<< powrót

Pamiętnik TLW 2012

U jakiego lekarza chciałby się Pan leczyć

Tadeusz Tołłoczko[1]

U jakiego lekarza chciałby się Pan leczyć ?

Wstęp

Jest coś wyjątkowo wspaniałego w samej istocie zawodu lekarza. Do zasadniczych cech tej wspaniałości należą:  kontakt z człowiekiem w sytuacji, kiedy jest on pozbawiony masek i póz, za jakimi zwykle ukrywa się zdrowy człowiek,  uprawianie z założenia szlachetnego zwodu, niosącego pomoc cierpiącym i potrzebującym, oraz możliwość twórczego kontaktu z innymi profesjonalistami – lekarzami, naukowcami i przedstawicielami różnych zawodów.

Te przymioty zawodu lekarskiego stwarzają niezwykłą szansę poznania różnorodnych i najistotniejszych cech człowieczeństwa. Dzięki temu możemy budować i wzbogacać osobowość własną oraz swego środowiska, pod warunkiem, że odbywać się to będzie na gruncie prawdy i wiarygodności.

Natomiast chory na łóżku szpitalnym bywa zredukowany we współczesnym świecie do roli pacjenta i czuć się może odarty ze swoich nawet bardzo intymnych tajemnic. Może to wywołać  zarówno poczucie bezsilności, apatię, jak i agresję wobec otoczenia i środowiska medycznego.

Podstawowy cel medycyny

Pierwszoplanowym celem medycyny, a więc i zadaniem lekarza, jest troska o zdrowie i życie chorego. Lekarz obarczony jest oczywiście wieloma innymi obowiązkami i zadaniami,  jednak są one wtórne mimo że muszą być bezwzględnie przestrzegane.  Zasadniczym natomiast motywem i celem wizyty chorego u lekarza jest pożądanie uzyskania pomocy, wyleczenia, a nawet oczekiwanie uzdrowienia, w warunkach pełnego poszanowania jego godności jako człowieka i pacjenta.

Dynamiczny rozwój nauk biomedycznych oraz technologii sprawia, że medycyna, uzyskując coraz większe możliwości diagnostyczno-terapeutyczne, staje się coraz bardziej skuteczna. Równocześnie jednak proces ten oddala lekarza od pacjenta, prowadzi do uprzedmiotowieniu chorego i w ten sposób sprzyja dehumanizacji medycyny. W naszej cywilizacji bowiem technologia staje się parametrem nie tylko niezależnym od człowieka, lecz w miarę swego rozwoju coraz częściej  steruje jego postępowaniem, a nawet tokiem myślenia .

Ponadto należy sobie uświadomić, że współcześnie w coraz większym stopniu człowiek przestaje być włodarzem własnych  technologicznych osiągnięć.  Stać się bowiem  może sam nie tylko produktem technologii, lecz  nawet  technologicznym surowcem. Musimy sobie również uświadomić, że postęp technologiczny jest zależny od kapitału, sterowanego nie moralnością, lecz zyskiem. Tak więc zasadniczym celem staje się nie człowiek, lecz wiedza i technologia prowadząca do zysku. Człowiek staje się tylko środkiem. Nie można jednak zapominać, że postęp technologiczny sprawia, iż medycyna kliniczna jest coraz bardziej skuteczna. Pamiętać też należy, że nie może być taniej medycyny w erze wysokich kosztów medycznych technologii.

Czego oczekuje chory?

Istnieje powszechne oczekiwanie, aby w sprawach zdrowia lekarz był powiernikiem zarówno chorego, jak i społeczeństwa. Chory oczekuje, że lekarz będzie zainteresowany nie tylko jego chorobą, nie tylko fizycznymi aspektami jego choroby, ale że będzie uwzględniać również jego problemy natury egzystencjalnej, społecznej i psychologicznej.

Chorzy oczekują od lekarzy znacznie więcej niż tylko diagnozowania i leczenia zgodnego z opracowanymi standardami. Chory oczekuje nie tylko „technologicznej” sprawności w ustalaniu rozpoznania i prowadzeniu leczenia, lecz także tego, że jego niepokój, ból, strach i nadzieje odbiją się echem w świadomości lekarza i wpłyną na ich poznanie, zrozumienie i współodczuwanie.

Dla znaczącej większości chorych nie znających „tajników” medycyny każda decyzja, i lekarska, i własna dotycząca procesu  diagnozowania i leczenia pozostaje  jednak ”krokiem w ciemność”, nawet dla tych, których „znajomość” medycyny oparta jest na wiedzy zdobytej w internecie i relacjach znajomych.  Wiedza ta z założenia jest upośledzona z powodu braku znajomości fizjopatologii, czego następstwem jest niezrozumienie procesu chorobowego i jego dynamiki.

W końcowym etapie procesu decyzyjnego chory – w różnym stopniu, ale zawsze – podejmuje decyzję opierając się na zaufaniu do lekarza.  Umiejętność zdobycia zaufania chorego jest wyrazem wielkiej lekarskiej umiejętności. Ponadto zaufanie jest bardzo ważnym, choć niedocenianym, czynnikiem terapeutycznym; stanowi bowiem uzasadnienie posiadanej nadziei i bezpieczeństwa oraz jest wystarczającą motywacją do współpracy z lekarzem.  Niekiedy, a nawet często,  zaufanie to jest „wymuszone” brakiem możliwości wyboru innego lekarza czy ośrodka leczniczego, zwłaszcza w przypadkach bezpośredniego zagrożenia życia.

Dlatego co najmniej atmosfera życzliwości i uprzejmości, „ciepła” i serdeczności powinna wypełniać przestrzeń między chorym a lekarzem. Odpowiedź lekarza na te oczekiwania chorego zależna jest jednak od standardu wyposażenia, jakim dysponuje, oraz zarówno jego, jak i chorego sposobem bycia jako człowieka ukształtowanego przez kulturę środowiska, w którym wzrastał, żyje i pracuje.

Przez wieki lekarze byli powiernikami nie tylko spraw ciała,  ale też powiernikami finansowymi i powiernikami serca. Powiernictwo finansowe odpadło z tytułu pauperyzacji stanu lekarskiego. Współcześnie rolę powierników serca przejęły poradnie seksuologiczne, spłaszczając niekiedy w ramach rutynowej pracy głębię i piękno partnerskich przeżyć i uczuć. Lekarze pozostali jednak nadal powiernikami codziennych, nie tylko zdrowotnych kłopotów. Przez wieki również lekarzami byli kapłanami. Stąd jeszcze dziś chorzy i ich rodziny oczekują cudów – uzdrowienia

Chory powierzając lekarzowi swoje życie obdarza go zaufaniem i oczekuje zastosowania optymalnych metod leczenia, warunkujących wyzdrowienie i wyleczenie. Dlatego lekarza obowiązuje zasada, że tylko to, co najlepsze, jest wystarczająco dobre dla jego chorego.  Tego właśnie oczekuje od niego chory. Czy będąc chorym każdy z nas tego by nie oczekiwał, nie spodziewał, a organizatorzy opieki zdrowotnej i decydenci tego właśnie dla siebie nie żądają? Czy w tej sytuacji lekarz ma ponosić moralną odpowiedzialność za to, że dla następnego chorego zabraknie środków na optymalne leczenie? Uwzględnić jednak należy fakt, że chorzy mają nadmierne oczekiwanie, przekraczające zarówno standardy, jak i możliwości.

Jakie predyspozycje są najcenniejsze u lekarza?

Już starożytni rzymianie mawiali Nemo medicus sine psychologus – nikt nie jest dobrym lekarzem, jeśli nie jest dobrym psychologiem. Ta zasada jest od tamtych czasów stale aktualna. Natomiast Galen z Pergamonu (Claudius Galenos (120-199 ne) uzupełnił tę myśl  stwierdzając, że najlepszy lekarz jest także filozofem: Nemo medicus sine philosophus. Żałuję, że nie jestem ani najlepszym lekarzem, ani filozofem, ani psychologiem, ale zawsze interesowało mnie całościowe spojrzenie na człowieka, na życie ludzkie, które nie ogranicza się przecież tylko do procesów biologicznych. Nie ogranicza się do stanów jego fizjologii i patologii.

Wielkich lekarzy odkrywców zarówno w nauce, jak i pracy codziennej cechowała zawsze oryginalność i potęga ich myśli, odwaga myślenia i sprawność działania. Czynnikiem sprawczym ich twórczego działania i osiągnięć jest więc zawsze myśl. Nawet ręka chirurga kierowana jest jego myślą. Pięknie to wyraził  Paul Valery: Ręka chirurga tak jak ręka artysty musi być równa wartości jego myśli, bo jedno bez drugiego nie ma w chirurgii wartości. Do chirurgii pełne zastosowanie znajduje też myśl Norwida, której pominąć nie mogę: Praca to czynne myślenie – gdzie raz akcent pada na pracę, a raz na myślenie.

Najbardziej twórcze wielkich lekarzy klinicystów były bowiem ich nowe koncepcje, a współcześnie powiedzielibyśmy: naukowe hipotezy badawcze. To ich myśl doprowadzała do stosowania nowych metod leczenia i różnych rozwiązań operacyjnych w zakresie całej chirurgii. A trzeba pamiętać, że jeden wyleczony chory ma wartość odkrycia naukowego, pod warunkiem, że postępowanie lekarskie nie było postępowaniem rutynowym. Wymagało więc procesu myślowego.

To już starożytni Rzymianie odkryli, że mens agitat molem – myśl porusza ogrom świata. Odwaga myślenia musi być skojarzona z odwagą działania. Chirurg oczywiście może się przed operacją bać, ale nie może stchórzyć, pod warunkiem, że jego odwaga oparta jest na wiedzy i doświadczeniu, które w odpowiedzialnej ocenie własnej świadomości i własnego sumienia pozwalają mu na wykonanie planowanej operacji. Chirurg musi umieć podjąć nawet ryzykowną decyzję. Może mieć wiele wątpliwości, ale tylko przed decyzją, nigdy po jej podjęciu. Tak więc chirurg musi kierować się myślą opartą na wiedzy i doświadczeniu oraz ukształtowanym na zasadach moralnych sumieniu. Musi więc być kompetentny zawodowo i kompetentny etycznie.

Życiorys lekarza to historia triumfów i radości, ale też i klęsk. Osiągnięć i sukcesów, ale też niemożności i bezradności. Lekarze muszą umieć sprostać i jako ludzie, i jako lekarze zarówno odnoszonym zwycięstwom, jak i ponoszonym klęskom. Jedno i drugie wcale nie jest łatwe. Prowadzić bowiem może albo do obniżonego, albo do wzmożonego samopoczucia. I jedno, i drugie może dla chorego stanowić zagrożenie.

Lekarz powinien też posiadać umiejętność logicznego klinicznego rozumowania, koncentracji uwagi oraz takie cechy psychiczne i fizyczne, jak sumienność, dyscyplina, dobra pamięć, dokładność, łatwość wypowiadania się w mowie i piśmie, a także odporność na stres. Empatia lekarza powinna być zbudowana na rzetelnej wiedzy i umiejętności logicznego klinicznego rozumowania.

Lekarz powinien posiadać również odpowiednie predyspozycje etyczne, potrzebne zwłaszcza w czasach, kiedy dociera tak wiele niepokojących informacji o nieprawidłowościach w służbie zdrowia. W codziennym zmaganiu się z rzeczywistością wypracowany zostaje tzw. automatyzm moralny. Musi on być jednak zbudowany na właściwych zasadach moralnych i filozoficznych. Medycyna bez filozofii i moralności traci swój sens, przeznaczenie i misję. Lekarze od wieków składają przysięgę Hipokratesa, która choć współcześnie często uważana jest tylko za metaforę lub symbol,  to jednak pozostała  trwałym fundamentem, na którym wyrosła.

Jedno z zadań lekarza pragnę podkreślić w sposób szczególny. Tym podstawowym zadaniem jest zawsze: uratować chorego od rozpaczy i wyeliminować poczucie rezygnacji i osamotnienia. Mamy bowiem zadanie ratować nie tylko zdrowie i życie chorego, ale i jego chęć do życia. Najtrudniejsza jest sytuacja, gdy chory musi zaakceptować i swoją, i lekarską bezradność, gdy nadzieja staje się tylko życzeniem.

Oczekiwania od organizatorów ochrony zdrowia

Jeżeli życie i zdrowie dla każdego obywatela jest wartością podstawową, to w zachowaniu i kultywowaniu tej konstytucyjnie zapewnionej wartości muszą mieć zastosowanie co najmniej podstawowe zasady i etyki, i sprawiedliwości społecznej. W odczuciu społecznym sprawiedliwy podział funduszu na ochronę zdrowia to taki, który zapewniałby i obywatelom, i rządzącym, wszystkim o jednakowych potrzebach zdrowotnych, a więc wszystkim chorym cierpiącym na daną chorobę, jednakowe szanse leczenia i wyzdrowienia. Powszechność i równość szans co najmniej w ramach powszechnej opieki zdrowotnej jest jednym z zasadniczych kryteriów oceny wartości tej opieki.

Pamiętajmy, że jakikolwiek niedostatek jest ze zrozumieniem przyjmowany, jeśli jest sprawiedliwie rozdzielany. Nawet ubodzy chorzy wcale nie chcą, aby kapitaliści byli biedni. Przyzwyczajeni do niedostatku, wcale nie zazdroszczą bogatym luksusu i komfortu w procesie leczenia. Oczekują natomiast, że zarówno dostęp, jak i jakość uzyskiwanych świadczeń leczniczych stworzy równomierne szanse wyzdrowienia. Pamiętajmy też, że o możliwościach leczenia chorych decydują zdrowi decydenci.

Lekarz jako pacjent ( chory??)

W pełni zdaję sobie sprawę, że ja sam jako chory poszukiwałbym lekarza o innej gradacji i hierarchii cech jego osobowości, niż tego oczekują chorzy ode mnie jako lekarza. Mnie nie byłoby koniecznie potrzebne jego współczucie, współuczestniczenie w mojej chorobie. Ja od lekarza zupełnie nie oczekiwałbym pocieszania, lecz wyłącznie jego merytorycznego zaangażowania w proces diagnostyki i terapii. Zdaje sobie jednak sprawę, że wszelkie przejawy empatii chorzy odczuwają i interpretują jako dowód zaangażowania lekarza w ich dobro i dobrostan. Dlatego empatia musi znaleźć swój wyraz w układzie lekarz – chory.  Na podstawie swego przeszło półwiekowego doświadczenia wiem, że lekarz, niezależnie od braku zewnętrznych przejawów zaangażowania, również gdy przebywa w pokoju lekarskim w półleżącej pozycji z powodu zmęczenia, zmaga się z nurtującymi go problemami zdrowotnymi jego chorego.

Najwyżej ceniłbym zawodową kompetencję lekarza, a więc doświadczenie, wiedzę, zdolność klinicznego rozumowania, umiejętność oceny i zarządzania ryzykiem, umiejętność odróżniania tego, co wie i umie, od tego, czego się tylko domyśla. Pragnąłbym, aby hołdował i realizował zasadę, że tylko to, co najbardziej skuteczne, jest wystarczająco dobre dla mnie jako jego chorego, aby miał finansowe i techniczne możliwości realizacji tej zasady i aby nie podlegał administracyjnej, o negatywnej wartości, niekiedy ślepej presji pozornego oszczędzania na mnie jako chorym. Chciałbym też, aby nie miał narzuconych limitów w sprawowaniu nade mną opieki,  miał natomiast możliwości stosowania środków nawet o małym, ale jeszcze możliwym prawdopodobieństwie skuteczności.

W trosce o siebie samego chciałbym, aby leczący mnie chirurg przystąpił do pracy wypoczęty i psychicznie nieobciążony możliwością zabrania przez komornika na licytację potrzebnej do operacji i znieczulenia aparatury medycznej. Chciałbym, aby szpital, w którym się znajduję, miał pełną płynność finansową, aby nie było sytuacji, że hurtownik odmówi dostawy potrzebnego dla mnie leku czy odczynnika.

Z pewnością nie chciałbym też być przyjęty do szpitala w trybie nagłym jako chory przekraczający przyznany limit przyjęć, ponieważ wiem, że rezerwy możliwości i zasobów wielu szpitali są bardzo nikłe, albo ich w ogóle nie ma.

Jako chory chirurg ze wskazaniami do leczenia operacyjnego pragnąłbym, a nawet żądałbym, aby operator dysponował pełnym asortymentem narzędzi różnego typu oraz posiadał pełny różnych rozmiarów zestaw np. protez i stentów do wykorzystania i w razie potrzeby zastosował mi rozmiar optymalny, a nie tylko taki, który aktualnie posiada. Wprawdzie w dobie biedy i niewłaściwych oszczędności sam fakt posiadania jakiejś protezy czasami trzeba uznać za szczęśliwy zbieg okoliczności.

Wyłącznie merytoryczne stanowisko lekarza wobec mnie jako chorego byłoby dla mnie w pełni wystarczające i satysfakcjonujące, aczkolwiek nie optymalne. Oznaczałoby bowiem, że jestem dla niego zawodowym – niekiedy ciekawym, bo trudnym przypadkiem, którego wyleczenie sprawiałoby mu osobistą satysfakcję i poczucie spełnienia. Ale nawet w takiej sytuacji zasadniczy cel mojego kontaktu z lekarzem byłby całkowicie zrealizowany, a ja z racji wyleczenia byłbym również usatysfakcjonowany, uszczęśliwiony i wdzięczny.

Czego bym nie oczekiwał?

Nie oczekiwałbym od lekarza jego doskonałości i nieomylności. Z pewnością też nie chciałbym, aby tok jego lekarskiego rozumowania przebiegał wg zasady wishful thinking, tj. myślenia zgodnego z życzeniem, a wiem, że życzyłby i mnie, i sobie mojego wyzdrowienia. Zbyt często jednak myślenie życzeniowe prowadzi do klęski.

Za przekroczenie moich praw jako pacjenta uznałbym zainteresowanie moim stanem zdrowia i przebiegiem choroby adwokatów i dziennikarzy, czyhających nie na moje wyleczenie, lecz na lekarski błąd, który mógłby być popełniony wobec mnie jako chorego. Ich zainteresowanie oceniałbym jako zagrożenie dla mego prawa do intymności, a także jako bezpośrednie zagrożenie dla procesu mego leczenia. To oni przecież są odpowiedzialni za powstanie i rozwój tzw. defensive medicine, ograniczającej zakres uzasadnionego ryzyka podejmowanego przez lekarza, a więc za obniżenie standardu świadczeń lekarskich ·i zwiększenie kosztów leczenia.

Doświadczenie własne

Przed laty sam znalazłem się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. Przed wdrożeniem kardioinwazyjnego leczenia, obarczonego wówczas jeszcze dużym ryzykiem, Pan Profesor zapytał mnie, czy mam jakieś życzenia. Mam – odpowiedziałem:  „ To know the truth, only truth and nothing else than the truth!” – bowiem jeśli mam umrzeć, to chciałbym mieć pełną tego świadomość”.

Aczkolwiek zabieg zakończył się pełnym sukcesem, to jednak nie przebiegał bez trudności i zagrożeń. Byłem tego w pełni świadomy, ponieważ zgodnie z moją prośbą operator informował mnie o przebiegu procedury. W żadnym wypadku nie oczekiwałem „cudu”, ale ani na chwilę nie opuszczała mnie pewność, że operator będzie dążyć do optymalnego rozwiązania wszelkich problemów operacyjnych w granicach posiadanych przez niego możliwości. Wiem dobrze, że lekarz nie może uzdrowić, ale może wyleczyć. Taki jest bowiem tok rozumowania i postępowania wszystkich chirurgów podczas operacji. Byłem przekonany, że operujący mnie lekarz sam miał uzasadnioną wiarę w umiejętność i skuteczność swego postępowania, i tym właśnie wzbudzał we mnie nadzieję i pobudzał mnie jako chorego do współdziałania. Dlatego miałem do niego pełne zaufanie.

Osobisty mój przykład jest dowodem, że każdy chory ma inny zamek do swej osobowości. Każdy ma prawo reagować i przeżywać we właściwy dla niego sposób. Lekarze natomiast wyposażeni zostali przez doświadczenie co najwyżej w nie zawsze pasujące do tych zamków wytrychy. Przebyte choroby były dla mnie wielką praktyczną lekcją związanej z empatią humanistycznej medycyny klinicznej medycyny w pełnym

Lęk, obawa, strach

Nasuwa się pytanie, czy natężenie lęku chorych lekarzy, na przykład  przed operacją, jest większe czy mniejsze niż u innych chorych. Trudno jest natężenie lęku mierzyć i porównywać, zwłaszcza u różnych osób. Myślę, że znamiennej różnicy tu nie ma. Osobiście przed wyrażeniem zgody na wykonanie obarczonej ryzykiem procedury byłem zawsze w pełni świadomy możliwości wystąpienia wszelkich powikłań, nawet tych rzadko spostrzeganych, o których chorzy nie mają wyobrażenia. Ta znajomość zagrożeń znamiennie jednak obciąża świadomość chorego lekarza.

Poziom lęku, strachu i obaw w swoisty sposób wpływa na charakter kontaktu z lekarzem, bowiem chory o niskim natężeniu lęku w rozmowie z lekarzem bardziej skupia się na merytorycznych, fachowych i ważnych aspektach choroby i procesu leczniczego. Do tej grupy należą lekarze. Chory zalękniony lub przekonany o braku wpływu na swój zdrowotny los, zwykle nie zadaje żadnych pytań lub zadaje pytanie merytorycznie nieistotne, prosząc jedynie o troskliwą opiekę. Może jednak wykazywać też emocją sterowaną agresję.

Zarówno osoby o głębokiej wiedzy i mądrości, jak i ludzie prości, ale cechujący się tzw. życiową mądrością „wiedząc, że nic nie wiedzą” ( z zakresu klinicznej medycyny), znacznie łatwiej obdarzają lekarza zaufaniem niż osoby zadufane ze wzmożonym samopoczuciem, ale zwykle z niewielką i bardzo powierzchowną wiedzą medyczną, zdobytą z opowiadań znajomych lub z telewizyjnych seriali. Ich medyczna wiedza najczęściej ograniczona jest do znajomości skutków, a nie przyczyn choroby i uwarunkowań terapeutycznych. Nawet solidna wiedza, ale tylko cząstkowa, może prowadzić lekarzy o innej niż choroba specjalności do mylnych wniosków.

„Trudny chory”

W swoim życiu operowałem wielu lekarzy,  jednak nigdy nie natknąłem się na tzw. trudnego pacjenta – lekarza. „Trudnego”  w sensie kontaktu i układu ze mną jako lekarzem leczącym. Przyczyn wzajemnego niezrozumienia może być wiele. Jedną z nich może być brak adaptacji do „zmiany ról”, ujawniającej się jako „konflikt ról”. Lekarzowi trudno pogodzić się z rolą pacjenta. Zawodowy ekspert, inicjator i planów, i działań wobec chorych, staje się nagle uzależniony od lekarskich sugestii i decyzji. Rozmowa z chorym lekarzem klinicystą ma zwykle charakter merytorycznych rozważań, nawet jeśli reprezentują odmienne specjalności. Zawsze jednak pada pytanie: „To co pan mi radzi ?”. Rozmowa z chorym chirurgiem, specjalistą z zakresu rozważanej operacji, jest bardzo krótka, zwięzła, ale i precyzyjna.

Zmienność metod leczenia

Mówi się, że lekarze czasami zalecają chorym inną metodę leczenia, niż w przypadku tej samej choroby sami sobie wybierają. Nie jest to reguła, ale możliwość. Wynika to z faktu, że lekarz stając się pacjentem przyjmuje tok rozumowania chorego. Odpada tok myślenia ordynującego lekarza, dążącego do zastosowania pewnej i skutecznej metody leczenia kosztem nawet zwiększonego ryzyka i bólu. Chory chirurg, będąc zdrowym, rekomenduje zazwyczaj metody bardziej radykalne, zwiększające szanse szybszego wyzdrowienia, niż sam sobie w przypadku tej samej choroby wybiera. Jako chory bowiem obawia się cierpienia i bólu oraz niekiedy zwiększonego ryzyka, mimo że bardziej radykalne metody z założenia powinny być bardziej skuteczne. Proponując choremu bardziej dolegliwą metodę leczenia, nie zapomina oczywiście o zapobieganiu i zwalczaniu bólu. Te moje wieloletnie osobiste informacje nie mają żadnych cech zasady potwierdzonej badaniami.

Lekarz wykonując czynności zawodowe w zasadzie utrzymuje chłodny, kalkulacyjny tryb klinicznego rozumowania w ustalaniu diagnozy i planowaniu leczenia, stara się w swym rozumowaniu nie przepuścić żadnej zaskakującej możliwości.

Lekarz jako pacjent, tak jak wszyscy chorzy, podejmuje jednak czasami emocją sterowane decyzje i emocjonalnie reaguje na realia rzeczywistości.

Lekarze są zazwyczaj znamiennie częściej świadomi swojej niekompetencji i klinicznej niewiedzy w dziedzinach spoza swojej specjalności.

Kategoryzacja

Lekarze mają też– co prawda z dużymi nieraz ograniczeniami – większą jednak możliwość wyboru lekarza. W wyborze lekarza znikomą rolę odgrywają przeróżne formy pośredniej, bo formalnie tylko nieprzekraczającej zakazu, reklamy. Posługiwanie się różną formą osobistej reklamy dewaluowała raczej osobowość lekarza niż jego fachowość, którą oceniałem, co najmniej lekarską intuicją i osobistą znajomością lekarza. Myślę też, że lekarze mają na ogół lepsze rozeznanie w doborze szpitala i oddziału czy kliniki niż „rzeczoznawcy” dokonujący kategoryzacji szpitali. Ich działalność raczej deprecjonuje wartość wielu bardzo dobrych, a nie tylko wybranych oddziałów. Stosowane w sporcie metody oceny kwalifikacji zawodników nie mają w odniesieniu do medycyny klinicznej merytorycznego uzasadnienia. Zbyt dużo jest parametrów niewymiernych.

W miarę postępu technologicznego wyposażenie szpitala, jak również technologiczne umiejętności lekarza odgrywają coraz istotniejszą rolę w zakresie możliwości uzyskania terapeutycznego sukcesu, a więc i w wyborze oddziału czy kliniki.

Obowiązki lekarza jako chorego

W swoich notatkach sprzed lat, z konferencji w Orlando (USA), gdzie na jednej z sesji omawiano problem „ doctor – patient relationship”,  znalazłem wypowiedź   jednego z lekarzy, który powiedział: I was just doing my job as a patient. Tak więc i chory ma zadania, które musi spełniać. Wyznam też, że zaskoczony byłem stwierdzeniem innego lekarza w odniesieniu do swego kolegi lekarza, że he died doing his duty, a więc, że i śmierć jest naszym ( choć niechcianym, ale jednak) obowiązkiem. Obowiązki lekarza jako chorego w zasadzie niczym się nie różnią od obowiązków wszystkich chorych. Może tylko większą wyrozumiałością wobec „białego personelu” i braku możliwości spełnienia oczekiwań chorego.

Zakończenie

Jakość moralna lekarzy i pacjentów oraz całej naszej służby ochrony zdrowia zależy od jakości moralnej całego społeczeństwa, a ta od jakości moralnej naszej cywilizacji. To kultura i cywilizacja kształtują naszą mentalność i moralność, a więc i nasze zachowanie, w tym również jako lekarzy chorych. Stosunek państwa do obywatela najlepiej odzwierciedla stosunek organów władzy do chorych.

 

[1] Autor zwraca się do Czytelników z prośbą o nadsyłanie komentarzy i krytycznych uwag na adres ttol@wum.edu.pl