<< powrót

Powstanie Warszawskie i Medycyna tom I

WSPOMNIENIA WOJENNE

Barbara BURZYŃSKA–DANILUK

WSPOMNIENIA WOJENNE

Już jako uczennica gimnazjum, a potem studentka medycyny w Szkole Sanitarnej doc. Jana Zaorskiego byłam skierowana do Szpitala Przemienienia Pańskiego na Pradze, gdzie uczono nas zakładania opatrunków i udzielania pierwszej pomocy rannym. Trzeba było poznać również konstrukcję broni i sposób jej używania.

Przenosiłam również tajne papiery. Był to 1942 r. W momencie wybuchu powstania byłam skierowana wraz z moją siostrą i kilkoma dziewczętami na punkt sanitarny przy ulicy Grochowskiej. Powstanie na Pradze stopniowo wygasało. Powrót z punktu sanitarnego był bardzo niebezpieczny – przez cały czas pod ostrzałem. Szczególnie koło Dworca Wileńskiego świstały liczne kule nad moją głową. Dziwne, że udało mi się przejść pod tą okropną strzelaniną. Wkoło leżały trupy ludzkie. Przez cały czas modliłam się odmawiając „Pod Twoją obronę”.

Moja siostra została postrzelona przez Niemców w lewe ramię bardzo blisko serca. Jej transport był trudny i musiała zostać w prywatnym mieszkaniu, ale groziło jej zakażenie z powodu braku leków. Rannych było wielu. Zmusiło to lekarzy do zorganizowania szpitala na terenie szkoły przy ulicy Kowelskiej 1, pod opieką chirurga dr. Mieczysława Pyżakowskiego, dr. Stanisława Rybickiego i dr. Mieczysława Galeckiego. Pomagali nam również ludzie cywilni w charakterze noszowych pielęgniarzy i służb technicznych. Robiliśmy wiele opatrunków rannym.

W sali na pierwszym piętrze, przystosowanej do wykonywania w niej zabiegów chirurgicznych, wykonywano trudne operacje, często pod ostrzałem artyleryjskim, z koniecznością przerywania zabiegu, bo wpadały pociski. Często gasło światło. Na sali operował dr Pyżakowski, a często instrumentariuszką była Elżbieta Skarżyńska, stażystka – studentka z wydziału lekarskiego podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego. Była osobą bardzo wątłą, tym bardziej zagrożoną na trudne warunki, jakie panowały w szpitalu wojennym. Zachorowała w krótkim czasie na gruźlicę płuc. Z ledwością ją uratowano. Kilka lat temu zmarła na nowotwór przewodu pokarmowego. Pamiętam młodego podporucznika, który był dwa razy postrzelony w penis. Po dokonanym zabiegu operacyjnym pozwalał, by opatrunki robiła tylko jedna i ta sama pielęgniarka. Potem wracał na front na pierwszą linię. Po wojnie ożenił się ze swoją sanitariuszką i miał zdrowe, ładne dzieci.

Dojście do szpitala było bardzo trudne, zawsze pod ostrzałem. Nigdy nie było wiadomo, czy wróci się szczęśliwie do domu na noc. Po dwóch tygodniach weszły na Pragę wojska sowieckie. Dostaliśmy tajny rozkaz, żeby wszystkie dowody przynależności do AK zniszczyć i nie ujawniać swojej łączności z tą organizacją. Po upadku Powstania Warszawskiego szpital istniał jeszcze przez dwa lata i pełnił rolę usługową lekarską i pielęgniarską dla Warszawy prawo- i lewobrzeżnej.