<< powrót

Tajne Studia Medyczne w Warszawie 1940-1944

Tyfus od kuchni. Wykład popularnonaukowy

Jerzy Szapiro

Tyfus od kuchni Wykład popularnonaukowy

Tyfus plamisty jest to choroba o charakterze cyklicznym, objawiająca się permanentną intoksykacją, wpływającą na depresyjną hypotensję w układzie kapilarno–waskularnym. Zarazek działa hemolitycznie na sekrecję hiperkinetyczną hormonu kortykotropowego, zwiększając jednocześnie dyspersję koloidalną, co powoduje oligodiurezę kloniczno–toniczną, która najczęściej prowadzi do hypochloremii, perforacji i kontrapertury. Tłumacząc powyższe naukowe zdanie na język literacki, dochodzimy do wniosku, że tyfus jest to taka cholera, ale jeszcze gorsza.

Tyfus plamisty wybucha epidemicznie. W czasie takiej epidemii choruje kolosalna ilość ludzi. Gdyby wszystkich chorych na tyfus podczas ostatnich dwóch lat ułożyć koło siebie na równiku, to –jak dowiódł młody uczony doc. Silberstrom – chorych tych byłoby bardzo dużo.

Roznosicielem tyfusu jest wesz odzieżowa – pediculus vestimenti. Wesz jest to stworzenie łagodne, ciche, lecz zdecydowane. Hipoteza, ja­koby wszy grały w szachy, jest nieprawdziwa. Wesz gryzie najchętniej w godzinach popołudniowych, zwłaszcza we środy. Sprawa wszy jest do­tychczas nieznormalizowana. Władze jednakowoż dużo robią w tej spra­wie, bardzo możliwie, że już od 1 stycznia będziemy mieli wszy na bony.

Tyfus leczy się inaczej w szpitalu, a inaczej na mieście.

W szpitalu do ubiegłego roku leczono tyfus perswazją, od ubiegłego roku jednak zmieniono metodę leczenia na mniej radykalną. Postanowiono mianowicie kłaść chorych po dwóch do jednego łóżka; jak się okazało, daje to doskonałe rezultaty. Zawdzięczamy to genialnemu spostrzeżeniu jednego z młodych lekarzy. Chodzi mianowicie o to, że jak w jednym łóżku leży para chorych, to wtedy tyfus przechodzi automatycznie w paratyfus, którego przebieg jest, jak wiadomo, znacznie lżejszy. Co prawda optycznie nie jest przyjemny widok w jednym łóżku dwóch chorych, z których zazwyczaj jeden robi dobre wrażenie, a drugi pod siebie – ale estetyzm musi tu ustąpić przed potęgą nauki. Zarzuty stawiane w związku z tym Dyrekcji szpitala, jakoby przez umieszczanie chorych po dwóch sprzyjała rozwojowi homoseksualizmu, są bezpodstawne.

Szpital w ogóle prowadzony jest na bardzo wysokim poziomie. Najlepszy dowód, że zjeżdża się masa chorych z prowincji. Np. na jednej sali na oddziale 5. leży 10 chorych z Płońska, 4 z Falenicy, a reszta też jest ze Smoczej. W języku lekarskim nazywa się to turystyką. Turystów poznaje się po tym, że przyjeżdżają rikszami. Oprócz Płońska i Falenicy mogą być także turyści bezdomni, ale to są już specjalnie bogaci ludzie.

Doświadczenie szpitalne wykazało, że tyfus dobrze znoszą rudzi, zezowaci i rowerzyści, źle natomiast znoszą tyfus założyciele, bojownicy i sublokatorzy. Jeżeli chodzi o budowę, czyli tzw. konstytucję, to platfus bezwzględnie nie wpływa na przebieg tyfusu. Nieprawdą jest również, jakoby zbyt częste badanie moczu powodowało wysypkę. Co do śledziony, to zdania są podzielone, przypuszczalnie jednak owszem, natomiast co do wątroby, to rzeczywiście nie. Jeżeli chodzi o Weil–Felixa, to Weil bezwzględnie i to zawsze, Felix zaś tylko w czwartki i niedziele.

Szczytną walkę z tyfusem w szpitalu i na mieście prowadzą lekarze. Lekarze na mieście są jak żołnierze na posterunku, z tą różnicą, że tamci meldują i nie zarabiają, a ci zarabiają i nie meldują.

Leczenie na mieście wygląda mniej więcej następująco: Przychodzi się do chorego. Przed badaniem obiektywnym zbiera się wywiad: ile dni gorączkuje, kiedy zachorował, jak stolec, mocz itd. Duże znaczenie ma anamneza rodzinna, chodzi mianowicie o to, czy rodzina ma pieniądze. Jeżeli nie – to zwykle poleca się innego lekarza, jeżeli zaś tak, to usiłuje się za wszelką cenę znaleźć u chorego wysypkę i śledzionę. Od tej chwili zaczyna się intensywne leczenie. Jak wiadomo, tyfus na mieście wyleczyć można jedynie przy pomocy lekarstw i zastrzyków. Leczenie zastrzykami jest to metoda stara – zastrzyki były już znane w zamierzchłej starożytności. Już w Pięcioksięgu Mojżesza przy śmierci Saula znajdujemy w tekście zdanie: „I zakłuli go na śmierć”. Mowa tu oczywiście o zastrzykach.

Prawidłowe dzienne leczenie chorego wygląda, jak następuje. Przede wszystkim należy podkreślić, że zastrzykami nie trzeba szafować zbyt obficie, zupełnie wystarczy, jeżeli chory dostanie w ciągu dnia trzy zastrzyki podskórne z kofeiny, strychniny, adrenaliny, atropiny, di-gitoksyny, cibalginy, papaweryny, kamfochiny i owomaltiny oraz dwa zastrzyki dożylne z soli, glukozy, strofantyny, anabainy, konbetiny, koraminy, efedryny, redoksanu, cebionu, betabionu, compolonu i rododendronu. Oprócz zastrzyków chory dostaje trzy razy dziennie proszki i lekarstwa, przy czym za każdym razem bierze je według następującego prostego schematu: połyka kolejno jeden proszek piramidonu, jedną pigułkę fenacetyny, jedną pastylkę paracodiny, jeden opłatek tanalbiny i 1/2 pastylki bromuralu, po czym popija to jedną łyżką stołową adonisu, jedną łyżką deserową vernalis, jedną łyżeczką herbacianą visectiny i jedną łyżeczką od kawy stinervolu. Może się zdarzyć, że w kilka minut po wzięciu lekarstw występują u chorego objawy podniecenia i złego samopoczucia. Należy wtedy dać mu natychmiast 20 kropel waleriany, 30 kropel koraminy, 15 kropel digitalu, 40 kropel synpectalu, 20 kropel nowalginy i 25 kropel scopolaminy. Na noc doskonale działa somnifen, analeptol, gardenal, veramon i katol. W drugim tygodniu tyfusu dobrze jest dać dodatkowo salergan i allantic, doustnie zaś świetne wyniki daje anatropin i dobrolm. Poza tym co drugi dzień lewatywa, a co trzeci czopek z belladonny lub dentosanu.

W związku z zastrzykami wysuwa się kwestia szczepionek. Szczepionki bywają prawdziwe, fałszywe, rozwodnione i kradzione. Szczepionki, jak wiadomo, zapobiegają wszelkim komplikacjom przy tyfusie. I rzeczywiście, prawie wszyscy szczepieni chorowali na tyfus, ale bez komplikacji. Były nawet trzy zgony, ale też bez najmniejszych komplikacji.

Komplikacje przy tyfusie są następujące: zapalenie płuc, zapalenie mózgu, zapalenie opon mózgowych, zapalenie mocznika oraz ciężkie obustronne zapalenie gospodarki wodnej ustroju. Komplikacje zwykle zaczynają się z początkiem drugiego tygodnia. Obserwuje się wtedy najczęściej tzw. objawy oponowe, których pierwszym sygnałem jest sztywność karku. Toteż od szóstego dnia próbuje się intensywnie zginać choremu kark i czeka się z naprężeniem, kiedy nareszcie nie będzie już mógł. Dobrze jest przy badaniu podłożyć drugą rękę pod podbródek chorego, wtedy on nie może zginać karku i wszystko jest w porządku. Jeżeli na jedenasty i dwunasty dzień chory dobrze i swobodnie zgina kark, to wtedy już nie ma żadnej nadziei, trzeba sobie powiedzieć: trudno, on wyzdrowieje bez komplikacji. Jeżeli natomiast chory nie jest świnią, to on nie może zginać karku i wtedy mówi się: nareszcie, i robi się punkcję lędźwiową. Jeżeli punkcja uda się, to mówi się rodzinie: „Dzięki Bogu, jest płyn”, jak punkcja się nie udaje, to mówi się: „Dzięki Bogu, płynu nie ma”. Jeżeli po punkcji stan jest ciężki, to wzywa się albo Pana Boga, albo Pensona. Z tej dwójki ostatnio Penson jest zresztą znacznie modniejszy. Pensona jest złapać bardzo trudno, bo on już zwykle w poprzedni czwartek ma zamówione 24 wizyty na przyszły piątek. Czasem chory zachowuje się dziwnie i wtedy to się nazywa psychoza. Z rozpoznaniem trzeba tu jednak być bardzo ostrożnym. Np. jeżeli chory poda na przywitanie lekarzowi nogę zamiast ręki, to jest z pewnością psychoza. Jeżeli natomiast chory kopnie lekarza, wtedy może to być po prostu instynkt samozachowawczy.

Na czternasty dzień jest tzw. kryzys, to znaczy, że gorączka albo spada, albo nie. Po spadku temperatury należy się prowadzić bardzo ostrożnie. Jeść należy niełapczywie, nie poruszać zbytecznie śledzioną, bezwzględnie nie wolno się repensować. Przez tydzień nie wolno wychodzić z domu, później można zacząć wychodzić, ale tylko po południu, bo rano łapią.