam już sześćdziesiąt lat i aczkolwiek cieleśnie jestem sprawny, jak ów osiemdziesięcioletni Bercelleus, Galualita, którego w wyjątkowej swej łaskawości król Dawid zaprosił do Jerozolimy by tam dać mu o obfite utrzymanie, muszę tylko naśladować to, co rzekł ten starszy ode mnie człowiek (Księga Samuela, c. XIX, v. 35-37).
Jestem już w wieku zbyt podeszłym, aby do Króla, do Warszawy się udać, doszedłszy już starości, bo mogę odróżnić dobro od zła, bo mogę delektować się jadłem i napojem, bo mogę słuchać syducyjskich i innych im podobnych pieśni? I po cóż to, gdybym, Tobie Królu, miał być tylko ciężarem? Godzi się, bym pozostał w Ojczyźnie swojej i przy grobach moich ojców umierał.
Przy tym wszystkim, czemu nie przeszkadzają inne jeszcze drobne przyczyny, całym swoim sercem, jego najtajniejszymi zakątkami, czuję ową niewinną rozkosz, godną obyczajom owej wspaniałej prowincji, jaka może ogarnąć Medyka, a przede wszystkiem czuję, tak jak się tego spodziewałem, od dawna to przeżywając, najgorętszą chęć służenia Tobie, Królu namaszczony, taką, jakiej, większej i silniejszej, nawet najwierniejszy z Twoich poddanych w swoim sercu nie żywi. Poruszony takimi ponętami, wśród wielu stawianych sobie zapytań myślałem poważnie i długo, w chwilach wolnych zupełnie od skrępowań narzucanych mi przez moje zajęcia, by z tych powodów być Tobie, wielki Władco, użytecznym i dać publiczny dowód moim tak pełnym czci i uwielbienia dla Ciebie uczuciom. Tobie! – powiadam – który tak rozległej Polsce i tak daleko sięgającej Litwie jesteś Królem i Księciem, nienarzuconym przez naturę i urodzenie, ale, tak rzadkim i wyjątkowym przykładem, zostałeś wybrany zgodnymi w pełni głosami wolnego Ludu, dzięki przeczuciu Twoich królewskich i książęcych cnót. Tobie, który samego siebie w całości poświęcasz zdrowiu Twojej Ojczyzny i, gdy to możliwe, trudom swoim poświęcasz dni i noce, aby sprowadzić na Nią błogosławieństwo złotego wieku. Jeśli tylko jakąś sztuką, jeżeli już nie nieśmiertelność, której przez błąd i grzech pierwszych rodziców nie mamy, lecz tylko czymś, co w sposób pewny, skuteczny i radosny, doprowadziłoby do końca życie, takie, jakie cechowało Patriarchów dawnych wieków, gdybym to znał i rozumiał, wszystko to Tobie, Najwspanialszy Monarcho, unikając własnej gadatliwości, wyjaśniłbym wybranymi słowy pod klęską własnego trwania. Tylko tak to potrafię zrozumieć, jak wyżej napisałem. I dla Ciebie, najbardziej na to zasługującego, wszelkich dołożyłbym starań, abyś żył jak najdłużej, idąc, dzięki mojej wiedzy i radom, śladami długowieczności Najłaskawszych Twoich poprzedników. I tak jak jesteś w mądrości, byś wiekiem też ich przewyższył i byś w ten
sposób stał się Nestorem wśród wszystkich królów Polski.
II
Życie największych władców, jak i innych śmiertelników,
jest kruche i niepewne z racji niedostatków ich ciała
Biada zatem! Jak niepewne i przemijające, chociaż cenne i niosące wątpliwe korzyści, jest życie Najwyższych Władców, świadczą liczne i nieuchronne śmierci, jakie w krótkim przeciągu dwóch lat tak boleśnie naznaczyły świat. Po tych wydarzeniach, kiedy dotychczas szczęśliwe i owocne rządy nie były w stanie znieść tych przeciwieństw losu, tylu i to tak wielkich klęsk, które i Tobie, Najczcigodniejszy Monarcho, pozostawiły tylko opustoszałe ziemie, nastąpiłeś po chwale wspaniałego Władcy, dobrego, sprawiedliwego i nabożnego Augusta III, kiedy w końcu niespodziewanie i bardzo szybko dopadła go unicestwiająca choroba.
Pośród najwspanialszych blasków zawieranych małżeństw, tak częstych w Najświetniejszym Domu Austriackim, dzięki błyskawicznie działającemu fatum zgasła najwspanialsza ozdoba Świata Germańskiego, najczcigodniejszy i najsławniejszy cesarz Franciszek I. Tym większa zatem i bardziej uzasadniona narodziła się z tego żałoba, że pozostało mniej miejsca dla najwyższej sztuki, dla mężów w tej sztuce najbieglejszych, którzy mogliby szczęśliwie odwrócić tę nieuniknioną ofiarę. Nieubłagana Libitina porwała Najwspanialszego Księcia Parmy, dobrego dla poddanych i przez nich kochanego. I nie bez tego, by czarny dzień porwał owego sławnego bohatera, Księcia Cumbrii, zrodzonego dla przesławnych i najświetniejszych czynów. Wymęczony i wyniszczony długą chorobą, ten który kiedyś miał rządzić mądrze, największa nadzieja i pragnienie Galii, tak bardzo radosny Delfin, który na wielkie ubolewanie również w Anglii zasłużył, odwołany został niespodzianym i tajnym dekretem Opatrzności, gdy mu rozkazano porzucić ziemskie sprawy i sięgnąć po koronę niebieską. Dania utraciła, pośród powszechnych łez i westchnień, swego Króla, Fryderyka V, prawego, sprawiedliwego, miłosiernego, dokonującego najwspanialszych czynów bez szczęku broni. W końcu, i Król Stanisław, w całej Europie obdarzany najwyższym szacunkiem, filozof i dobroczyńca, zawsze sobie wierny i stały, zniósł wszelkie palące przeciwności, jak złoto znosi ogień, ale w końcu wydobyły się płomienie wrogie i pożerające. Smutnym tym wypadkiem przybity, pożegnał się z tym światem, pokonany przez ogień gorączki i męki znoszonych cierpień, które jednak nie zdołały odmienić jego wielkiego ducha. Bo też rzeczywiście wszędzie na ziemi ci przyobleczeni na podobieństwo bóstwa, wszyscy, co potęgą i wybitnością przewodzą Ludom, przez samo boskie postanowienie i oni kiedyś muszą umrzeć, bo bogom się to podoba i tylokrotnie skądinąd muszą wszyscy bez wyjątku doświadczyć na sobie samym, że nic co ludzkie, nie jest im obce. Opowiada się o cesarzu Karolu V, że będąc w Spirze, wszedł z ciekawości do krypty, gdzie przechowuje się szczątki zmarłych cesarzy; cesarza Rudolfa, hrabiego z Habsburga, od którego pochodzili wszyscy, bez żadnej przerwy, arcyksiążęta Austrii aż do Karola VI. Lecz mówi się, że Karol V był tylko ogromnie zdziwiony i przerażony i stamtąd szybko wyszedłszy, nakazał w końcu surowo, by odtąd nie otwierano tych grobowców, by w ten sposób nie znieważać tego, co zostało jeszcze z pierwotnej chwały imperatorów. Próżny to był wysiłek, bo cesarz Otto III kazał otworzyć grób Karola Wielkiego, chcąc zobaczyć jego kości. Ale czy – gdy brak było innych próżnych pretekstów – zobaczyłby jakieś inne i inaczej wyglądające rzeczy albo, do tego, innych ludzi? Oczywiście, jeśliby się spodobało poddać je także chemicznej analizie, badanie niczego uwłaczającego nie wykazałoby w tych kościach. To znaczy, że jeśli zobaczyć ludzkie ciało W stanie upadłym i ułomnym, to wtedy nawet Najwyższy Władca nie będzie się cieszył inny statusem niż uprawiający ziemie kolon, który skazany jest na zdobywanie swego powszedniego chleba własnymi rękami, w ciężkim trudzie jak prawdziwie najmniejszy, najbiedniejszy ze śmiertelnych, który żyje z żebraniny, a którego nędzną duszę będzie miał jakimś przypadkiem któryś z Magnatów, ku wyższemu duchowi dążąc i (nim) poruszony.
Wcale nie jest pewne, czy glina, z której Tytan robiłby wnętrzności ludzi wytwornych i optymatów, jest lepsza niż ta glina, z której zostały zrobione wnętrzności ich poddanych. Bo naprawdę w rzeczywistości – że wyrażę się jaśniej, jako lekarz – klej, którym wnętrzności ludzi najpotężniejszych wśród śmiertelnych zostały sklejone, dzięki któremu są najściślej ze sobą połączone, nie jest inny. Także i proch pozostały z ciała Aleksandra Wielkiego, w którym zachowały się kształty jego ciała, kruszył się pod lekkim dotknięciem palców cesarza Oktawiana Augusta, gdy ten chciał w Aleksandrii szczątki jego zobaczyć. (Proch) tego wielkiego Herosa wcale nie był inny niż ziemia, w której spoczywają pozbawione już duszy ciała najnędzniejszych ludzików. Przeto Alfons, Król Aragonów, gdy go zapytano, jaka jest rzecz, która w końcu po prostu równałaby wszystkich ludzi, królów i prywatne osoby, bogatych i biednych, oświeconych i ciemnych, mądrze odpowiedział: popioły. W ten sposób stwierdził jednym słowem, że osoby fizyczne; król i osoba prywatna, bogaty i biedny, wykształcony i ciemny, niczym się nie różnią, bo i któż w popiołach albo w kościach dogrzebałby się jakiejś między ludźmi różnicy. Wszyscy my funkcjonujemy tak jak Panowie tego Świata, jako że składają się z takiej samej materii, tak jaki my oddychają powietrzem, używają tego samego pożywienia. Działają na nas te same poruszenia duszy, te same choroby, te same prawa fizyki, zgodnie z którymi wszystkie materialne ciała działają nawzajem na siebie i ze sobą reagują.
Przecież szybciej i pewnej da się uniknąć żądła śmierci, co się pojawia, często w ogóle go nie dostrzegając, w łożu miękko uścielonym, przykrytym purpurową narzutą, niżeli w legowisku na sianie, pokrytym brudem, cienkim i nędznym prześcieradłem. Ludy muszą dokładać starań, dokonywać wszelkich wysiłków, jakie tylko są możliwe, by chronić cenne zdrowie i życie Władców, bo od nich bowiem w jakiś sposób zależne jest powodzenie i szczęśliwość tych Ludów i obszarów. Najwybitniejsi mistrzowie Archiiatrii, w sztuce swej bardzo doświadczeni, leczący z wielką chwalą od długiego czasu, dysponujący dostatecznie bogatymi obserwacjami i doświadczeniem dotyczącym tego, co szkodzi ludzkiemu ciału, a co jemu przynosi pożytek, krótko powiem – zasobni we wszystkie te zalety, które zdaniem Ośw. mądrego Ramazziniego niezbędne są do wykonywania zawodu (lekarskiego), strzegą ich dniem i nocą. Najistotniejsze jest i najważniejsze, jakiemu Mężowi powierzone zostało zdrowie Władcy. Przestrzega się przy tym w samym Kodeksie, ks. IX, tyt. O profesorach i medykach, aby nie wybierać na Archiatra kogoś, kto uprzednio nie został sprawdzony w ocenie większości, i aby funkcji archiatry nie obejmowali za pomocą sprytnych zabiegów i złych sztuczek pospolici medycy. I nie można zaprzeczyć, że bardzo wielkie znaczenie dla pewniejszego i szybszego zwalczania chorób, ilekroć one zaatakują, mają zgodne rady mężów mądrych i doświadczonych. Ale trzeba też szczególnie zadbać o to, aby Władca (a jest on władcą nas wszystkich, którzy jesteśmy nędzniejszymi i podlejszymi mieszkańcami Ziemi), aczkolwiek skądinąd najwyższy ustawodawca, nie rościł sobie jakichkolwiek uprawnień do obalania praw przyrody i by mógł swobodnie czynić, czego tylko zapragnie. Także przychodząc na świat z matczynego łona, do tej doliny cierpień, Książęta nie mają w sobie nic wielkiego ani szczególnego. Tak więc, kiedy przyjdzie się im pojawić, są tacy sami, jak wzgardzony plebs i takie same czekają ich losy, jak i wszystkich synów naszej matki Ziemi.
V
Skąd wypływa sposób i cel niniejszego pisma
Oto, najmądrzejszy Królu! Ogromne ochronne działania pomocnej medycyny uprzedzającej troski! Oto jest sposób, jakim ja, choć nieobecny i nieznany Tobie człowiek, będę w stanie pomagać bezcennemu Twojemu zdrowiu. Ta myśl jest droga dla mnie i słodka. W ten sposób, co jest dla mnie najwyższą rozkoszą, będę mógł zaraz Tobie służyć, tak jakbym, przebywając w Warszawie, z zapałem wykonywał Twoje rozkazy, jakbym dzięki Twej łaskawości przebywał u Twego uświęconego boku jak najwierniejszy i nieodstępny towarzysz. Więcej powiem! Może z tego, co najuczciwiej nieobecny piszę – jeśli uznasz (to pismo) za godne przeglądnięcia i przeczytania, wyniknie, jak widać z przedstawionego najpokorniejszego wprowadzenia, najobfitszy pożytek dla Twego wiecznego zdrowia, boski Stanisławie Auguście! Naprawdę jest czymś obcym, by między ziemskimi bóstwami jawić się z obliczem i gestami Jowisza i łączyć nierozdzielnie chłód i surowość z majestatem i powagą, bo niczego innego nie dajesz doświadczać wszystkim innym, jak siebie dobrotliwego, przyjaznego i łagodnego. A także zawsze ukazujesz się tym, którzy do Ciebie przychodzą, jako kość (z kości) łaskawego Twego Rodzica. Mógłbym jednak mimo to, z pokornej niezmiennej rewerencji dla Twojego Królewskiego Majestatu, o mojej nieśmiałości i zawstydzeniu zamilczę, kiedy wypadałoby mówić i nieśmiałym i wahającym się głosem przekazywać Ci ozdrowieńcze napomnienia albo też powtarzać je, gdy to konieczne, jedynie z mojej winy mniej stosowne, bojąc się, abym przez to nie stał się Ci uciążliwym, nie chcąc się narażać na niełaskę, po prostu je pomijał. Albo, ponieważ jak mówi Eklezjasta (r. VIII, 4): z tym, co powie król, złączone jest władztwo, toteż nikt nie domaga się odeń uzasadnienia tego, co czyni, mógłbym, dla uniknięcia w przyszłości pewnych dietetycznych pomyłek, mniej na nie nastawać i nie pytać o decyzję. Słyszany niegdyś głos milknie, a napisane, z serca płynące słowa, pozostaną. Przyjmij przeto, Najłaskawszy Monarcho, z owym najdobrotliwszym obliczem, którym zwykłeś patrzeć i radować wszystkich tych, co do Twojej Uświęconej Osoby przystępują, bo nie zniósłbyś, aby ktoś odchodził zasmucony od najbardziej Tobie oddanego Śląskiego Lekarza, co ośmiela się przystępować do Twojego królewskiego tronu, w Genui wykształconego i stopy Twoje najpokorniej obejmującego, jego ręką spisane rady, które powierzam i oddaję jako pomoc Twoim Najwyższym Archiatrom.
Na pewno powinienem Cię przekonać, że nieomal nie ma żadnej innej drogi, idąc którą przerażającej gromady chorób byś uniknął i osiągnął długowieczność, tak pożądaną dla Ciebie i Twojej Sarmacji, jak ta, którą sługa Twój, najwierniejszy z wiernych, jakby wyciągniętym palcem Ci wskaże. Żaden inny uzasadniony strach nie może się we mnie zrodzić, jak ten, by dzieło moje, które zamyśliłem i zamierzam napisać, nie popadło w Twoją niełaskę. Ale nie jestem w stanie porzucić tej wielkiej nadziei, że nie zlekceważysz tych moich najuczciwszych napomnień i nie skażesz ich na zapomnienie. Jakże wielkie są tutaj moje wątpliwości! Jak wielkie zamieranie niemal z lęku, że mnie zignorujesz, ale przecież, by poprawić obyczaje Twojego Ludu i skłonić umysły do kultury umysłowej i zasiać wśród ludu ziarna cnoty, dla dobrego wszędzie porządku, który jest zawiasem ludzkiej szczęśliwości i stabilizacji, rozpocząłeś wydawanie wspaniałego periodycznego pisma, MONITORA. W czym współpracują z Tobą najwybitniejsi, z racji wiedzy i najświatlejszych zasług, Mężowie Królestwa. I dzieło to jest kontynuowane chwalebnie, budząc uznanie za granicą, ale nie samo z siebie, lecz dzięki Twojej łasce, poparciu Twojego autorytetu i Twojej pomocy – którymi je wspierasz. Pisząc to dzieło, chcę w moich napomnieniach służyć poprawie i rozwojowi wiedzy medycznej, a to przez wykorzystanie zgodnych opinii uczonych doktorów. Ale muszę też przedstawić skargi na defekty, jakie dotąd ciążą na tej wiedzy w Królestwie Polskim. Miejsce na to zostało wybrane przyjemne i wszystkim muzom przyjazne, skąd jednak straszne ongiś były (ich) ucieczki. Uciekała więc z nimi nie wszędzie szczęśliwa i szanowana Hygea, do owego azylu, w którego łonie ich Opiekun, Stanisław August Wielki! Czy jednak nie będzie przykre dla bardziej kształconych obyczajów naszego Wieku, że Wielkiemu Królowi, dzisiaj W Europie, poświęca się dzieło na pisane w języku rzymskim? Czy raczej nie należało dzisiaj użyć języka gallickiego, podobającego się wszędzie i używanego w pałacach Władców? Lecz Sarmacji przynosi chwałę, że na jej ziemiach, w każdym z regionów, Starej Łacinie oddawany jest nieuszczuplony honor. Ze zdziwieniem dowiadują się o tym, jak powszechne są przykłady tchnącego ozdobą starego języka, liczni zagraniczni uczeni. Wykształcony Świat powiadamia o tym „najbardziej łaciński” czcig. Ianozki w wydanym przez siebie Excerptum Poloniae Litteraturue.
Ale jednak: Niech sobie będzie Matka piękna, ale córka jest piękniejsza.
(Horacy, Carmina, ks. I, oda 16)
Temu tutaj nie zaprzeczę, kiedy ktoś tak na sprawę będzie patrzył, bo dzisiaj stawia się wyżej nad łacińskim językiem francuski. Któż jednak, nawet kiedy kocha francuszczyznę, nie będzie wielbił również jej Rodzicielki? Ty, najuczeńszy, najwymowniejszy z królów i znawco tylu języków obcych, również z łacińskim językiem jesteś jak najlepiej obeznany i dostatecznie wykształcony w studiach wszystkich nauk wyzwolonych. Jak przeto wielkim dla mnie zaufaniem, jak wielką przyjemnością jest móc przemawiać do Ciebie językiem Mędrców! Tak przeto zabezpieczony będę kroczyć dalej.
XI
To, co w szczególności sprawdza się
na najdoskonalszym przykładzie Stanisława Augusta
Jaki jest w końcu powód, że krążę wokół rozważań o pięknych i o, podobnie, dobrych władcach? Z jak wielką rozkoszą zwracam się od zmarłych do Ciebie żywego, Boski Stanisławie Auguście! Z jak wielką czcią widzę, że zajmujesz wybitne miejsce w towarzystwie i zgromadzeniu tak wybranych Władców, którzy z wyjątkowymi walorami zewnętrznymi ciała kojarzyli również wewnętrzną łagodność. Nie mogąc Ciebie oglądać, jednak mogłem widzieć, wprost z siebie wychodząc, Twoje, Panie Najwytworniejszy, wyobrażone rysy, u Przyjaciela mego, Polaka, na portrecie szczęśliwie przedstawionego genialną ręką artysty. Ciebie, właśnie przyozdabianego diademem królewskim, gdzie Cię może oglądać sławiący Cię świat. Jesteś jak żywy.
A także później, znów w pałacu Najczcigodniejszego księcia Sułkowskiego, którego z powodu szerokiej erudycji i wybitnego doświadczenia w prowadzeniu spraw publicznych i wyjątkowych zalet jego umysłu wysłałeś wówczas, jako najodpowiedniejszego po temu, jako Twojego posła na Dwór Gallicki. Tam Ciebie, Królu Najpiękniejszy, oglądałem w uniesieniu mojego serca i najstaranniejszymi oczyma na innym portrecie, najdokładniej przedstawionego, tak jakbyś był przy mnie obecny. Gdy W tym czasie zebrany na obrady, kwiat i ozdoba najświatlejszych i najdostojniejszych ludzi, chwałę Twoją jednomyślnie głosił, uważałem, że najsłuszniej należy do Ciebie zastosować to, co Capitolinus zanotował o Antoninie Piusie w jego Życiu: Zaszczyty te ziemskie, od Boga otrzymane; każdy wiek, każda płeć, każda kondycja i godność, głosi, że za świętokradcę zostałby uznany ten, kto jego wizerunku nie miałby w swoim domu.
Doprawdy, Twój, który oglądałem, portret, milcząc, głosi Twą miłość do rodzaju ludzkiego, i wrodzoną Twoją łaskawość i ludzkość, połączone z wielkodusznością i Majestatem. Jeżeli więc, co wyznał najmądrzejszy z Królów: mądrość człowieka oddaje jego oblicze, to w Twoim portrecie promieniuje ona samą tylko wspaniałością. Ogół bowiem Twoich ogromnych zalet, połączonych i zebranych, wspaniałych i promieniujących diamentów, wieńczący Ciebie i otulający, królewski Twój portret wypełniający, sporządzony z godnym podziwu artyzmem, poznałem z tym wszystkim jako nagrodę, która z łaskawej Twej i dobroczynnej ręki Najczcigodniejszy książę de Schöneich otrzymał w darze, gdy był ongiś wysłany przez Fryderyka Wielkiego jako poseł do Ciebie, kiedyś był jeszcze tylko kandydatem na króla.
Widziałem to i dziwiłem się, ze zostałeś przestawiony bez klejnotów, ze swoim własnym blaskiem i własną fryzurą i został tam oddany, nic nie ująwszy ich wspaniałości, blask Twoich oczu. Widziałem tam najczystszą Twoją twarz, między nagromadzeniem przelicznych drogocennych kamyków, jaśniejącą w swej całości jak księżyc pomiędzy gwiazdami. W końcu, w jakiejś najszczęśliwszej chwili wpadł w moje ręce Twój portret Królu, najbardziej godzien poznania, który na prośbę Najprzewielebniejszego biskupa i księcia Załuskiego najdokładniej odmalował rektorskimi barwami drugi – jak widzę – Apelles, najwykształceńszy Janozky, za staraniem oświeconego Boehniusa w Lipsku, (na zasadach) prawa publicznego uczyniony, którego pędzel kocham i wysławiam o wiele bardziej niż pędzel któregokolwiek spośród artystów. Najwyższą nagrodą dla tej pracy będzie zarys wszystkich najszlachetniejszych rysów, w doskonały sposób nakreślony, a który wykreślił ów mąż wyjątkowy – by patrzeć nań w samotności. I nie przypominam sobie, bym kiedyś oglądał podobne dzieło, o równej wierności i wykonane z podobnym artyzmem, jak (może) to co ongiś pewien szlachcic polski opisał w portrecie ducha i ciała Karola XII. Szlachcic, który jak wiesz, zawsze był obecny u boku króla, którego ratował po straszliwej Klęsce Połtawskiej, i z nieprawdopodobną wielkością ducha i mądrością wyniósł Sztandar, chociaż zawsze groźny zwycięski wróg zagrażał mu od tyłu. Tak, że należałoby go uznać, Poniatowskiego, za nieśmiertelnego. Tak bowiem ów portret został świadomie wykonany – jak żywy.
Ale teraz przystępuję do nieporównanego portretu Janozkiego.
XII
Król nasz, Najdostojniejszy i Najwspanialszy Władca.
Stanisław August, którego szczególny i wspaniały obraz
i wyobrażenie Autor ośmiela się ujrzeć jak najdokładniej
Król nasz, Najdostojnieszy i Najwspanialszy Władca, Stanisław August, pięknem swej postaci i cnotami swego umysłu jaśnieje między wszystkimi królami tego wieku oraz wszystkich poprzednich. Z tak wielką bowiem pokorą umysłu widzę Ciebie, Najlepszy Władco, jak się wyróżniasz między Cyrusami, Aleksandrami, Augustami, Tytusami, Antoninami, Trajanami, Teodozjuszami, Konstantynami, Karolami Wielkimi, Justynianami, Zygmuntami i między wszelkimi tymi Polski i całej Europy władcami, którzy albo w ubiegłych wiekach, albo dzisiaj, posiadali lub posiadają berło i koronę oraz zespoloną godność ducha i ciała. Całym swoim ciałem jesteś piękny i ujmujący. Któż więc Ci równocześnie odmówi co najmniej Twojego ducha wspaniałej przenikliwości – myślę o słowach znanego z panegiryków Konstantyna Wielkiego: Nie na darmo uczą najmądrzejsi mężowie, że sama Natura wyznacza wielkim umysłom godne ich siedliska i że z oblicza człowieka, z piękna jego członków można wnosić, jak dużo niebiańskiego ducha weszło tam, by mieszkać. I tak się stało, że wszyscy obcy, do których byś się za granicą udał, wiedzeni powszechną ku Tobie miłością, kiedy właśnie opróżnił się Polski tron, zgodnymi głosami stwierdzali, że Ciebie chcą za króla, i pomiędzy innymi państwami życzliwe temu były Rosja i Francja, jak i droga Ci Anglia, której dobrze jest znana wytworność Twego ducha i ciała, Twego wykształcenia i obyczajów, jakie wszystkie posiadasz prawem niejako dziedziczności. Również ona przyjęłaby Ciebie, tak jak Londyn, gdzie święte imię Twoje jest wypisane Twoją ręką w górnym, złotym krużganku Katedry. Z wyjątkowym szacunkiem po dziś dzień tam strzeżone. Ten Londyn wielkim głosem woła, że jesteś godzien, by obywatele Twoi jak najsłuszniej włożyli Ci koronę. Zadbał też, by pamięć o tym wydarzeniu przetrwała i w potomności, wybijając w końcu medal.
Słuszny Twój wzrost nie sięga jednak zbytecznej i przesadnej wysokości; (postać) nie podoba się, kiedy osiąga wielkość gigantyczną. Zarazem nie jest ona delikatna, słaba, chuda i pokorna, która mogłaby się wydawać przygnieciona Królewskim Majestatem, lecz jest właśnie taka, że nawet w największej gromadzie mężów słusznie i elegancko ukształconych, wyszukanych i światłych, gdzie nikt Ciebie przedtem nie widział, z łatwością wszyscy, co Cię nie znali, rozpoznaliby króla, jako kogoś wybitniejszego, kogo rzadziej można by oglądać, dziwnie przyciągającego wzrok tych, co na Ciebie patrzą. Tak więc można by bez mała do Ciebie odnieść to, co Caspinianus zanotował o Fryderyku III. W samej jego postawie Cesarski Majestat się odbijał. Taka była w nim godność oblicza, że nawet obcy natychmiast rozpoznałby w nim Cesarza. A można także odnieść do Ciebie to, co Gerard de Roux mówi w swojej historii. Była w nim jakaś wyjątkowa wielkość, z którą łączył się umiar w sprawach przyjemnych, zaś wobec niepowodzeń wytrwałość i niezwracanie uwagi na przypadki losu. W zgromadzeniach był przyjazny i miły, w rozmowach z domownikami pełen światłego rozsądku, wszędzie i zawsze dawał dowody swojej rzetelności, powagi, umiarkowania, pobożności, trzeźwości i czystości. Cnoty te nadawały jego obliczu, jego wyglądowi i postawie, jeszcze bardziej wyszukaną postać, tak bardzo właściwą dla Majestatu.
Podobnie i ongiś ja, niedaleko Cutnam i Villa Nova, w owej sławnej koronie uzdrowisk wytwornych Czechów, natychmiast rozpoznałem spacerującego najłaskawszej pamięci Franciszka I, ubranego w wojskową kurtę. Po majestacie oblicza, po powadze ruchów, ze szlachetności całego ciała zorientowałem się, że widzę przed sobą imperatora. Tego najwyższego władcy i Najdostojniejszej Małżonki, Marii Teresy, pełne godności zachowanie i najłaskawsze zagadnięcie zapamiętałem wdzięczny na zawsze.
U Ciebie, o najbardziej oświecony Stanisławie Auguście, czysta barwa twarzy jest wspomagana przez różowość policzków. Kogóż by zatem nie przyciągnął ten blask czystości Twego oblicza, ozdobionego pięknym rumieńcem, dający widzieć czołem otwartym i radosnym duch najczystszy i jego bramy? Jakiegoż Lekarza zaś najczystsza krew, najlepsze samopoczucie, czystość wody zmywającej, właściwa delikatność płynów przepływających naczyniami, skłonność do pocenia się, wnętrzności przejawiające różowość, świadczącą o ich ukrwieniu? Któryż lekarz by tego nie dostrzegł? Takich kolorów – między czernią i bielą – był August. Taki był kolor jabłek, czerwieniejących w fasce u Aleksandra Wielkiego. Takiego godnego oblicza był Walentynian Wielki, o którym to najbardziej chrześcijańskim Cesarzu tak mówi Ambroży: Mój Walentynian czysty jest i różowy, mając w sobie obraz Chrystusa. Tak o Chrystusie, niebiańskim Oblubieńcu, że czysty jest i rumiany.
Z tej tak zbudowanej i ubarwionej czystej twarzy pięknie wystaje Twój orli nos. Takim kształtem nosa cieszył się Cyrus. Nos bardzo wydatny i wystający miał Oktawian August cesarz. W nieco większy nos był wyposażony Karol Wielki, co także zauważono u Karola V i u niektórych innych władców Austrii, u których wielkość ducha i orła sprawność natury była dziedziczona nie inaczej, jak z najchwalebniejszego imperatora, od którego rozpoczyna się nowa linia Franciszka I. Oby rozciągnęła się ona aż po koniec stulecia. Tak więc, tego rodzaju nosy, średniej wielkości, wyraźnie wychodzące ze środka (twarzy), stopniowo tracące swe orle zakrzywienie, mówią wyraźnie o mądrości, cierpliwości, o sile ducha i są istotną cechą ludzkich fizjonomii. Podobnie u Persów nie było dawniej szlachetniejszej cechy, jak u Grypów, to znaczy takich (ludzi), którzy mieli zakrzywione nosy.
Ale natura Ducha nie odzwierciedla się jaśniej w niczym innym, ani w twarzy, ani w żadnej innej części ciała, jak w oku. W niczym innym nie przebłyskuje ów niewielki, jaki pozostał śmiertelnym, ślad utraconego Boskiego obrazu. Niewątpliwie z tego właśnie powodu stoicy uważali oko za Boga, a inni badacze przyrody nazywali oko Słońcem ciała. O Królu Najczystszy, Ty masz oczy wielkie i czarne, które sprawiają, że wszyscy w nie się wpatrujący oddają Ci swe umysły. Z czarnej źrenicy promieniujące na wzór najjaśniejszych gwiazd, rozsiewające wszędzie bogactwo swych promieni. Są (one) świadkami i przekazami najszlachetniejszego i najbardziej ludzkiego Twego serca i naśladowcami uroku niebiańskiej przyjaźni, umiaru, łaskawości, miłosierdzia – milcząco o nim mówiąc, równocześnie zaś ujawniają żywy i szlachetny umysł, oddając nerwy i najżywsze, przez nieprzepływające fluidy. W tę właśnie oznakę człowieczego piękna i wybitności Ty, Auguście Polaków zostałeś wyposażony przez dobroczynną Naturę, tak jak podobnie kiedyś August, Pan Rzymskiego Świata, z którym masz tak wiele wspólnych darów ducha i ciała i tak mało cech złych. Tamten bowiem miał oczy jasne i błyszczące, którymi (patrząc) pozwalał dostrzec, że jest w nim coś z boskich sił i że cieszy się, jeśli ktoś dokładniej mu się, jak w światło słońca, przypatrując, twarz pochylał, poświadczając w ten sposób niebywałe moce Jego umysłu. Jeśli zaś idzie o chwalenie Twoich, mysiego koloru, obydwojga oczu, ich splendoru i przenikliwości, którymi go w pięknym obliczu pięknem i szlachetnością nie pokonasz, to jednak zobaczysz pięknie wyrównane zęby, błyszczące jak kość słoniowa, a tak silne, jakie tylko wyjątkowo rzadko się trafiają.
Cieszył się on włosami kędzierzawymi i puszystymi, zebranym razem na głowie; lekceważył jednak lwią fryzurę. Ty masz włosy czarne, jak bajkowe włosy Bereniki, wyniesione między gwiazdy. W sposób wyszukany zwiększające uroki twarzy, nadające jej karnację śnieżnobiałą i purpurową. Wszystko to ozdoby, wzbronione luzem noszonym włosom, zebrane w wypielęgnowane fryzury ze skręconych loków, które tak lubisz nosić.
Włosy dają zatem najwyższą ozdobę ludzkiej twarzy. Bo czyż nawet drzewa nie są uszlachetniane i ozdabiane przez listowie i cały swój wygląd ani też łąkom nie przybywa więcej uroku od trawy, od roślin czy kwiatów, a polom od dojrzewających kłosów. Włosy są sławione przez Siliusa w jego Scypionie:
Marsowe czoło, swobodnie rozpuszczone, nieupięte włosy,
Nie kładź ich, do tyłu nie odrzucaj krótkich włosów.
Także Pompejuszowi i Katonowi włosy dane im przez naturę wiele przydawały, tak że nawet królowie traktowali ich z szacunkiem. Także piękna siwizna Karola Wielkiego podziwiana była przez wszystkich. Również bardzo sławione były wijące się włosy cesarza Zygmunta.
Tak wiele dóbr, i to tak szlachetnej natury, spłynęło naraz na Ciebie w takiej obfitości i otacza Cię, Najwytworniejszy Władco, i cóż dziwnego, że w każdym Twoim geście objawia się ogromna Powaga i Majestat. Tak więc Trajanowi polskich książąt właściwe jest to, co Ulpian mówi w swym panegiryku o Trajanie, a co powiedział jego chwalca, Pliniusz: już sama uroda ciała, dostojeństwo otaczające głowę i godność twarzy szeroko i długo ujawniają władcę.
Właściwe są Tobie dostojeństwo postaci i potęga, czego tak wiele było w Karolu Wielkim, zarówno gdy stał, jak i gdy siedział. Ten zaś gdy wchodził, to w każdym jego geście, W jakimkolwiek działaniu, jego Królewski Majestat wszędzie i zawsze był widoczny i niech nie opuszcza także nieśmiertelnego PIASTA. Ten wyniósł boskiego Mieczysława, ową miłość i rozkosz Ludu, któremu matka nasza, Wrocław, zawdzięcza albo powstanie, albo odbudowę, albo swój rozwój. Takiego rodzica najgodniejszym Synem był Bolesław Chrobry. Mąż najpiękniejszy przez swą wysoką i heroiczną cnotę i przez wytworność postaci, w biegłości umysłu najbystrzejszy, wielkością zaś swego ducha najsilniejszy. Swego Ludu i swoją własną chwałę wciąż rozlewając i ozdobami powiększając, szczodry, dobrodziejski, łagodny, zniewalający ową (łaską) szczególną tak, że ludzie drżeli o jego życie, jak o swoje. Szczyt owych łaski i cnót w Bolesławie podziwiał cesarz Otton III, kiedy był gościem, gdy ustanowił go pierwszym królem Polaków i własny diadem, ze swojej głowy zdjęty, na jego głowę nałożył.
Piękno całego ciała, wytworną postawę, wyjątkową sprawność członków, żywość wszelkich reakcji, kwitnące zdrowie, okazywał każdemu, kto nań patrzył, Kazimierz I, który w Paryżu był kształcony w naukach i najwytworniejszych obyczajach. Prawdziwy to bohater, co bardziej poświęcał swe serce poddanym niż sztuce zdobywania miast i fortec. Także Leszek Biały zachwycał mądrością, uczciwością i wyjątkowym umiarem we wszystkich swych gestach i obyczajach i gdziekolwiek się znajdował, wszędzie zostawiał ślad swej dobroczynności. Temu królowi, jak długo żył, zawsze towarzyszyła, aż po (ostatni) dzień, pełna skromności godność. Wspaniały naród otaczał wielkim szacunkiem Kazimierza, męża wysokiej statury, z czołem jasnym i podniesionym, o wijących się włosach, wyróżnionego, dla jego mądrości, sprawiedliwości dobrych decyzji, przydomkiem Wielkiego. Wielkich darów i niezmierzonych zasług dla Rzeczypospolitej (czemu nie przeszkodziły jego wątpliwe amory).
Nie bez łez przywołuję pamięć o okropnej klęsce pod Warną i owego niezwyciężonego bohatera, który tam poległ. Nieśmiertelnego Władysława, z jego piękną postacią i obliczem, będącym prawdziwie siedzibą łaski i Majestatu, pełnego przenikających go wszelkich cnót, niesplamionego żadnym, choćby i najmniejszym, występkiem. Niczego także po prostu nie brakowało Zygmuntowi I. Czego by jeszcze trzeba mu było dla oddania mu wszystkich serc? Wszelkie zewnętrzne cechy jego ciała wyrażały Majestat, z jego oblicza biła wybitna i szlachetna godność, która każdego nań patrzącego zapraszała w sposób pełen słodyczy, by go pokochał. W każdym jego geście przebijała ściśle z nim zrośnięta wielkość jego zasług.
W nie mniejsze zalety i cnoty był wyposażony Stefan Batory. O postawie zdążającej do smukłości, twarzy pełnej godności, czarnym włosie, pięknie zarysowanych ustach, cerze ciemnej, ale równocześnie zaróżowionej, zębach tak białych, jakie trudno zobaczyć. Pisał o tym Sarnicki i z tego wszystkiego wynika, że w jego ocenie czyniło to Stefana godnym powszechnego podziwu i sympatii. Jak wielki zatem może być najwytworniejszy związek łaskawości i prognostyków tejże, okazało się we Władysławie IV – co dowodzi i powoduje, że można mówić o miłości dynastii za ogólną zgodą wszystkich poddanych.
Ale porwany najczulszym uwielbieniem nieomal zapomniałem o mojej medycznej dziedzinie, wcieliłem się w słabego zresztą Historyka. Zerwawszy zatem tę nić, z należnym posłuszeństwem zajmę się (jeszcze) uświęconymi prochami Twoich ostatnich poprzedników, o Królu Najwybitniejszy, najsławniejszych Augustów, Ojców Ojczyzny, z powagi i ojcowskiej wyrozumiałości najwybitniejszych, nieczułych na zmiany fortuny, silnych w obliczu przeciwieństw, wielkodusznych i mądrych, poświęcających się swym szlachetnym sercem w najwyższej mierze poddanym, których miało tylekroć Królestwo Polski i których oglądał z podziwem cały kulturalny świat. Mógłbym zapewne bez szczególnej winy pominąć to, od czego wziąłeś krew Matczyną, która w Tobie, maleńkim jeszcze Embrionie, zasiała Cnotę, a z której (pochodzi) ów wielki wygasły Ród Jagielloński, pod którym przez dwieście lat rozkwitała Polska. W najszczęśliwszy sposób krew ta w Tobie została zaszczepiona. Gdy oczekiwano na małżeństwo Królowej Jadwigi, wysłany przez nią poseł miał powiadomić o wyglądzie Jagiełły. Ludzie złej woli utrzymywali, że jest on szpetny. Powrócił on szczęśliwie i doniósł, że ciało księcia Jagiełły jest pełne gracji, miłe, proporcjonalne, że ma on twarz wesołą, wydłużoną wprawdzie, lecz niczym nieoszpeconą, a sposób bycia ma poważny, prawdziwie godny księcia. I te wieści zostały przezeń w końcu nie tylko spełnione, ale znacznie przewyższone. Okazał się bowiem poważny, uczciwy, łagodny, lubiany. Prowadził tylko konieczne wojny, aby zabezpieczyć i umocnić w pokoju Rzeczypospolitą. Pokój zapewniał jej wszelkim kosztem i dbał o bezpieczeństwo publiczne. Stałby się jeszcze bardziej z rozlicznych cnót swoich, przede wszystkim wojennych, sławny – bo był zrodzony do znacznie większych – gdyby nie zabrała go śmiertelna gorączka.
A czyż mogę niedbale i z lenistwa przemilczeć o najwspanialszym tym męskim szczepie, z którego Ty wyszedłeś szczęśliwie, o Najwspanialszym Twoim Rodzicu, owym niezrównanym bohaterze, najsławniejszym księciu, Pierwszym Senatorze Królestwa, mężu zupełnie wyjątkowo wykształconym, (wsławionym) godnościami wszystkich swoich przodków i sławą ich zasług oddanych Rzeczypospolitej, co Ciebie nobilitowały. Własną cnota dorównując wszystkim albo ją przewyższając, połączony koniecznymi więzami z najsławniejszymi rodzinami, jest (on) co ważniejsze, Twoim Najwyższy Stanisławie Auguście, najszczęśliwszym rodzicielem. Niech stary Rzym zawsze wynosi między innymi wspaniałymi genealogiami, które wcale nie muszą obejmować wszystkich znanych światu, swoich Klaudiuszów, Korneliuszów, Fabianów; stara Grecja Akcidów i Aegidów, Italia – Ursynów i Kolumenów, Galia Walezjuszy i Burbonów, Anglia Eboratów i Lancasterów. Będzie też miała powody Sarmacja, by sławić swoich Czartoryskich, Sanguszków, Załuskich, Łubieńskich, Branickich, Jabłonowskich, Ogińskich, Ossolińskich, Morsztynów, Potockich, Lubomirskich, Bielińskich, Sapiehów, a teraz też jak najbardziej swoich Poniatowskich. Od nich początek biorą ojcowskie zalety, po dziadkach zaś aż po najdalsze krańce dziedzictwa Twojej łaski. I tu, podczas gdy górujesz ciałem i umysłem w sposób tak godny podziwu, (jesteś) Twojego rodu najwyższą ozdobą i wiecznym splendorem, promieniującym w jakiś sposób od Ciebie, rozlewasz gdzie tylko można szczęśliwość powszechną.
Jakżeż przeto ogromne znaczenie ma to rozważanie! Jak nieśmiertelne dzieło! Niech zatem życie Twoje trwa tak długo, jak to tylko możliwe i niech uczyni Cię, z powierzonymi Ci rządami, najszczęśliwszym, a życie Twoje jak najdłuższym i niech będzie najodleglejsza od Ciebie nieunikniona Libitina, a (ojczyznę) niech strzeże przed Twym smutnym odejściem.
XIII
Zaleca się Królowi dbałość o zdrowie, przez własnego
zdrowia rozpoznawanie i przez własną opiekę nad sobą
Naprawdę, Królu Najdostojniejszy! Wszystkie te działania nie zależą tylko od wiedzy Medyków i ich sprawności, lecz także od Twojego nieustannego interesowania się samym sobą. Twoja stała opieka nad samym sobą i uwaga, jak żyjesz, jak się czujesz, jest też absolutnie konieczna. Święte Księgi, które przede wszystkim mają na względzie zbawienie dusz, napisane są nie tylko dla tłumów ludzi, takich, których los jest nędzny, ale są również napisane dla Książąt i Wielkich Królów. Co krok liczne też zawierają wskazania dietetyczne, potwierdzone zwłaszcza przez najmędrszego z królów Salomona i przez Syracha. O nich dorzucę w odpowiednim miejscu moje uwagi. I tymi najsłuszniejszymi regułami życia kierują się wybitni uczeni poszczególnych ludów – Nauczyciele obyczajów. Platon w swoich znakomitych dysputach o państwie zaleca wiele rzeczy, których należy przestrzegać. Podobnie Cicero, gdy mówi o obowiązkach człowieka. Cicero mówi: zdrowie jest podtrzymywane przez znajomość swego ciała i przez obserwowanie jego przypadków, które zwykle mogą być albo korzystne, albo szkodliwe. Mieszczą się one we wszelkim pożywieniu, mają swoją przyczynę albo w dbałości o higienę ciała, w pomijaniu używek lub w ich ostrożnym używaniu – co już należy zresztą do osobnej wiedzy. Wszystkie te sprawy szczegółowiej wyjaśnia Plutarch, gdy mówi, że wprawdzie są rzeczy nieprzyjemne, ale dla poznania stanu swojego żołądka przydatne albo szkodliwe; są łatwe w użyciu albo trudne, wymagające pomocy Medyka, wymagają też rozróżnienia na słodkie i gorzkie.
Także Puffendorf, pisząc o obowiązkach wobec samego siebie, zaleca jako pierwszą sprawę troskę o umysł, a skoro umysł wspomagany jest przez ciało, to stwierdza też, że konieczne jest także dbanie 0 ciało. A że człowiek, zgodnie z naturą, ciało swoje odżywia i zdrowie konserwuje, to, aby strzec całości ciała i jego członków, używa tego, co dla zdrowia korzystne, a unika rzeczy szkodliwych. Ludzie często lekceważą te obowiązki, częściowo z braku doświadczenia, a częściowo przez brak równowagi uczuciowej. Tym bardziej przeto przesławni Mężowie, którzy całe swoje życie poświęcili zachowaniu ludzkiego żywota, stworzyli w ten sposób Medycynę oraz uczyli, jak ją dalej rozwijać, byli przez cały czas pewni, że dla zachowania zdrowia nie można oczekiwać pomocy tylko od innych, lecz uczyli, by każdy człowiek, na ile tylko może, starał się poznawać Medycynę. Jak to bowiem wypada, by każdy posiadający intelekt i nim się posługujący nie wiedział, że przy nieuniknionym braku obcej pomocy umysłowej Magistrów, gdy brakuje znajomości siebie samego, trzeba nieprzerwanie doskonalić siebie i interesować się własnym ciałem, wnikać W jego uszkodzenia iw jego siły i pracować nad tym, by bardziej poznać jego wnętrze. Każdy i pod każdym względem, powinien to czynić. Z tego powodu, jeśli pominąć Starych i Nowych (autorów), Hoffmann przedstawił tę sprawę w uczonej dysertacji, Medicus sui ipsius (Lekarz sam dla siebie), a Berger (o niej) pięknie powiedział w Conservatio Valitudinis et Cognitione sui (Zachowanie zdrowia przez poznanie samego siebie). Słusznie też ocenił pełne lekceważenia lenistwo człowieka, który domu, jaki ma i w którym mieszka, w ogóle nie zna albo zna tylko powierzchownie, jeżeli nie przewidywałby (on) w dojrzały sposób szkód, jakiegokolwiek rodzaju, jeżeli nie wiedziałby zupełnie, czy dom stoi na solidnych fundamentach, czy wytrzyma, gdy się będzie chwiał, czy zdoła się oprzeć sile wiatru i nawałnic, czy należy spodziewać się jego całkowitej ruiny? A jeżeli zagrażałoby już jakieś poważniejsze niebezpieczeństwo lub gdyby już zaistniało, czyż w ogóle nie zadbałby o budowniczych i robotników? Czy więc dusza nie byłaby całkiem głupia, gdyby zupełnie zapomniała o ciele, z którym tak silnie jest związana i w którym przebywa? Albo wcale nie zwracała na nie uwagi lub gdyby jednak długotrwałość ich związku i radość niej oceniała jako coś przesadnego – czyż nie słusznie byłaby oskarżana (taka) dusza, która by nie dbała o to, pod jakimi warunkami jej połączenie z ciałem może być trwałe, słodkie i radosne i jak ma uniknąć tego, co niemiłe, bolesne, będące zmartwieniem, by nie doszło do szybkiego rozpadu i co w końcu trzeba czynić, aby połączenie to trwało szczęśliwie jak najdłużej?
A także owa wnikliwa obserwacja siebie samego i nienaruszonego zdrowia, słuszna i doświadczona, dyktowana zdrowym rozsądkiem, ocena (zdarzeń to zdrowie) wspierających albo mu szkodzących, która dotyczy spraw najwyższej wagi, bo życia i zdrowia i tym bardziej każdemu jest potrzebna, skoro jest bardziej niż pewne, że ludziom dana jest właściwa im konstytucja, przez Medyków nazywana idiosynkrazją, a która występuje, kiedy u niektórych osób powstają ograniczenia i osobliwości limitujące zasady dietetyczne.
Dzięki pewnej szczególnej naturze fluidów, dzięki ich zmieszaniu, zwłaszcza zaś oddziaływaniu na części stałe i na nerwy – coś, co jednemu człowiekowi przez ciągłe doświadczenie dotyczące pokarmów, powietrza, napojów, picia, snu, przez swoje naturalne wpływy może być pomocne, innemu człowiekowi może szkodzić lub w niewielkim tylko stopniu pomagać – i vice versa – albo też – jednemu jest obojętne to, co drugiemu pomaga lub szkodzi. Owa idiosynkrazja, która, jeżeli jakikolwiek inny argument jest filozoficzną zasadą (…) ze w całym uniwersum nie ma dwóch bytów absolutnie podobnych do siebie. jest to trwała i stała zasada filozofii. Zatem – powiadam – nikt z bardziej przenikliwych Medyków nie pominie łatwo tego faktu, bo temu faktowi nie da się bezwzględnie przyporządkować żadna uniwersalna reguła leczenia. Właśnie z uwagi na tę idiosynkrazję, ponieważ ona właśnie odróżnia od siebie pojedynczych ludzi i wyodrębnia ich, tak jak rodzaje twarzy odróżniają od siebie wszystkich ludzi i dopuszcza się jedynie, że co najwyżej dwóch ludzi może mieć bardzo podobne twarze, chociaż wszystkie ludzkie twarze mają takie same najważniejsze części, które twarz tworzą. W ogóle chodzi o to, aby każdy, doświadczony po dłuższych obserwacjach siebie samego, ocenił przez własny swój rozsądek i tam, gdzie konieczność tego wymaga, skłaniał lekarza, aby zrezygnował – jeżeli tak powiedzieć można – z sobie właściwej natury.
(…) gdyby lekarz, powiadomiony o danej idiosynkrazji, to zlekceważył, i jeżeli pod innym względem ciało nie wymagałoby czegoś specjalnego, byłoby to jeszcze szkodliwsze. Zaniedbanie takie jest szczególnie szkodliwe przy delikatnej strukturze ciała, zwłaszcza zaś gdy nerwy są szczególnie delikatne i bardzo wrażliwe na uszkodzenia. O tym jednak nie można się zorientować z zewnętrznego wyglądu ciała. Celsus poucza, że zdrowsze są ciała, których tkanki są silniejsze, naczynia szersze i elastyczne, nerwy silniejsze, wewnętrzne organy silniejsze, co bez szkody znoszą każde pożywienie, wszelkie zanieczyszczone powietrze, każdy wysiłek fizyczny, taki, którego inne, bardziej delikatne ciała powinny unikać z uwagi na swój ogólny stan, aby z tej racji nie ponosiły szkód. (Tacy ludzie) powinni bardzo starannie przestrzegać i pilnować tego, co ich ciała mogą przyjmować, a co i w jakiej ilości tolerują. Cokolwiek bowiem oddziałuje na ludzkie ciało, działa nie tylko z powodu swej własnej siły i skuteczności, ale przede wszystkim w zależności od dyspozycji ciał, na które działa. Dyspozycji dla nich konkretnie właściwej, z czego w rezultacie wypływa tyle i tak różnorodnych skutków, wywołanych przez te oddziaływania i tyle tak różnorodnych sposobów reagowania. jest ich tyle, ilu jest ludzi. Zależy to także od konkretnego jednego i tego samego człowieka, od czasu i różnych okoliczności. W tym samym człowieku mogą powodować bardzo różne objawy.
Kto zatem kocha samego siebie, swoje życie i swoje zdrowie, winien jak najstaranniej badać specyficzne i indywidualne sposoby reagowania własnego ciała. Powierzać je swojej pamięci, tak aby wiedzieć z doświadczenia, który środek jest jego przyjacielem, a który wrogiem. Jeżeli tak będzie postępował i unikał będzie (środków), które mu nie odpowiadają, a stosować będzie te, które są mu pomocne, to gdy dotkną go, będące poza jego władzą, choroby, mimo to cieszyć się będzie pełnym i trwałym zdrowiem. Jest tylko jeden środek, który warto stosować, aby choroby rzadziej były śmiertelne. Tak będzie, jeśli Medycy w wystarczającej mierze mogą im sprostać swą wiedzą i doświadczeniem. Jeśli ich śmiertelności nie mogą zupełnie usunąć, to przynajmniej spowodują, ze będą one rzadziej występowały.
XV
Istnieje już wiele książek omawiających te sprawy.
Autor dodaje do nich swoje poglądy
Już zatem, jako że dopomagać mam w tym jako Medyk, przystępuję do owego błogosławionego starania, dzięki któremu będziesz w najszerszej mierze najpewniejszą ozdobą Rzeczypospolitej Polskiej i pożytkiem dla niej, któremu należałoby życzyć jak najdłuższego trwania, rozkwitu i rozwoju. Teraz, rozważając te sprawy, chciałbym je uzupełnić, bo może uszły Twojej uwadze, pomnożyć je, przytoczyć i przedstawić W moich uwagach. Nie braknie mianowicie Autorów ksiąg medycznych, którzy obficie dostarczają rad zdrowotnych zarówno wszystkim w ogóle ludziom, jak i optymatom, książętom i królom Dzięki nim Twoje zdrowie będzie należyte, będzie długo w takim stanie zachowane, by przetrwało aż do ostatecznego kresu, określonego przez Naturę. Ale przecież czymś opacznym byłoby Ciebie, Króla Filozofów, najznakomitszego znawcę najlepszych dzieł i władcę tak łaknącego lektury, odciągać od pilnych i królewskich zajęć i zamykać w Muzeach Leków i prowadzić do półek z ich księgarni, do setek dzieł różnych Autorów w różnych językach napisanych, abyś Ty je wertował i na swój pożytek obracał. Czy ośmieliłbym się proponować Ci dzieła Wielkiego Hipokratesa, najczcigodniejszego Rodziciela naszej sztuki, w których mieści się bardzo wiele reguł znakomicie służących do kierowania własnym życiem, lecz w jego pismach ogromnie rozproszonych i nigdzi