<< powrót

Pamiętnik TLW 2006

Wizerunek polskiego lekarza w literaturze XIX w.

Joanna Mackiewicz

Wizerunek polskiego lekarza w literaturze XIX w.

Gdyby mnie kto dziś zapytał, jakie cnoty uważam za najważniejsze dla lekarza, odpowiedziałbym bez wahania: ludzkość, sumienność i stanowczość.

Władysław Biegański

[1]

Słowo wizerunek – jak czytamy w Słowniku etymologicznym języka polskiego  Aleksandra Brücknera – dawny  wizerunk, obraz, pochodzi od łacińskiego videre (widzieć). Oznacza podobiznę, portret, szkic, fotografię, zdjęcie albo wyobrażenie. Kreślić wizerunek to znaczy opisywać słowami, bacznie patrzeć, celować okiem, mierzyć. Obiektywizacja tak pojętego spojrzenia  wymaga czasu. Wyobrażenia i opinie o ludziach, jak wiemy, ulegają zmianie. Portrety pojedynczych osób czy całych środowisk, powstałe pod wpływem ideologii, prądów, mód, widziane z oddalenia nabierają ostrości albo zupełnie zacierają się w pamięci. Wraz z upływem lat nabieramy do nich dystansu albo wręcz przeciwnie, nadmiernie je idealizujemy.

Identycznym przemianom podlegał utrwalany w słowie i obrazie XIX- wieczny wizerunek polskiego lekarza. Specyfika tego zawodu spowodowała, że w społecznym odbiorze lekarskie portrety zawsze były nasycone emocjami. Współczesne opinie o tamtych postaciach formułujemy m.in. na podstawie różnych tekstów z czasopism medycznych, pamiętników, listów. Ale oprócz źródeł odtwarzających pośrednio w naszej świadomości portret człowieka istnieje jeszcze zjawisko własnego odbicia, czyli autokreacja, która zazwyczaj bywa dość starannie kształtowana. O tym, jak lekarze w XIX w. pielęgnowali swoje przekonania o „ kapłaństwie powołania”, dowiadujemy się m.in. z prac normujących wewnętrzne wskazania etyczne i definiujących istotę medycyny.

Ważny dar obrazu posiedliśmy także dzięki literaturze pięknej. I to właśnie literatura piękna stawała się na równi z XIX-wieczną publicystyką dość istotnym – bo działającym w obydwie strony – narzędziem budującym wizerunek lekarzy. Medycyna, jak zresztą wiemy, zawsze stanowiła dla twórców znaczące źródło inspiracji. Fikcyjne wzory naśladowano w świecie rzeczywistym i gotowe przykłady świat realny dostarczał literaturze.

Spójrzmy przez pryzmat słowa literackiego na szczególnie wtedy charakterystyczne typy postaci. Na początku XIX w. literatura portretowała lekarzy raczej negatywnie. Na ogół były to osoby podobne do molierowskich – jak ich nazwał Boy-Żeleński – uczeńców, cyników [2].W stereotypie społecznym  dość długo funkcjonowały XVIII-wieczne wzory „lekarzów – jak pisał Józef Załuski[3] – iako raczey kalekarzów, o kalectwo a czasem y samą śmierć przyprawiających szarlatanów (…) ziemią cmentarzową swoie błędy pokrywaiących, zwłaszcza w naszey nieporządney Polszcze”. Opisom tamtych lekarzy trudno jednak odmówić malowniczości. Jak odnotował w wydanym w Warszawie w 1830 r. w pierwszym tomie Przysłów narodowych Władysław Kazimierz Wóycicki[4]: „ Polska dawniey obfitowała w doktorów cudzoziemców, szczególniej Włochów i Niemców, ci używaiąc właściwych sobie ubiorów, chodzili w trzewikach i pończochach. Dokładnie określił stróy takowy Julian Ursyn Niemcewicz opisując doktora Niemca [5]: »Poczciwy był to Niemiec, ledwie kilka słów po polsku mówiący, nosił on zielone suknie, z złotemi guzikami u pluderek, u kolan złotą taśmę, czarną wstążkę koło szyi, perukę na głowie i maleńki kapelusz, z tyłu po łytkach klepała się maleńka szpadka z porcellanową rękoieścią«. Lud iak zawsze nielubiący Niemców, wyśmiewaiąc ten ubiór, ile razy uyrzał idącego doktora wołał: »Doktór pończoszka« od noszenia pończoch. Słowa te poszły w przysłowie. Tu należy przysłowie w temże samem znaczeniu używane: »Doktor Jugo, kogo kuruje, tego niedługo«.

Sami lekarze starali się przedstawiać zupełnie inaczej. Ludwik Perzyna, kreśląc pod koniec XVIII stulecia wzorcową sylwetkę lekarza, pisał m.in.: „Lekarz uczony i biegły, ma twarz szczerą i przysurowszą, bywa rzetelny, nie chwalący się, min nie stroi, ani byczenia się po nim nie widać, niewiele obiecuje, a za nic nie ręczy”[6]. Mimo to jeszcze w latach dwudziestych XIX stulecia można było spotkać dość odrażające postacie podobne do doktora Brawackigo, kolegi Józefa Kowszewicza[7]. Był on – jak pisał Szokalski[8]– „ lekarzem wojskowym wysokiego wzrostu, chodził nieco zgarbiony i odznaczał się wstrętnem zaniedbaniem. Brudas, opierzony, nieuczesany i zaplamiony, w wypłowiałym bez guzików mundurze, nieogolony i nieumyty, w powykrzywianych butach, raził, a nawet niepokoił swą ruchliwością i swemi brudnemi łapami z krogulczymi paznokciami w żałobie”[9].

O tym, jak trudno dopasować do dzisiejszych wyobrażeń nie tylko wygląd, ale również doświadczenia i postawy tamtych odległych postaci, przekonujemy się także czytając niektóre wspomnienia pośmiertne. Z ich treści wyłaniają się wymierne, bo na miarę swoich czasów, opisywane za pomocą dość skomplikowanych figur stylistycznych, zasługi zmarłych lekarzy. Na przykład w Wiadomości o życiu Brandta[10], wspomnieniu napisanym przez Adama Helbicha[11], członka korespondenta Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego, czytamy: „Zasługi Brandta dla kraju i poświęcenie się dobru ludzkości i młodzieży nie uszły łaskawego oka i względów, dwóch po sobie panujących monarchów; b. p. Cesarz Aleksander I zaszczycił Brandta z całą rodziną w roku 1824 szlachectwem. Jak były skromne jego żądze, świadczy godło herbu „Przysługa”. Nayjaśniejszy Cesarz Mikołay I ozdobił w r.1830 Brandta Orderem  S. Stanisława  klassy 3”[12].

Na wypracowanie zbiorowego wizerunku lekarzy duży wpływ wywarła idea stowarzyszeniowa. Dzięki regionalnym towarzystwom kształtował się nowy, choć stale osadzony w tradycji oświeceniowej, model lekarza-fachowca, coraz lepiej zorientowanego zawodowo, świadomego swojej przynależności do elity[13]. Rzeczywistymi strażnikami pozytywnego wizerunku stawały się nowe środowiska lekarskie, które wyznaczały hierarchie i uświęcały autorytety. Środowisko warszawskie miało jak żadne inne, mimo zamknięcia wyższych uczelni, stałą możliwość doskonalenia swego poziomu zawodowo-naukowego w TLW[14]. Również literatura piękna drugiej połowy XIX stulecia przyczyniła się znacznie do wykreowania nowej kategorii lekarzy – inteligentów. Socjolog Józef Chałasiński[15] nazwał całą tę formację mianem „inteligentów prometejskich”: „Mit lekarza- ofiarnika stale jeszcze funkcjonuje w społecznym stereotypie. W założeniu jest to człowiek, który do końca, nie bacząc na żadne niesprzyjające okoliczności, powinien wypełniać swoje posłannictwo” .

Każdy w miarę wiarygodny portret, zarówno rzeczywisty, jak i ten stale postulowany, powstaje bardzo powoli. Karol Libelt określając w połowie XIX w. archetypiczny, wczesny wizerunek polskiego inteligenta, zaliczył do tworzącej się wówczas grupy inteligencji tych, którzy otrzymali wykształcenie. Ono wynosiło ponad inne warstwy społeczne i przesądzało o przynależności do elity społecznej. Ta awangardowa grupa pełniła przywódczą rolę w całym narodzie. Lekarze jako wykształceni fachowcy doskonale do niej pasowali. Ich praca była jednocześnie realizacją powołania, wyrazem całej postawy życiowej. Po powstaniu styczniowym tylko lekarze, pomimo że zabrakło dla nich etatów szpitalnych, pozostali w swoim zawodzie. Bo większość ludzi z wyższym wykształceniem imała się wtedy różnych zajęć[16].

Polscy inteligenci mieli jeszcze inny walor. W artykule O inteligencji w znaczeniu polskim, ogłoszonym w  1861 r. w lwowskim „Dzienniku Literackim”, nieznany autor trafnie zdefiniował naszą odrębną kategorię inteligenckości: „ma (ona) jakieś duchowe, niezmierzone okiem ramiona… żadną więc miarą nie może być zastosowana jedynie do specjalizmu”.

Literatura piękna rychło podjęła ten oryginalny motyw romantycznego rodowodu polskiego lekarza. Dzięki temu powstał doktor Judym, bohater powieści Stefana Żeromskiego Ludzie bezdomni. Analizując jego dzieje zazwyczaj zwracamy uwagę na dramat samotnego człowieka, który stoi przed trudnym wyborem – czy powinien związać się z Joasią, założyć dom i wieść szczęśliwe życie, czy też iść za powołaniem i całkowicie poświęcić się pracy, niosąc pomoc ludziom najuboższym. Zastanawiamy się, kim on jest: romantykiem czy pozytywistą? Przyjrzyjmy się bliżej Judymowi lekarzowi. Bo przecież Żeromski ustami swojego bohatera prezentował własne, charakterystyczne dla całych kręgów inteligencji twórczej, bardzo konkretne poglądy na temat roli i powinności lekarzy. Odnajdujemy je w referacie, który Judym odczytał w salonie doktora Czernisza, a także w dyskusji, która wywiązała się tuż po jego wygłoszeniu. Prelegent zadał pytanie: kto jest odpowiedzialny za powszechną biedę i na kim spoczywa obowiązek jej rozwiązania? Odpowiedź wydawała się oczywista – walka o poprawę egzystencji ludzi najuboższych jest zbiorowym obowiązkiem lekarzy. Żeromski – Judym nakreślił szeroki program reform, z niechęcią odniósł się do filantropii, zupełnie nie wierzył w jej skuteczność, tak samo zresztą jak większość trzeźwo myślących inteligentów. Twierdził, że współczesny lekarz, który zazwyczaj jest sługą ludzi bogatych, zapomina, że jego obowiązkiem jest objęcie opieką medyczną wszystkich potrzebujących, a szczególnie najbiedniejszych i bezbronnych. Uważał też, że zadaniem lekarza jest nie tylko leczenie, ale również zapobieganie chorobom, podnoszenie poziomu higieny i prowadzenie działań profilaktycznych.

Wprawdzie potem wielokrotnie krytykowano pozytywistyczne postulaty etyczne, ale lekarze, zgodnie z duchem czasów, zaczęli się z nimi utożsamiać, przyjmowali na siebie ciężar odgórnie powierzanej im misji. Dość szybko magiczne, idealistyczne wzory literackie zaczęły wpływać na prawdziwe ludzkie przekonania. W 1900 roku na łamach „Krytyki Lekarskiej” ukazała się recenzja Ludzi bezdomnych pióra dr. Zygmunta Kramsztyka[17], w której czytamy: „Zasadniczą ideą utworu są nowe, szerokie zadania lekarza w społeczeństwie; a przynajmniej czytelnik- lekarz w ten sposób autora rozumieć może (…) lekarze coraz lepiej (je) pojmują (…) Samo istnienie Towarzystwa Higienicznego, jego działalność  i rozprawy świadczą wymownie, że przynajmniej w zarodku te dążenia kiełkują wśród lekarzy”. Kramsztyk stwierdzał: „Swojej idei poświęca – niepotrzebnie – dr Judym szczęście osobiste, ukochaną niewiastę. Przegrywa walki przez błędy miłosne, spowodowane zbytnim zapałem. To wszystko zrozumiałe, bohater powieści jest samotny, odosobniony, nikt go uznać nie chce i nikt pójść z nim razem. Zapał bezwzględny pioniera jest jedynym motorem wielkich reform społecznych, ale też nieraz wiedzie do przesady i błędów”. Swoją recenzję zakończył patriotycznym przesłaniem, utrzymanym – co zresztą zrozumiałe – w formie dość zawoalowanej, dla wszystkich jednak czytelnej: ”Jedno tylko za złe mamy bohaterowi czy autorowi powieści – pobyt dra Judyma w Paryżu. Młody lekarz w Paryżu z pewnością dużo może skorzystać, ale te idee, którym się poświęcił cały, nabył dr Judym w domu, nie w Paryżu”[18].

Jan Józef Szczepański [19] w wiele lat potem napisał o Judymie, że był to „wzorzec społecznika, szlachetny, rozhisteryzowany, ponury, pełen kompleksów, tragiczny, romantyczny (w czasach pozytywizmu!) ofiarnik miotający się samotnie wśród powszechnego sobkostwa, zmuszony do uważania perspektyw osobistego szczęścia za wizję zdrady swej humanitarnej misji”.

Zaprzeczeniem postaw radykalnych i nonkonformistycznych były takie postaci literackie, które traktowały swój zawód lekarski jedynie jako profesję przynoszącą dochody, zapominając zupełnie o powołaniu. Taki portret– jak pamiętamy ze szkolnych lektur – naszkicował Stefan Żeromski w noweli Siłaczka. Jej bohater, doktor Paweł Obarecki, pod wpływem haseł „pracy u postaw” wyruszył do prowincjonalnego miasteczka, Obrzydłówka, by nieść pomoc ludziom chorym i ubogim. Szybko jednak przestał ich leczyć, bo nie byli w stanie mu płacić. Pacjentami zostali jedynie żydowscy mieszkańcy miasta, których zachęcała nadzwyczajna taniość m e d y c y n y. Apteczka Obareckiego – symbol młodzieńczego zapału i idealizmu – została więc zamknięta na głucho.

Zagrożenia opisywane w realistycznej prozie pozytywistycznej występowały także w świecie rzeczywistym. Lekarze doskonale orientowali się, jak byli słabi i przez to wystawiani na krytykę. Znali też siłę słowa i doceniali trud polskich pisarzy w prostowaniu „wielu błędnych pojęć, jakie ogół o lekarzach sobie wyrobił”[20] . Dlatego członkowie TLW nie tylko w imieniu korporacji, ale też jako „czoło intelligencyi”[21] przygotowali – manifestując tym samym i swoją postawę patriotyczną – ozdobny adres na jubileusz 50-lecia pracy literackiej Józefa Ignacego Kraszewskiego. Józef Peszke [22] wykonał go, a potem wręczył mieszkającemu w Dreźnie pisarzowi. „Ile razy – argumentował tę wspólną decyzję Henryk Dobrzycki[23] – w powieściach jego występuje lekarz, prawie zawsze niezależnie od człowieka nauki jest on przyjacielem, opiekunem i pocieszycielem cierpiącego; zawsze w jego piersi szlachetne bije serce”[24].

Mimo literackiego wsparcia lekarze nie zawsze potrafili stanąć na wysokości zadania, często ich praktyka bywała przedmiotem przetargowym, a porada stawała się zwyczajnym towarem. Na co dzień trudno było tworzyć i uwiarygodniać nieskazitelność lekarskiego wizerunku. Na szczęście w czasie toczącego  się na  przełomie XIX i XX stulecia wewnętrznego dyskursu filozoficznego [25] silna już wtedy grupa zawodowa wykształciła w sobie znaczną zdolność do autorefleksji. Pisano manifesty etyczne, formułując szczegółowe i przejrzyste, własne normy postępowania.

Ważną rolę w powstaniu polskiej szkoły filozofii medycyny spełnił Władysław Biegański. Filozofia ma niewątpliwy walor ponadczasowości, okazuje się, że i jego Myśli i aforyzmy o etyce lekarskiej[26], dedykowane „towarzyszom w zawodzie lekarskim”, wcale się nie zestarzały. Wystarczy zacytować choćby tylko jedno jego spostrzeżenie: „Upadającą etykę lekarską chcą dziś ratować przez instytucyę izb lekarskich i sądów honorowych. Daremne starania! Nikt nie stawia grobli w czasie wylewu”.

W kreowaniu wizerunku lekarzy sprzymierzeńcami stały się również ówczesne media. Publicystyka pozytywistyczna żywo i skutecznie zajmowała się propagowaniem wszystkich użytecznych zawodów. Często na łamach prasy pojawiały się także różnorodne lekarskie portrety. Czytając Kroniki Bolesława Prusa, który deklarował, że „cała filozofia życia polega na tym, ażeby nigdy nie zwieszać uszów, ale na każdą epokę wybierać odpowiednie zajęcie”, poznajemy mechanizmy sprzyjające narodzinom XIX-wiecznych autorytetów. „Fach lekarski – tłumaczył Prus – wyróżnia użyteczność, ruchliwość i przyzwoitość. Tym się wyróżniają, że mają: ukształcenie realne wyższe, całe życie spędzają w stosunku z naturą i ludźmi w pracy fizycznej i duchowej, tworzą klasę mniej więcej zorganizowaną, posiadającą spójność, tradycję i opinię”[27]. I choć zauważał krytycznie, że „lekarz jak wszyscy ludzie tej branży jest trochę materialistą”, potrafił jednak dostrzec wśród nich najlepszych, najskromniejszych i najpracowitszych.

„Dr Polak[28], młody lekarz – pisał przy okazji otwarcia Wystawy Higienicznej na Placu Ujazdowskim 21 maja 1887 r. – który bez powozu, bez stosunków, a nawet pięknych manier i podbijającej serce powierzchowności, stał się centralnym punktem dla stu ludzi majętnych, eleganckich, głośnych i zasłużonych, a w dodatku twórcą instytucji, która w tak osłabionym społeczeństwie jak nasze ma pierwszorzędną doniosłość. Jakaż jest przyczyna tak niezwykłego powodzenia? (…) Oto skromny lekarz miał ideę. Ideę nie »wielką«, ale »praktyczną«, zgodną z potrzebami czasu. Oprócz idei miał jeszcze jedną, niewartą wspomnienia zaletę: żelazny charakter”[29].

Kiedy indziej konstatował: „Doktor Markiewicz[30] należał do tych filantropów, który obałamuconemu miłosierdziu wskazał nowy a praktyczny kierunek (…) Przypomnijmy – dodawał – ile godzin dziennej pracy niezasobny ten lekarz poświęcał koloniom letnim; ile setek wizyt złożył, ile tysięcy musiał napisać listów w ciągu roku, zanim udało mu się bezładny potok dobroczynności publicznej ująć w porządny kanał”[31].

 

Między innymi te właśnie spostrzeżenia Bolesława Prusa pozwalają dziś zrozumieć, dlaczego  warszawskie środowisko lekarskie stało się pod koniec XIX stulecia ważną, opiniotwórczą grupą zawodową[32].

Dotychczasowy lekarski wizerunek znacznie ożywił się z chwilą, kiedy w zawodzie zaczęły pracować kobiety. A że wszelkie opinie, jak słusznie zauważył Władysław Biegański – „tworzą nie najmądrzejsi, ale najgadatliwsi”, dość długo trwała dyskusja na temat ich faktycznej przydatności. Nieco ucichła dopiero w następnym, przełomowym dla medycyny XX wieku. Wtedy to narodził się już inny, często heroiczny, a czasem też i zaskakująco pospolity,  zupełnie nowy portret polskiego lekarza.

[1] Fragment większej całości. Referat pt.:  Ukształtowany w stereotypie społecznym w wieku  XIX i XX wizerunek polskiego lekarza, przedstawiono na posiedzeniu Warszawskiego Oddziału Towarzystwa Historii Medycyny i Farmacji w dniu 13 grudnia 2005r.
[2] Aniela Szwejcerowa, Molier o medycynie i lekarzach. Archiwum Historii Medycyny (AHM), 1977, XL, s.9-26.
[3] Józef Andrzej Załuski (1702-1774), biskup kijowski, pisarz i polityk, założyciel pierwszej w Warszawie biblioteki publicznej.
[4] Władysław Kazimierz Wóycicki (1807-1879), publicysta, powieściopisarz, historyk, pamiętnikarz.
[5]Julian Ursyn Niemcewicz, Dwaj panowie Sieciechowie. Powieść. Warszawa 1815, s.33.
[6] Ludwik Perzyna, Lekarz dla włościan, czyli rada dla pospólstwa… Kalisz 1792, s. 326. AHM, 1977, XL, s.97-102.
[7] Józef Kowszewicz (1787-1838) w powstaniu listopadowym lekarz dywizyjny, potem praktykował w Pilicy. Ojczym W.F. Szokalskiego.
[8] Wiktor Feliks Szokalski (1811-1891) uczestnik powstania listopadowego, prof. Szkoły Głównej Warszawskiej.
[9] Wiktor Feliks Szokalski, Wspomnienia z przeszłości . Z rękopisu wydał i przedmową opatrzy Adam Wrzosek. Wilno 1914, TI (1819-1837) s.102.
[10] Franciszek Brandt (1777-1837) jeden z założycieli TLW.
[11] Adam Helbich (1796-1881) uczestnik powstania listopadowego, członek Rady Lekarskiej Królestwa Polskiego, prezes TLW.
[12] Adam Helbich, Wiadomość o życiu Brandta. „Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” (PTLW) 1837 t.I, s. 513-526.
[13] Do towarzystw lekarskich, zgodnie z ustaleniami statutowymi, trafiali lekarze najlepiej wykształceni. W drugiej połowie XIX stulecia zanikło zróżnicowanie zawodowe: podział na wyższe stopnie z prawem do wszelkiej praktyki i niższe, z zakresem ograniczonym. Czyt. też: Krzysztof Brożek, Polskie stowarzyszenia lekarskie 1801-1951.Warszawa 2005.
[14] Towarzystwo Lekarskie Warszawskie 1820- 2005 ;Warszawa 2005
[15] Józef Chałasiński (1904-1979) prof. Uniwersytetu Warszawskiego, członek PAN.
[16] Warszawa od 1870 r. stała się skupiskiem pracowników umysłowych, samych pracowników służby zdrowia było 632. Po 1862 r. do zawodu zaczęli napływać lekarze pochodzenia żydowskiego. Pod koniec stulecia stanowili oni 20% całej populacji zawodowej.
[17] Zygmunt Kramsztyk (1849-1920) założyciel i redaktor czasopisma „Krytyka Lekarska”, współzałożyciel Towarzystwa Higienicznego Warszawskiego.
[18] Cyt. za: Marcin Łyskanowski, Zestaw opinii i wypowiedzi prasowych na temat medycyny i lekarzy przełomu XX –XX wieku. „Medycyna-Dydaktyka-Wychowanie”,1994, XXVI, s.111-126.
[19] Jan Józef Szczepański (1919-2003) eseista, pisarz, długoletni prezes Związku Literatów Polskich.
[20] Henryk Dobrzycki, List do redakcji w sprawie uczczenia półwiekowych zasług J. Kraszewskiego, „Medycyna” 1879, VII nr 8, s.127.
[21] Op.cit.
[22] Józef Emilian Peszke (1845-1916) bibliotekarz TLW, chirurg, pisarz, biograf, malarz.
[23] Henryk Dobrzycki (1841-1914) higienista, społecznik, członek TLW.
[24] Henryk Dobrzycki, List….op. cit.
[25] Zob też: Zofia Podgórska-Klawe, Polska medycyna w dobie pozytywizmu, AHM 1984, XLVII, s.121-125.