<< powrót

Pamiętnik TLW 2010

Trzynaste Wolffiana

Wiesława Granowska

Trzynaste Wolffiana
17 czerwca 2009 r.

Przed budynkiem dawnego Szpitala Ujazdowskiego na Ujazdowie, mieszczącym obecnie Zbiory Specjalne Głównej Biblioteki Lekarskiej, w dniu 17 czerwca 2009 r. o godzinie 16.00 rozpoczęto doroczne święto TLW Wolffiana. Zebrała się tu  śmietanka lekarska zrzeszona w Towarzystwie Lekarskim Warszawskim, wraz z rektorem i kanclerzem Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, aby jak co roku złożyć kwiaty pod tablicą z wizerunkiem A.F. Wolffa, pierwszego prezesa TLW.

Dalsza część uroczystości przebiegała   Domu i Klubie Lekarza przy ulicy

Raszyńskiej 54, gdzie Prezes TLW powitał dostojnych gości: JM Rektora WUM

prof. dr. hab. med. Marka Krawczyka, Prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej dr. Konstantego Radziwiłła, Prezesa Polskiego Towarzystwa Lekarskiego prof. Jerzego Woy-Wojciechowskiego, przewodniczącego Towarzystwa Absolwentów i Wychowanków WUM prof. Mieczysława Szostka, prof. Andrzeja Danysza, dr. Andrzeja Zaorskiego, wiceprezesa Związku Powstańców Warszawskich dr Halinę Jędrzejewską oraz prof. Zdzisława Mikulskiego z TNW, prof. Jerzego Polańskiego i  prof. Zdzisława Gajdę z Krakowa.

Profesor  Longin Marianowski, redaktor tegorocznego tomu „Pamiętnika TLW”  powitał prof. Mirosława Wielgosia, Dziekana I Wydziału WUM, oraz swoich współpracowników: prof. Leszka Babloka, prof. Jadwigę Kuczyńską-Sicińską, prof. Bogdana Chazana, dr. Witolda Sikorskiego, prof. Jerzego Nowkuńskiego, wieloletniego ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego przy ul. Madalińskiego, asystentów, kolegów, przyjaciół, którzy przybyli na uroczystość – prof. Elżbietę Janczewską i prof. Grzegorza Janczewskiego, znakomitego laryngologa, panią dr Barbarę Nowakowską-Kosmalską, dr Elżbietę Łukaszewicz.

Zgodnie z tradycją odśpiewano  Gaudeamus.

Rozpoczęła się najważniejsza część uroczystości – odznaczenie prof. Longina Marianowskiego medalem Augusta Ferdynanda Wolffa, najwyższym odznaczeniem Towarzystwa. Przed laudacją rektor  WUM prof. dr hab. med. Marek Krawczyk wygłosił krótkie przemówienie:

„Panie Prezesie, Panowie Dziekani, Szanowni Państwo!

Pan Prezes rozpoczynając dzisiejszą uroczystość połączył dwie daty – 1809 i 1820 rok, kiedy powstawał Wydział Lekarsko- Akademicki oraz kiedy powstawało Towarzystwo Lekarskie Warszewskie, któremu  właśnie przewodzi.  To połączenie następuje  przy  wspaniałej postaci prof. Augusta Ferdynanda Wolffa. Mieliśmy razem zaszczyt pół godziny wcześniej złożyć kwiaty pod tablicą, którą państwo zapewne znacie. Ta   postać, która działała w tamtym okresie, wytyczyła  początkowe drogi,  którymi teraz staramy się iść  kontynuując .Dzisiejsza uroczystość poświęcona jest Panu prof. Longinowi Marianowskiemu,  naszemu wielkiemu nauczycielowi akademickiemu, człowiekowi, który działał jako kierownik katedry i kliniki, który rozwinął  tę klinikę, wychował wiele pokoleń lekarzy.  Działał również w strukturach uniwersyteckich jako dziekan dwóch wydziałów,  tworzył nasz  najnowszy  Wydział, a później w ramach II Wydziału. Panie Profesorze, tyloma zasługami, dla Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego nie może się poszczycić chyba nikt z nas. Dla mnie jest to wielka sprawa, że mogę dziś uczestniczyć w uhonorowaniu właśnie Pana  medalem A.F.Wolffa, bo się to  Panu należało. W imieniu swoim i władz Uczelni pragnę Panu serdecznie pogratulować i życzyć dalszych wspaniałych dni.  Jestem pewien, że są one jeszcze przed Panem. Wszystkiego dobrego.

Później pan profesor Bablok będzie mówił o prof. Czyżewiczu, wybitnym ginekologu i położniku, który także był kierownikiem tej kliniki i również dziekanem naszego Wydziału, więc dzisiejsze święto jest  także świętem  naszej kliniki i katedry. Dziękuję bardzo za zaproszenie i możliwość uczestnictwa”.

Laudację prof. Longina Marianowskiego wygłosił prof. Mirosław Wielgoś

„Panie Prezesie, Magnificencjo, Pani Kanclerz, Panie Rektorze, Panie i Panowie, przewodniczący Towarzystw Naukowych i samorządu lekarskiego, szanowni Państwo, Panie profesorze Marianowski !

To dla mnie wielki zaszczyt móc wygłaszać laudację ku czci prof. Longina Marianowskiego, mojego mistrza i wychowawcy. Jest to zaszczyt i przyjemność, ale też zadanie trudne, albowiem Pan Profesor jest osobą powszechnie znaną i szanowaną,   z pewnością wielu z Państwa wie o nim znacznie więcej niż ja,  albowiem łączą Państwa wieloletnie zażyłości. Chciałbym się zatem powstrzymać od mówienia w tym gronie rzeczy oczywistych. Jestem jednak zobowiązany przedstawić szereg faktów z życiorysu  Pana Profesora, aby  usystematyzować wiadomości o nim w tym tak ważnym dla niego  dniu. Przyszły profesor  Longin Marianowski, urodził się 1 stycznia 1934 r. w Warszawie. Akademię Medyczną w naszym mieście ukończył w roku 1958.  Po uzyskaniu dyplomu rozpoczął pracę w naszej Uczelni, kolejno w 3. Klinice Ginekologiczno-Położniczej  Wydziału Sanitarno-Epidemiologicznego w szpitalu przy ul. Madalińskiego, następnie w 1. Klinice  Położnictwa i Ginekologii  I  Wydziału Lekarskiego, później w 2. Klinice Położnictwa i Ginekologii II Wydziału Lekarskiego  w szpitalu Bielańskim, którą kierował w latach 1978 – 1992. I w końcu praca w 1. Klinice Położnictwa i Ginekologii

I Wydziału Lekarskiego, ponownie powrót do tego miejsca.  Pan Profesor był kierownikiem katedry i kliniki w latach 1992 – 2005. Tam  kontynuował dzieło swoich wielkich poprzedników i nauczycieli,  prof. Adama Ferdynanda Czyżewicza,  prof. Tadeusza Bulskiego i pani profesor Małgorzaty Serini-Bulskiej. Specjalizację z zakresu położnictwa i ginekologii uzyskał w 1962 r., a drugi stopień tejże specjalizacji w 1968. Stopień doktora nauk medycznych  również w roku 1968, na podstawie pracy „Wyniki leczenia i losy ciąż w niepłodności pozapalnej”. Stopień doktora habilitowanego w roku 1974, na podstawie rozprawy „Badanie równowagi kwasowo-zasadowej płynu owodniowego ciężarnych owiec”.  Tytuł profesora nadzwyczajnego w roku 1982 i tytuł profesora zwyczajnego w 1986 r.

Jak wspomniał już Pan Rektor,  profesor Marianowski piastował szereg ważnych stanowisk we władzach Uczelni, był prodziekanem II Wydziału Lekarskiego, przez dwie kadencje dziekanem II Wydziału Lekarskiego oraz dziekanem i jednym ze współtwórców Wydziału Nauki o Zdrowiu. To bardzo rzadka koincydencja bycie dziekanem dwóch wydziałów. Pan profesor Marianowski był wiceprezesem,  a następnie prezesem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, wieloletnim przewodniczącym sekcji perinatologii tego Towarzystwa, redaktorem naczelnym  „Ginekologii Polskiej”, redaktorem naczelnym „Nowej Medycyny. Położnictwo i Ginekologia”. Był członkiem rady doradczej  Eszwe?  Europejskiego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej  i członkiem zarządu Światowego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej. Był także koordynatorem programu poprawy opieki nad matką i dzieckiem w Polsce dla regionu Mazowsza. Jest także członkiem Rady Naukowej Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki i członkiem Rady Naukowej Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Był wiceprezesem fundacji polsko-niemieckiej Edukacja w Położnictwie i Ginekologii. Jest członkiem towarzystw naukowych w Polsce: Lekarskiego, Pediatrycznego, Endokrynologicznego oraz Chirurgów Polskich. Jest członkiem honorowym Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Jest członkiem towarzystw naukowych: niemieckiego, czeskiego i amerykańskiego. Obecnie jest także członkiem Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych.

Był organizatorem i współorganizatorem licznych konferencji, sympozjów, kursów. Zorganizował m.in. jubileuszowy, 25. zjazd Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego  w 1994 r. w Warszawie, który  był wielkim wydarzeniem naukowym.

Dorobek naukowy Pana Profesora obejmuje ok. 450 prac, których jest autorem lub współautorem, przy czym 50 publikacji ukazało się w językach obcych. Wygłosił ok. 100 referatów na zjazdach naukowych krajowych i międzynarodowych, na których powierzano mu także prowadzenie sesji plenarnych lub konferencji okrągłego stołu. Był zapraszany jako główny referent na światowych, europejskich i krajowych posiedzeniach naukowo-szkoleniowych.

Jest promotorem kilkudziesięciu zakończonych przewodów doktorskich, opiekunem pięciu przewodów habilitacyjnych, wypromował  trzech profesorów – dwóch z nich jest dziś na tej sali, a jeden ma przyjemność mówić te słowa. Jest autorem recenzji kilkudziesięciu rozpraw doktorskich i kilkudziesięciu rozpraw habilitacyjnych. Wielokrotnie był recenzentem dorobku naukowego przy przemianowaniach do tytułów naukowych profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego. Pod jego kierownictwem ponad 80 lekarzy zdobyło specjalizację 1. stopnia, a 50 osób 2. stopnia z zakresu położnictwa i ginekologii.

Profesor Marianowski nigdy nie był członkiem żadnej partii politycznej, co  nie oznacza, że stronił od życia społecznego, publicznego i działalności samorządowej. Przez szereg lat był radnym m. ST. Warszawy. Za wielkie osiągnięcie należy uznać uzyskanie w roku 2002 zaszczytnego tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. To najwspanialsza nagroda dla naukowca i nauczyciela akademickiego.

Tym bogatym życiorysem można by obdzielić co najmniej kilka osób o

niepośledniej aktywności. Trudno sobie wyobrazić, że jeden człowiek może osiągnąć tak wiele, że wystarczy czasu i sił na owe działania i dokonania. Często dzieje się to kosztem najbliższych i życia prywatnego, ale – jak widać – wszystko to jest możliwe, jeśli ma się przy sobie wyrozumiałych bliskich oraz wsparcie ukochanych osób, a tak właśnie  zawsze było w przypadku Pana Profesora.

Pozwolę sobie t na pewną osobistą refleksję.  Moje całe życie zawodowe i naukowe,  jest związane właśnie z Panem Profesorem. To on dał mi szansę, którą starałem się właściwie wykorzystać.  Najpierw bacznie mnie obserwował, potem –myślę –zaaprobował,  następnie obdarzał coraz większym zaufaniem, a z czasem i sympatią. Ja z kolei starałem się naśladować Pana Profesora w swoich poczynaniach i próbowałem w jakiś sposób mu dorównać.  Bardzo dobrze jest mieć taki właśnie wzór. Wszystko chyba jest wtedy łatwiejsze.

Myślę, że mogę sobie dzisiaj pozwolić na stwierdzenie, że z naszej relacji zrodziła się swoista przyjaźń, przyjaźń, jaka może połączyć mistrza i ucznia po wspólnie spędzonych latach. Za to jestem głęboko wdzięczny Panu Profesorowi, a jednoczenie dumny, że jako jeden z wielu uczniów dostąpiłem dziś zaszczytu wygłoszenia tej laudacji.  Z całego serca jestem wdzięczny Towarzystwu Lekarskiemu Warszawskiemu za to, że postanowiło uhonorować swoim najwyższym odznaczeniem, medalem Augusta  F. Wolffa tego właśnie wielkiego, wspaniałego człowieka, i cieszę się wraz z Panem Profesorem

Longinem  Marianowskim z zaszczytu, jaki dzisiaj jest jego udziałem. Gratuluję serdecznie, Panie profesorze, i dziękuję za wszystko”.

Dziękując za wygłoszoną laudację prof. Longin Marianowski powiedział:

„Mimo podeszłego wieku wzruszyłem się, słysząc o tych wszystkich  działaniach,  o których był łaskaw powiedzieć Pan Dziekan.  Chyba miałem szczęście– tak bym to nazwał – szczęście u ludzi, na pierwszym miejscu szczęście, na krótki okres z dużym zakrętem w rodzinie, ale dzięki  dobrym elfom, jak kto chce to nazwać, podniosłem się i starałem się działać, starałem się uczyć od swoich nauczycieli. I drugie szczęście, poza rodziną, mimo że stawiam ją na pierwszym miejscu. Miałem szczęście mieć znakomitych nauczycieli. Pan profesor Bablok będzie za chwilę mówił o człowieku w Polsce niepowtarzalnym, położniku i ginekologu, niepowtarzalnym, śmiem to słowo powtórzyć  z całą odpowiedzialnością i sądzę, że miałbym tu sporo popleczników, tych, którzy mogli się zapoznać z ich życiem osobiście lub  ze wspomnień, które  m.in. znalazły się  w „Pamiętniku TLW ‘’. Przede wszystkim następcy, wychowankowie prof. Czyżewicza. Ale ten stygmat Czyżewiczowski pozostał we mnie do dzisiaj,  zostały jego powiedzenia humorystyczne i ci, którzy tu są zebrani, wiedzą o tym. Ja zresztą o tym piszę czasami, przekraczając granice, ale nie przekraczając granic dobrego wychowania i dobrego słowa. Profesor Czyżewicz był osobistością,  o której pan profesor będzie mówił, ale nie wszystko.   Ogromnie dziękuję Panu Dziekanowi za piękną  laudację; ja myślę, że tak wielki nie jestem, jestem normalnym człowiekiem, tak mi się przynajmniej wydaje. Po prostu starałem się wykonywać jak najlepiej  swoje zadanie, ucząc się od swoich nauczycieli. Dziękuję serdecznie”.

Pan Rektor jeszcze raz pogratulował profesorowi Marianowskiemu.

Następnie Prezes odznaczył dr. Konstantego Radziwiłła medalem W. Brodowskiego i L. Paszkiewicza za Zasługi.

„Panie Prezesie! Tak się składa, że dwie kadencje, podczas których dowodził Pan naszą korporacją, dobiegają końca i zaczyna Pan nowy etap swojej działalności, tym razem już jako prezes  lekarzy europejskich.  Jest to  bardzo dobry moment, aby powiedzieć, że te obie kadencje,  które poświęcił Pan dla dobra  korporacji, dla nas wszystkich, to był okres trudny.  O dwóch sprawach   muszę powiedzieć, o których nie zapomnimy, ponieważ  to dzięki Panu nie zostały przegrane. Po pierwsze Pana osobistą zasługą jest to, że Kodeks Etyki Lekarskiej ma taki kształt, jaki ma. To była ciężka, wielka batalia o wypracowanie  najlepszego możliwego kompromisu w danym momencie, zaakceptowanego przez ogół polskich lekarzy. To była bardzo trudna walka, uwieńczona sukcesem. Będziemy na pewno pamiętać, że to Pan był autorem tego sukcesu.

Ale druga, może nawet jeszcze nawet trudniejsza  sprawa – przez te wszystkie lata niemal codziennie  ktoś próbował  dobierać się  do korporacji. A to ograniczać prawa, a to narzucać, a to zmieniać. Odkąd pamiętam,  Pan był tym głosem naszym, nie tylko protestującym, ale przekonującym decydentów, żeby tego nie robić. I chwała Panu Bogu do tej pory to się udało.  Dla środowiska lekarskiego położył  Pan ogromne zasługi. I dlatego z wielką  przyjemnością  mogę powiedzieć, że Towarzystwo Lekarskie Warszawskie przyznaje Konstantemu Radziwiłłowi medal Włodzimierza Brodowskiego i Ludwika Paszkiewicza za Zasługi”.

Przyjmując medal dr Radziwiłł  powiedział:

„Panie Prezesie, szanowni Państwo!  Nie spodziewałem się  że dostanę tu jakiś medal,  nie przygotowałem więc sobie mowy, ale dziękując za docenienie moich wysiłków w  ostatnich latach  chciałbym przyznać, że sytuacja jest dla mnie niezwykle wzruszająca. Skończyłem studia w roku 1983, i to był bardzo zły czas w Polsce i w Warszawie. Pewnie część z Państwa wie, że wcześniej w ten czy inny sposób rzuciłem się w wir historii, ze wszystkimi najgorszymi dla siebie konsekwencjami. Byłem  jednym z tych, którzy założyli Niezależne Zrzeszenie  Studentów na ówczesnej Warszawskiej Akademii Medycznej.  Mimo ogromnego wkładu w to życie, które nie miało na celu poprawy sytuacji studentów, lecz  przemianę Polski, kiedy skończyłem studia jako jeden z najlepszych studentów, szybko okazało się, że nie ma dla mnie pracy w Warszawie. I tak wędrowałem, byłem coraz bardziej rozczarowany. W kilku klinikach najpierw obiecywano, że będzie miejsce, potem się okazywało, że nie, no i wyrzuciło mnie poza margines warszawskiej wspaniałej medycyny.

Wylądowałem na Ursynowie, gdzie nikt nie chciał pracować, i tam w jakiejś przychodni mnie przytulono. Tak zostałem lekarzem rejonowym i do dzisiaj jestem lekarzem rejonowym. Okazało się, że nie jest to takie złe miejsce, bo zwłaszcza w tych złych czasach, które potem następowały można tam było praktykować na własny rachunek coś dobrego. Z czasem, chociaż   był to  naprawdę bardzo trudny moment, bo czułem się skrzywdzony, rzuciłem się w medycynę ogólną, potem w medycynę rodzinną, specjalność, która nie ma zbyt wysokich notowań na tej sali.  Okazało się, że można mieć ogromną satysfakcję. Gdzieś tam po drodze zostałem nawet Najbardziej Popularnym Człowiekiem Ursynowa, co dało mi satysfakcję ze strony pacjentów, którzy doceniali moje wysiłki. Okazało się, że medycyna również  poza Akademią Medyczną czy Uniwersytetem Medycznym też ma sens i może dać dużą satysfakcję. Tak się złożyło, że od kilku lat ktoś  sobie o mnie przypomniał, zostałem asystentem na  Warszawskim Uniwersytecie Medycznym i nauczam studentów medycyny rodzinnej. Jest to dla mnie ogromna satysfakcja i tym, którzy sobie o mnie przypomnieli jestem bardzo wdzięczny. W moim wieku pewnie kariery już nie zrobię, ale jakieś koło zatoczyłem. Medal, który dostaję, jest w pewnym sensie też wyrazem tego, że mimo  trudności, jakim  doświadczyłem, środowisko zauważyło różne moje wysiłki. Zostałem prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej. Wprowadził mnie w to środowisko korporacyjne mój poprzednik, dr Madej, który  uczynił  mnie   sekretarzem  Naczelnej Rady Lekarskiej, a potem okazało się, że w opinii  Krajowego Zjazdu Lekarzy nadaję się na prezesa, w drugiej kadencji też.

Przychodzi teraz  czas podsumowań. W przeciwieństwie do wielu z Państwa nie osiągnąłem szczytów na niwie medycyny, chociaż uważam, że jestem dobrym lekarzem, i tak uważają moi pacjenci, co jest dla mnie bardzo ważne, bo ciągle z nimi mam do czynienia, ale szczególną satysfakcją jest dla mnie również to, że moi tak wspaniali koledzy, Państwo zauważają moją drogę życiową i moje działania.

Proszę Państwa, Kodeks Etyki Lekarskiej, o którym wspomniał prof. Jurkiewicz, noszę ze sobą zawsze, to jest coś niezwykle ważnego dla mnie. Wspomnienie o tym,  że mam jakiś wkład, w jego istnienie, w jego treść czy kształt, to dla mnie naprawdę wielka satysfakcja.

Proszę Państwa, dziękując za docenienie moich wysiłków i działań, chciałbym również prosić o dalsze wsparcie, bo wyzwanie przede mną ogromne. Od 1 stycznia będę prezydentem Stałego Komitetu Lekarzy Europejskich, czyli federacji wszystkich głównych organizacji lekarskich, takich jak samorząd lekarski w Polsce, w całej Unii Europejskiej. Jest to nowe wyzwanie, zupełnie nowe zadania. Jak to będzie, nie wiem, ale dzięki temu, że Państwo mnie dzisiaj tak uhonorowali, mam nadzieję, że to poparcie, zaplecze, mam zapewnione. Bardzo serdecznie dziękuję”.

Następnie prof. Jurkiewicz odznaczył medalem Prezesów prof. Jerzego Woy- Wojciechowskiego, wygłaszając krótkie przemówienie.

„To jest czas jubileuszy, podsumowań,  ale i podziękowań. Mówię to w imieniu członków Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego, Zarządu, że pan Prezes Jerzy Woy-Wojciechowski ma naprawdę serce rozdarte, bo jedną połową jest w PTL, a druga cały czas u nas, w Towarzystwie Lekarskim Warszawskim, które mu zawdzięcza bardzo dużo. Przyszło Panu Prezesowi Jerzemu Woy-Wojciechowskiemu działać w czasach trudnych, kiedy   trzeba było mieć niezmiernie dużo uporu, żeby się pchać pod górę i przy swoim upierać. Pan Prezes to robił, i o ile dobrze  pamiętam, 12 lat i niewątpliwie – o czym trzeba przypominać – jest dla nas tym symbolem odnowienia Towarzystwa. Prezes Woy-Wojciechowski był tym prezesem, któremu udało się w tamtych czasach przywrócić nazwę: Towarzystwo Lekarskie Warszawskie.

W historii naszego Towarzystwa prof. Jerzy Woy-Wojciechowski pozostanie więc jako jego odnowiciel, za to mu serdecznie dziękujemy.  Trzeba powiedzieć, że jako prezes, a wcześniej jeszcze jako wiceprezes, miał szczęście do ludzi i do darczyńców (chciałbym mieć takie szczęście).  Nazbierał wiele pięknych rzeczy, umaił nimi Klub Lekarza, który stał się przepięknym i godnym miejscem w Alejach Ujazdowskich. Klub, który Państwo tutaj dzisiaj widzicie, nie byłby nawet w połowie taki nasz, gdyby nie fakt, że jest tu mnóstwo rzeczy, które zdobył, otrzymał, zgromadził w czasie swojej działalności w Towarzystwie, ale również jako Prezes PTL prof. Woy-Wojciechowski. Ogromnie za to dziękujemy. Myślę, że ten Dom, który jest taki, jaki jest, ma wiele twoich rysów, Jurku, i za to dziękujemy. Symbolicznym podziękowaniem jest ten medal.

»Towarzystwo Lekarskie Warszawskie  przyznaje prof. Woy-Wojciechowskiemu  medal Włodzimierza Brodowskiego i Ludwika Paszkiewicza za Zasługi«”.

Swoje podziękowanie prof. Jerzy Woy-Wojciechowski zaczął dowcipnie:

„Pan profesor wspomniał o tych rysach, oby to nie były takie rysy jak na murze kościoła św. Anny. To prawda, mam dużo szczęścia w życiu, o czym mówiłem niedawno kiedy prezes Radziwiłł zaprosił mnie do Poznania. Mogę się nazwać człowiekiem szczęśliwym. Mam też czasami szczęście do ludzi – to przecież ja kiedyś prezesa J. Jurkiewicza wynalazłem na korytarzu pewnego budynku przy ul. Grójeckiej, pytając: „Czy pan by nie zechciał pracować w Polskim Towarzystwie Lekarskim”. Dziękuję za ten medal. O włos byłby to może medal Hoyera, który też był prezesem TLW, a ja, kiedy się urodziłem tak niedawno temu, mieszkałem przy ul. Hoyera w Inowrocławiu. Nie tak dawno nie dostałem się na medycynę, bo pochodzenie złe, tata stomatolog, nie tak dawno skończyłem tę uczelnię, nie tak dawno odbywałem staż w Rudce u pana dr. Jana Glińskiego… To było zaledwie 50 parę lat temu, Panie Profesorze. Nie tak dawno działam z Panem profesorem Marianowskim w Towarzystwie Lekarskim Warszawskim, który wspierał mnie i całe lata razem pracowaliśmy. Rzeczywiście, przez całe dorosłe życie towarzyszyła mi praca, bezinteresowna praca, do której dokładało się to, co najdroższe, kontakty z rodziną. Nie żałuję. Żałuję tylko tego, że czas tak szybko biegnie… Mimo że jestem teraz stypendystą i mam więcej czasu na emeryturze, więcej czasu poświęcam Towarzystwu Lekarskiemu. Dziękuję jeszcze raz”.

Następnie odbył się koncert.

Referat pt. „Działalność naukowo – dydaktyczna i organizacyjna prof. Adama Czyżewicza” wygłosił prof. Leszek Bablok.

Po referacie prof. Longin Marianowski zaprezentował kolejny tom „Pamiętnika TLW”:

„Panie Prezesie, Szanowni Państwo! Redakcji 13 tomu „Pamiętnika TLW”: podjąłem się z pewnym niepokojem, czy podołam temu zadaniu, chociaż mam doświadczenie jako redaktor lub współredaktor wielu czasopism. Redakcja „Pamiętnika” ma zupełnie inną formułę, wymaga przygotowania, wychwycenia momentów interesujących czytelnika.  Tegoroczny „Pamiętnik” w dużej mierze poświęcony jest ginekologii warszawskiej, dlatego też jego koncepcja opierała się na opisaniu w ujęciu historycznym jednostek, które zajmowały się nauczaniem przed- i podyplomowym, kontynuowaniem leczenia. Nie będę streszczał zawartości „Pamiętnika”, niech będzie  dla Państwa niespodzianką.

Ze względu na Pana Rektora, który wydaje w tym roku „Złotą Księgę Medycyny Warszawskiej”, gdzie zostanie przedstawiona dokładniej sylwetka prof. Czyżewicza, w „Pamiętniku” zawarte są nieznane szerszej publiczności informacje, na przykład o ćwiczeniach  w formie tzw. internatów w klinice przy ul. Starynkiewicza.

Na kanwie tego „Pamiętnika” chciałbym powiedzieć o czymś z nim związanym. Nie dalej jak wczoraj, będąc w Szczecinie, wysłuchałem wykładu habilitacyjnego habilitantki, której temat pracy wiązał się stricte z genetyką. Wykład był na temat wychowania, miłości w życiu i jaka jest w tym rola genów. Habilitantka twierdziła, że nie rządzą światem geny, ale miłość, wychowanie,  geny mają w tym rolę, ale ogromny wpływ na rozwój człowieka mają przede wszystkim rodzice, rodzina, środowisko.

Podstawową jednostką organizacyjną społeczeństwa jest rodzina w rozumieniu: mama, tata, dzieci, siostry, bracia itd. W szerszym rozumieniu są to grupy społeczne, które się tworzą i mogą pracować jako rodziny. Ja odniosę się do autorskiego powiedzenia, że współpracowników w klinice starałem się traktować jak rodzinę. Myślę, że wychowanie obecnych młodych lekarzy, wymaga poza genetyką, dużego wysiłku ze strony nauczających, nauczanych oraz potrzebne są do tego uwarunkowania, które są od nas często niezależne. Będę rad, jeżeli  treści zawarte w tym „Pamiętniku” w jakimś stopniu skłonią Państwa do chwili zadumy, rozmyślań nad filozofią życia. Bo to życie mija i  tylko w sferze materialnej nie da się go zrozumieć. Życzę Państwu, żebyście Państwo mieli miłe wspomnienie po przejrzeniu „Pamiętnika” i znaleźli w nim coś dla siebie. Z tym polecam go Państwu bardzo”.

Prezes  podziękował redaktorowi za prezentację nowego tomu „Pamiętnika” i zaprosił  gości na spotkanie towarzyskie.