<< powrót

Pamiętnik TLW 2012

Sumienie w praktyce lekarskiej

Jerzy Jurkiewicz

Sumienie w praktyce lekarskiej

Ponieważ sumienie należy do kategorii pojęć etycznych, przedmiotem dyskusji będą rozważania na temat zespołu przekonań etycznych ogółu lekarzy zaangażowanych na co dzień w pracę zawodową. Innymi słowy – rozważania na temat istnienia i funkcjonowania zjawiska, zwanego etyką lekarską.

Zawód lekarza  to najogólniej rzecz ujmując  leczenie, zapobieganie chorobom, propagowanie profilaktyki zdrowotnej i higieny, prowadzenie badań i nauczanie medycyny. Wszystkie wymienione aspekty działalności zawodowej lekarza poddawane są nieustannemu osądowi jego sumienia. Sumienia rozumianego jako zdolność do moralnej oceny własnych czynów. Każdego dnia z racji wykonywanego zawodu lekarz podejmuje decyzje, które  z samej swojej istoty są decyzjami moralnymi, etycznymi,  odnoszącymi się do fundamentalnego problemu lekarskiego powołania – oceny tego, co jest dobre dla chorego, i odróżnienie od  tego wszystkiego,  co jest dla niego niekorzystne lub nieprzydatne. Decyzje lekarza w takich sprawach mieszczą się w obszarze etyki normatywnej, określającej zestaw norm  i ocen uznanych za właściwe i niezbędne, lub odwrotnie, mieszczące się w sferze zakazów i zastrzeżeń, których przekroczenie jest określane jako postępowanie niewłaściwe. Literatura dotycząca zagadnień związanych  z problematyką sumienia jest nie tylko bogata, ale, co ważniejsze, swoje poglądy i opinie w tych sprawach przedstawiali najwybitniejsi etycy, filozofowie, lekarze i teolodzy, wśród nich największe autorytety moralne naszych czasów – dwóch papieży Jan Paweł II i Benedykt XVI. Warto podkreślić znaczący wkład wniesiony do rozważań nad istotą i kształtowaniem się sumienia przez autorów polskich, wśród których poczesne  miejsce zajmują opracowania, eseje, książki, artykuły Andrzeja Zolla,  Eweliny Zielińskiej, Alicji Grześkowiak, Romana Piękosia, abp. Z. Zimowskiego, Romana Sobańskiego,  Tadeusza Biesiagi,  Zbigniewa Szawarskiego, Stanisława Warzyszaka, Stanisława Olejnika.

Omawianie problemów związanych z kształtowaniem i działaniem sumienia należy rozpocząć od określenia zasad moralnych, będących  podstawą i punktem odniesienia w dyskusji na jego temat. Jest to niezbędne, ponieważ tematyka sumienia jest niezmiernie skomplikowana, wielowątkowa i interpretacyjnie niejednoznaczna. Szczególnie gdy do rozważań włączyć problemy kształtowania  sumienia według kryteriów i reguł innych niż przyjęte w  europejskiej cywilizacji i kulturze. Może się wówczas zdarzyć, iż to inaczej ukształtowane sumienie będzie formułować oceny etyczne i wynikające z nich sposoby działania  oparte na zasadach moralnych zgoła odmiennych od naszych.

Biorąc to pod uwagę, pragnę zaznaczyć, iż moje poglądy na sprawy sumienia opierają się na zasadach tzw. etyki humanistycznej, przyjmowanych i interpretowanych z perspektywy chrześcijańskiej. Zgodnie z nimi człowiek, stworzony „na obraz i podobieństwo Boga”, jest istotą cielesno-duchową, która jako jedyna  wśród istot żyjących została obdarzona przez Stwórcę rozumem oraz wolnością wyboru i decyzji. Przy podejmowaniu decyzji i  dokonywaniu wyborów  zasadniczą rolę odgrywa  rozum ludzki, który jest czynnikiem poznawczym, pozwalającym na odkrywanie sensu i obrazu otaczającej nas rzeczywistości zarówno w przeszłości, w teraźniejszości i w przyszłości, jest czynnikiem, który może przewidywać, a nawet tworzyć nową rzeczywistość.  Człowiek może i potrafi w zgodzie ze swoją wolą  podejmować określone decyzje lub powstrzymywać  się od nich, może  wybierać wśród różnych możliwości i dróg działania, zaś oceny podejmowanych wyborów i decyzji  dokonuje ludzkie sumienie.

Dzięki swej wolności wewnętrznej, gwarantowanej posiadaniem rozumu, człowiek góruje nad całym światem istot żyjących. Tę wyjątkową pozycję człowieka wyraża pojęcie godności. Każdemu człowiekowi, niezależnie od rasy, płci, wieku, poziomu rozwoju, przysługuje godność, godność osoby ludzkiej.

Uznanie godności osoby ludzkiej stanowi fundament założeń etyki humanistycznej, z którego wywodzą się i  na którym opierają się oceny i normy natury moralnej. Te normy, od filozofów greckich z V wieku przed Chrystusem począwszy, usiłowano formułować, opisać, przez odwołanie się między innymi do struktury ontycznej człowieka, czyli do natury ludzkiej, do natury istoty rozumnej. Uznano, że człowieczeństwo, określane jako rozumna, wolna, cielesno-duchowa natura osobowa, zawiera w sobie określone prawa, czyli uprawnienia i wymagania moralne.

Te prawa, wynikające z natury ludzkiej, nazywa się prawami naturalnymi lub prawami dotyczącymi natury osobowej (S. Olejnik).

Prawa naturalne mają cechę powszechności, niezmienności, uniwersalności i niezbywalności. „Są dostępne poznaniu wszystkich i wszystkich obowiązują. Są one niezmienne w swych założeniach ogólnych, niezależne od okoliczności i sytuacji. Prawa te przysługują każdemu człowiekowi jako osobie od początku do końca życia. Nie pochodzą z żadnego nadania, ani ustanowienia, ani umowy. Swoje korzenie mają w samym byciu ludzkim, w naturze człowieka. Nikt ich nie może się pozbyć ani być ich pozbawionym – są niezbywalne”.

Przyjmując te zasady z perspektywy chrześcijańskiej, należy dodać iż sens i cel ludzkiego życia nie zamyka się jedynie w ramach egzystencji ziemskiej, ale jest tylko drogą do pełni życia w wymiarach pozadoczesnych. Do osiągnięcia życia wiecznego nie jest koniecznym warunkiem doskonałość czy choćby wydolność fizyczna i psychiczna człowieka.

Określenia sumienie używamy w różnych sytuacjach życiowych stosunkowo często, przy czym występuje ono zwykle w roli arbitra oceniającego postępowanie lub charakteryzującego opisywaną jednostkę, np. gryzie go sumienie, ma nieczyste sumienie, sumienia nie oszukasz, potwór bez sumienia, sumienie mi nie pozwala, sumienie mi podpowiada, ty łotrze bez sumienia, gdzie masz sumienie, wyrzuty sumienia, rachunek sumienia, sumiennie wykonał swoją pracę.  Określenia te, przyjęte zwyczajowo jako wyraz doświadczeń kolejnych pokoleń rodu człowieczego,   dobrze odpowiadają definicjom sumienia podawanym w opracowaniach naukowych.

Sumienie można najprościej zdefiniować jako „zdolność do moralnej oceny własnych czynów”. Konstytucja duszpasterska o Kościele Gaudium et Spes  (nr 16),  określa sumienie następująco:

„W głosie sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia   dobra, a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, tamtego unikaj. Człowiek bowiem ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony. Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa”.

Naukę Soboru Watykańskiego II o godności i normatywnym charakterze sumienia przypomina i szerzej rozwija Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor (Blask Prawdy) z października 1993 roku. Ukazuje przy tym, że sumieniu nie można przypisać absolutnej autonomii, czyli nie można w nim widzieć ostatecznej normy dobra i zła moralnego. Osąd sumienia trzeba poddać autorytetowi prawdy – zasadom moralności obiektywnej i uniwersalnej opartej na prawie Bożym.

Jan Paweł II stwierdza we wspomnianej encyklice, że sumienie można i należy kształtować w prawdzie, czyli w prawdziwym rozpoznawaniu dobra i zła moralnego”.

Można z tego wysnuć wniosek, iż zdolność rozróżniania  dobrego i złego jest wprawdzie warunkiem koniecznym do ukształtowania sumienia  jako strażnika ludzkiego działania, jednakże dla właściwej oceny czynów sumienie, aby nie być w błędzie, musi w swoich sądach opierać się na niezmiennych, uniwersalnych normach prawa naturalnego, prawa boskiego, opisującego w sposób kategoryczny to, co dobre, i to, co złe. Dekalog, wykuty  w kamiennych  tablicach, przekazanych  Mojżeszowi jako pomoc Stwórcy dla błądzącego po manowcach sumienia i pustyni  narodu wybranego,  stał się  najważniejszym  kodeksem tego prawa, prawa, na którym zbudowano  europejską cywilizację  judeochrześcijańską, cywilizację,  w której punktem odniesienia dla wszystkich ludzkich działań  był i jest Bóg oraz ustanowione przez Niego prawa.

Ukształtowane na takim prawie ludzkie sumienie  działa  w taki sposób, iż nie tylko potrafimy  zdefiniować zło, ale otrzymujemy także wewnętrzny nakaz sprzeciwu wobec niego. Sprzeciw wobec zła staje się jednocześnie impulsem, imperatywem czynienia dobra.

W tym miejscu należy  postawić pytanie: od którego momentu  życia ludzkiego zaczyna się kształtowanie sumień i jak przebiega ten proces w poszczególnych fazach i okresach życia człowieka?

Zgodnie z prawem boskim życie  ludzkie zaczyna się od naturalnego poczęcia w łonie matki. Intensywny,  harmonijny podział komórek ludzkiego zarodka zachodzi w ścisłym, chciałoby się powiedzieć, absolutnie integralnym związku z procesami życiowymi żywiciela, czyli matki. Od stanu zdrowia fizycznego i psychicznego, innymi słowy od zasobów i  rodzajów substancji budujących ludzki zarodek,  a  wytwarzanych przez matkę, zależy rozwój psychofizyczny poczętego i jeszcze nienarodzonego  dziecka.  Każde zaburzenie w organizmie matki odbija się natychmiast i nieuchronnie  na składzie chemicznym, jakości i doborze wytwarzanych i niezbędnych do rozwoju białek, węglowodanów i tłuszczy,  hormonów, neuroprzekaźników itp. Każda kłótnia, awantura, stres, strach, rozpacz, nienawiść, a z drugiej strony miłość wzajemna rodziców, spokój  i zgoda, poprzez jakość i dobór   dopływających do nienarodzonego dziecka bodźców  i substancji (np. różnego rodzaju endorfin) powodują określone następstwa rozwojowe i skutki, ujawniające się później w ciągu życia pozapłodowego. Należy z całą  mocą podkreślić, iż  wpływ, jaki wywiera na stan  dziecka zachowanie,  kondycja fizyczna i psychiczna matki, jest największy właśnie w okresie życia płodowego i w pierwszych trzech,  a według innych badaczy w   pierwszych pięć latach życia.

Ten wpływ  jest fundamentem  sposobu myślenia i  działania człowieka w ciągu późniejszego, najdłuższego nawet życia. Dzieje  się  tak dlatego, że wtedy właśnie, we wczesnym okresie  rozwoju, do naszej świadomości  trafiają, zostają wbite niby pieczęcią lakową, prawdy i zasady  prawa naturalnego,  zostają wbite słowami   matki, ojca, najbliższych, wobec których dziecko – człowiek żywi  uczucia  bezgranicznego zaufania. Ich słowa, pouczenia i rady  są przyjmowane jako absolutny pewnik, jako kanon, jako wartość najwyższa i niepodważalna. I to wtedy  właśnie, w czasie życia płodowego i w pierwszych latach po urodzeniu tworzy się niezwykle trwała konstrukcja ludzkiej osobowości, to właśnie wtedy rozpoczyna się proces  kształtowania  ludzkiego sumienia, który – jeśli ma przebiegać właściwie – wymaga miłości, ciepła i akceptacji. Taki klimat, taką atmosferę może zapewnić rozwijającemu się dziecku jedynie prawdziwa, kochająca się rodzina, rozumiana jako  związek kobiety i mężczyzny. Brak właściwych, ustawowych uregulowań prawnych chroniących rodzinę, brak lub niewystarczająca liczba prorodzinnych działań państwa w oczywisty sposób musi doprowadzać i często doprowadza  do powstawania rozmaitych patologii społecznych, rozwijających się na podłożu  wadliwego kształtowania sumienia we wczesnym okresie życia ludzkiego. Zdaniem  Francisa S. Collinsa, dyrektora międzynarodowego zespołu realizującego Projekt Poznania Ludzkiego Genomu, czynniki, które oddziałowują na dziecko w pierwszych latach jego życia,   obok genetycznych w decydujący sposób  wpływają na przyszłe postępowanie i losy człowieka.

W późniejszych latach życia  wpływ na kształtowanie się postaw człowieka zaczynają wywierać także  inne osoby i instytucje – nazwałbym  je autorytetami drugiego rzutu.

Koledzy z podwórka, z klasy , pani nauczycielka, różni  wujkowie i ciocie. W obecnych czasach ogromną rolę na tym polu odgrywają środki masowego przekazu, szczególnie telewizja, radio  i internet.   Warto podkreślić charakterystyczne  cechy  tego wpływu. Otóż kolejne  autorytety zostają dosłownie wymazywane  przez nowe, mocniejsze, wpływające bardziej sugestywnie na umysł, na wyobraźnię. Autorytetem staje się ten lub to, co w danej chwili wywarło   największy wpływ na poddanego  takim działaniom człowieka. Skutkiem tego jest w wielu wypadkach pleniące się zło, porzucanie obowiązujących kiedyś norm moralnych, bezprawie. A gdzie jest wtedy sumienie? Wydaje się, że można tu rozpatrywać co najmniej dwie możliwości.  Pierwsza to ta, która dotyczy człowieka posiadającego już wcześniej utrwalone i zakodowane  zasady nakazujące odrzucać  zło i czynić dobro. Zdarza  się, iż   człowiek ten  postanawia z różnych powodów zasady te odrzucić, wymazać.  Ale odrzucić, wymazać  do końca utrwalonych we wczesnym okresie życia zasad i wartości etycznych  nie udaje się  nigdy lub prawie nigdy.

Ludzie ci mają  do końca świadomość czynienia zła, a przypomina  im o tym nieustannie ich  choćby najbardziej zmaltretowane sumienie – przypomina o tym  do końca. Zdarzało się niejednokrotnie, że  ci ludzie wracali na drogę prawdy, dobra, przyzwoitości. Albo nie wracali. Najbardziej przejmującym, sugestywnym obrazem takiej sytuacji jest opisana u Ewangelisty św. Łukasza opowieść o dobrym łotrze. Cytuję: „Wtedy jeden z zawieszonych złoczyńców urągał mu mówiąc –  czy ty jesteś Chrystusem, ratuj  siebie i nas, drugi natomiast, odezwawszy się, zgromił tamtego tymi słowy: czy ty się Boga nie boisz, choć taki sam wyrok  ciąży na tobie, na nas co prawda sprawiedliwie, gdyż słuszną ponosimy karę  za to, co uczyniliśmy, ten zaś nic złego nie uczynił i rzekł: Jezu,  wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa swego.  I rzekł mu Jezus: zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w niebie”.

Druga możliwość jest taka – u człowieka  nie doszło albo doszło w niewystarczającym  stopniu do ukształtowania elementarnych zasad moralnych. Najczęstszą przyczyną takiego stanu rzeczy jest deficyt miłości matczynej, rodzicielskiej, poczucia braku akceptacji, czyli braku tych elementów wychowania, które  w decydujący sposób wpływają  na kształtowanie się sumienia.   Może się to zdarzyć w sytuacji kiedy w tej samej rodzinie przekazywane są dziecku sprzeczne zalecenia i zasady moralne, np. gdy rodzice pochodzą z różnych warstw społecznych, kręgów i tradycji kulturowych i nie ma między nimi porozumienia co do jedności przekazanych czy  przekazywanych dziecku pojęć moralnych, etycznych.

Można również rozważać przypadki,  w których posiadana przez człowieka  zdolność do rozróżniania dobra i zła nie została nigdy  wykorzystana. Dzieje się tak wtedy, kiedy w procesie wychowawczym, szczególnie w jego wczesnym okresie, nie doszło do utrwalenia w umyśle człowieka nakazów i zakazów prawa naturalnego, prawa boskiego. Lansowane współcześnie ideologie i poglądy, twierdzące, iż nie ma samodzielnego obiektywnego  dobra i  prawdy, że wszystko jest względne, że wszystko zależy od punktu widzenia jednostki i sytuacji, w istotny sposób sprzyjają  rozwojowi tego typu postaw. Jeśli taką postawę etyczną mają rodzice,  to taką przekazują swojemu potomstwu. Efekt jest taki, że człowiek popełniający przestępstwo, a nawet zbrodnię może nie zdawać sobie sprawy, iż czyn, którego się dopuszcza, jest zły, on po prostu o tym nie wie. Mówimy o takich ludziach, że są ludźmi bez sumienia, i jest to prawda. Przykładem niech będzie sytuacja, w której dwóch młodych chłopców wyrzuciło z pędzącego pociągu dziewczynę tylko dlatego, że chcieli zobaczyć, jak to jest.

Liczba ludzi bez sumienia wzrasta, gdy słabnie rodzina, gdy mniej wagi przykłada się do wychowania w duchu szacunku dla ojca, matki, gdy mniej szacunku dla  odwiecznych wartości moralnych i autorytetów,  gdy mniej Boga w życiu wspólnoty.

Ludzie dla lepszego rozwoju, bytowania, bezpieczeństwa od zarania wieków tworzyli wspólnoty, które mocą stanowionego przez siebie prawa zobowiązywały, zabraniały lub nakazywały utrzymywanie określonych postaw i zachowań, uznanych za dobre i pożyteczne lub złe i niekorzystne dla całej wspólnoty.  Dopóki prawo stanowione  było zgodne z prawem naturalnym, sumienie stawało się gwarantem i sprzymierzeńcem prawa. W sytuacji, kiedy normy prawa stanowionego odbiegały od norm prawa naturalnego, rodził się konflikt. Wówczas w swoim sumieniu człowiek przestał akceptować, przestał  się zgadzać z normami prawa stanowionego. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłoby   stanowienie prawa słusznego, zgodnego z wymogami moralności, respektującego podstawowe wartości uniwersalne, szczególnie  przyrodzone prawa człowieka.

Niestety, prawo stanowione nawet w  państwach demokratycznych coraz częściej zawiera normy  sprzeczne z normami prawa naturalnego, zwłaszcza w kontekście  prawa do życia. To właśnie w tym prawie ustawodawcy  czynią najwięcej  wyłomów legalizujących zamach na prawo do życia – zezwalają na uśmiercanie człowieka, a to oznacza, że czyny takie stają się bezkarne w świetle prawa stanowionego.  Taka sytuacja musi budzić sprzeciw w każdym, czyje sumienie działa w oparciu o dekalog. Dla lekarzy jest to sytuacja szczególnie dramatyczna. Prawo stanowione pozwalające zabijać ludzi niewinnych i bezbronnych jest sprzeczne  z utrwalonymi od wieków zasadami etyki zawodowej lekarza. Wobec tego prawodawca, niejako równolegle, jak gdyby zdając sobie sprawę z niesłuszności takich przepisów, tworzy normy potwierdzające prawo do sprzeciwu sumienia wobec dokonywania czynów prowadzących do pozbawiania życia – cytuję za Alicją Grześkowiak. Szczególnie wyraźnie  problem ten ujawnił się w stosunku do  prawa do przeprowadzania aborcji na żądanie, aborcji ze względów społecznych i eutanazji. W wielu krajach świata prawo stanowione zezwala na przeprowadzanie tych procedur, zezwala na zabijanie dzieci nienarodzonych,  na zabijanie lub pomoc w samobójstwie ludzi starych, nieuleczalnie chorych. Dochodzi tu do, wydawałoby się, niemożliwej do wyobrażenia sytuacji, w której w majestacie prawa można np. na żądanie kobiety przeprowadzić aborcję, nakazując jednocześnie dokonanie tego czynu lekarzowi, czyli człowiekowi, który z definicji jest zobowiązany do ochrony życia, a nie do jego unicestwiania.

„Relacją norm deontologicznych do norm prawnych zajmował się W Polsce Trybunał Konstytucyjny, który  w orzeczeniu z października 1992 r. wskazał, że „normy etyki lekarskiej mają charakter norm deontologicznych, a nie norm należących do zakresu administracji państwowej (…) Nieuprawnione jest więc twierdzenie, że norma etyczna musi być zgodna z normą prawną. Twierdzenie takie zakładałoby priorytet norm prawnych nad normami etycznymi”. W orzeczeniu podkreślono, że to raczej prawo powinno mieć legitymację etyczną, etyka zaś nie wymaga legitymacji legalistycznej.  Uznano także, że lekarz może się uchylić od  wydania orzeczenia o dopuszczalności przerwania ciąży i od wykonania samego zabiegu, a uprawnienie to wynika z określonej konstytucją podstawowej wolności do działania zgodnie z własnym sumieniem.

W  1996 roku klauzulę sumienia umieszczono w ustawie o zawodzie lekarza, nadając jej ramy ogólne i ujmując jako prawo lekarza do powstrzymania się od udzielenia świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem. Odwołanie się do niej uzależniono od wielu warunków. Tak więc w odniesieniu do zabiegu przerwania ciąży lekarz – zgodnie z polską ustawą – odmawiając jego wykonania, powinien wskazać innego lekarza, praktykującego aborcję, lub zakład, który ją dokonuje. Takie ujęcie jest oczywiście niesłuszne, gdyż relatywizuje sprzeciw sumienia. Dało to asumpt do opracowania projektu zmian tego przepisu, w myśl których wykreślone miałoby być zobowiązanie lekarza  do wskazania realnych możliwości uzyskania u innego lekarza lub w innym zakładzie opieki zdrowotnej i świadczenia, którego wykonania odmówił lekarz powołując się na sprzeczność z sumieniem. W uzasadnieniu tej propozycji wskazano, że przepis ten narusza normę konstytucyjną chroniącą wolność sumienia i godność człowieka, ponieważ zmusza lekarza do aktywnego udziału w osiąganiu skutku, który uznaje za niedopuszczalny” (cytuję za A. Grześkowiak).

Uważam, że ustawowe wskazywanie lekarza jako wykonawcę zabójstwa nienarodzonych dzieci bądź eutanazji   stanowi pogwałcenie fundamentalnych zasad etycznych zawodu lekarskiego. Wystarczy przypomnieć brzmienie art. 39 Kodeksu etyki lekarskiej (2002), który stanowi, iż „podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży, lekarz jednocześnie odpowiada za zdrowie i życie dziecka. Dlatego obowiązkiem lekarza są starania o zachowanie zdrowia i życia dziecka również przed jego urodzeniem”. Zadaję więc ponownie pytanie, które stawiałem już wielokrotnie: czy przyszłoby komu mądremu na myśl nakazywać strażakom podpalanie lasów, a ratownikom topienie pływających ludzi? Skąd zatem pomysł, że lekarz ma zabijać? Przecież lekarz ma leczyć, pomagać i chronić, a nie zabijać.

Sprawa, wydawałoby się, jest oczywista, jasna i bezdyskusyjna, a jednak działania przeciwko życiu, nie mające nic wspólnego z kodeksem postępowania lekarskiego, są włączane do katalogu zabiegów medycznych. A przecież z  istoty rzeczy, z samej definicji zawodu lekarza wynika, że tego typu działań lekarz podejmować po prostu nie może. A jednak niektórzy je podejmują. W tym miejscu trzeba podkreślić, iż mimo wszystkich wad i usterek żyjemy w kraju wolnym i demokratycznym, w którym lekarz może i powinien odmówić wykonywania czynności i zabiegów niegodnych swojego zawodu. A jednak je wykonuje. Częstym argumentem popierającym decyzję prawodawcy, iż to lekarz ma być wykonawcą pozbawiania życia dzieci nienarodzonych, jest konstatacja, że tylko lekarz jest w stanie przeprowadzić zabieg usunięcia ciąży w miarę bezpiecznie, z zachowaniem niezbędnych warunków sanitarnych. Jest to oczywisty błąd logiczny. Lekarz nie może być adresatem takiego pomysłu, ponieważ lekarz, jak już mówiliśmy, z samej definicji zawodu nie zabija. Lekarza to po prostu nie dotyczy. W przypadkach stanowienia takiego prawa należy wskazać innego niż lekarz wykonawcę. W niektórych krajach już się to udało. W kilku stanach USA lekarze wywalczyli prawo do tego, aby guzik uruchamiający maszynę zabijającą skazańca naciskał odpowiedni urzędnik sądowy, a nie lekarz. Na ustawodawcy ciąży bowiem obowiązek zapewnienia wykonywania stanowionego prawa, ale  nigdy przez lekarza, lekarz nie jest katem. Z drugiej strony – o ile można próbować  zrozumieć motywy  skłaniające lekarza do postępowania niezgodnego z przyjętymi normami w warunkach przymusu, terroru czy dyktatury, o tyle wykonywanie lub uczestnictwo w czynach ewidentnie niezgodnych z etyką lekarską, etyką hipokratesowską, trudno zrozumieć w sytuacji, w której istnieje prawo do sprzeciwu sumienia. Niestety,  z tego prawa – i to jest najsmutniejsze – korzysta nawet tam, gdzie  jest to możliwe,  tylko ograniczona liczba lekarzy. Signum temporis.

Podobne problemy etyczne mogą się pojawiać w sytuacjach odmowy  wydawania zaświadczeń o stanie zdrowia kobiety uprawniających ją do przerwania ciąży  ze względu na stan zdrowia. Dotyczy to także legalizacji technik sztucznego zapłodnienia, rozwoju badań na embrionach ludzkich, selekcji tych embrionów do celów eugenicznych, klonowania, formowania hybryd i innych.

Jan Paweł II wskazywał, iż lekarze powinni mieć zapewnioną możliwość odmowy uczestnictwa w planowaniu, przygotowywaniu i dokonywaniu czynów przeciwko życiu.  Tymczasem  rozprzestrzenia się koncepcja tzw. lekarskich wartości neutralnych. Zakłada ona, iż wartości etyczne zapisane w sumieniu lekarza nie mogą wpływać na jego decyzje co do postępowania z pacjentem, który może mieć inne wartości etyczne.

„Koncepcja ta zakłada, iż żadne wartości nie są poprawne bardziej od innych, zatem lekarz nie może stawiać  wyznawanych przez siebie wartości nad wartościami wyznawanymi przez pacjenta i  powinien wobec tego  być neutralny. Konsekwencją takiego rozumowania byłoby całkowite pozbawienie lekarzy prawa do sprzeciwu sumienia, a w konsekwencji zmuszanie lekarza do uczestnictwa w planowaniu, przygotowywaniu bądź dokonywaniu czynów przeciwko życiu”( A. Grześkowiak ).

Podobne dylematy, niekiedy w bardzo ostrej formie, występują także w sferze działania farmaceutów, gdzie sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Odmowa wydania leku wczesnoporonnego znajdującego się w aptece może stanowić pretekst do wytoczenia sprawy sądowej takiemu farmaceucie. Tego typu precedens już  wydarzył się  w 2007 roku. Trybunał Europejski podtrzymał wyroki skazujące przez sądy francuskie farmaceutów, którzy odmówili wydania określonych preparatów.

W dniu 7 października 2010 r. Rada Europy przyjęła rezolucję pt. „Prawo do klauzuli sumienia” w ramach legalnej opieki medycznej. Klauzula ta w sposób jednoznaczny podtrzymuje prawo lekarzy do sprzeciwu sumienia. Niektóre zapisy  nowego ustalenia nawet rozszerzają dotychczas obowiązujące przepisy w tej sprawie. Przyszłość pokaże, czy rzeczywiście dokument,  o którym mowa, przyczyni się do większego respektowania zasad wywodzących się z prawa naturalnego. Mam co do tego duże wątpliwości.

W wielu krajach większość parlamentarna, od której zależy kształt stanowionego prawa, ma nastawienie skrajnie liberalne, co w praktyce oznacza tworzenie prawa pozwalającego na aborcję na żądanie i na eutanazję. Wielokrotnie miałem sposobność prowadzenia  dyskusji z ludźmi, którzy z całym przekonaniem twierdzili, że prawo np.  do aborcji na żądanie powinno zostać uchwalone i wprowadzone do praktyki  jako wyraz poszanowania  prawa kobiet do  wolności wyboru. Wielokrotnie mogłem się przekonać, iż ludzie  domagający się liberalizacji przepisów prawa w kierunku rozszerzenia możliwości przeprowadzania aborcji myślą i działają zgodnie ze swoimi przekonaniami, w poczuciu, że to, co robią i propagują, jest słuszne i potrzebne. Oni działają w zgodzie ze swoim sumieniem!

Co sprawiło, że  sumienie tych ludzi ukształtowało się właśnie w takiej formie? Przyczyną najważniejszą, moim zdaniem, jest  odrzucenie istnienia obiektywnych, niezmiennych i uniwersalnych zasad prawa naturalnego, wśród których zasada nietykalności, świętości życia ludzkiego jest dogmatem fundamentalnym. Wiara w istnienie Boga jako najwyższego, wszechobecnego i wszechmocnego  prawodawcy i sędziego sprawia, iż ludzkie myśli, zachowania i czyny dzieją się jak gdyby w Jego obecności – o tym właśnie  przypomina człowiekowi wierzącemu jego sumienie. Kształtowanie ludzkiego sumienia przy założeniu, że Boga nie ma, powoduje, iż człowiek traci najtrwalszy, najpewniejszy punkt odniesienia swojej egzystencji.

Oznacza to, iż każde działanie, każda myśl, czyn, opinia może być traktowana jako równoważna z innymi. Przyjęcie takiej tezy sprawia, iż nie ma wtedy możliwości konfrontacji własnych poglądów z prawdą absolutną, ostateczną i wieczną. Brak obecności Boga w życiu człowieka powoduje, iż jedynym sensem ludzkich działań staje się możliwie jak najszersza realizacja potrzeb konkretnej jednostki tu i teraz, bez oglądania się na dobro i potrzeby innych. Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której  ludzie mają wprawdzie sumienie, ale  bez Boga. Racje takiego sumienia oparte są wyłącznie  na utylitarnym pojmowaniu ludzkiego bytowania. Zainteresowanych odsyłam do zapoznania się z tezami Milla, Spencera i najgłośniejszego z  propagatorów teorii utylitaryzmu Singera. Problem ten w szczególny sposób dotyczy lekarzy, których niezależnie od tego,  jak zostało ukształtowane ich sumienie, obowiązuje ich własny, zawodowy kodeks etyczny. Kodeks etyczny postępowania lekarskiego, kodeks ciągle jeszcze funkcjonujący, choć w coraz bardziej ograniczonym zasięgu, powstał wprawdzie 400 lat przed narodzeniem Chrystusa, ale jego nakazy i zakazy zostały oparte na przyrodzonym człowiekowi prawie naturalnym, przede wszystkim prawie do życia – lekarzu, nie zabijaj, nie pomagaj w zabijaniu, ratuj powierzone ci życie i zdrowie.

Na fundamencie tego prawa, prawa do życia każdego człowieka, przez prawie 2500 lat funkcjonowała korporacja zawodowa ludzi, którzy postanowili, iż nie będą zabijać nigdy, a chorym i cierpiącym będą nieść pomoc i ratunek zawsze. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, iż w  czasach, kiedy leczył i nauczał Hipokrates, pojęcie wartości życia związane było przede wszystkim z pozycją społeczną człowieka. Niemałe znaczenie odgrywały także płeć, rasa, religia, przynależność narodowa. Cena  życia niewolnika była wtedy mniejsza niż wartość garści fig albo jeszcze mniejsza. Upieranie się w tamtych czasach przy zasadzie, iż człowiek będący lekarzem nie zabija nigdy, a pomaga zawsze,  i to bez względu na okoliczności, budziło początkowo zdziwienie albo nawet lekceważenie. Przez swój upór, konsekwencję i poświęcenie kolejne pokolenia uczniów Hipokratesa doprowadziły do sytuacji, w której niepodważalnym aksjomatem stała się w  świadomości społecznej zasada: lekarz niesie pomoc, lekarz nie zabija. Nie zabija nigdy.

Na przestrzeni wieków w różnych krajach, o różnych ustrojach, o różnych systemach, ustanawiano nowe prawa, wydawano dekrety, edykty i rozporządzenia, ale na ogół, poza reżimem komunistycznym i hitlerowskim,  nie naruszano utrwalonego aksjomatu, że lekarz pomaga, leczy, lekarz nie zabija. Pierwszym przykładem prawa stanowionego, w którym świadomie odstąpiono od tej zasady,  była przyjęta w latach 30. ubiegłego stulecia w Niemczech, po dojściu Hitlera do władzy, planowo zorganizowana, systematyczna eksterminacja ludzi niepełnosprawnych,  zwłaszcza umysłowo.  Przez pierwsze lata mordowano wyłącznie rodowitych Niemców. Ocenia się, iż zabito  wówczas ok. 200-300 tysięcy ludzi. Pierwsze piece krematoryjne powstały w Niemczech nie w obozach koncentracyjnych, ale w klinikach i szpitalach uniwersyteckich. Lekarze zatrudnieni do tego procederu wykonywali swoje obowiązki rzetelnie, w poczuciu słuszności, zgodnie nie tylko z prawem, ale także, co jestnajtrudniejsze do zrozumienia,  w zgodzie z własnym sumieniem. Dalsze twórcze rozwinięcie tego procederu to obozy zagłady przeznaczone dla niearyjskich „podludzi”. Mówię o tym  dlatego, że opisywane wydarzenia mogą być rozpatrywane jako przykład stawiający pod znakiem zapytania nasze poglądy na takie  wartości, jak właśnie  zdolność człowieka do odróżniania dobra i zła,  i co za tym idzie – zdolność do moralnej oceny własnych czynów. To są pytania, to jest wiele pytań  o to, gdzie  w takich sytuacjach jest sumienie. Czy sumienie można zagłuszyć? A może można je całkowicie przebudować lub zmienić w zależności od potrzeb wynikających z konkretnej sytuacji, konkretnego człowieka, w konkretnym czasie.

Czy lekarz współczesny zdaje sobie sprawę, czy jest świadomy tego, że pozycja i godność zawodu opierała się przez te minione 2500 lat właśnie na zasadzie: nie zabijam nigdy, pomagam zawsze.  Czy wobec odmiennie ukształtowanych sumień poszczególnych lekarzy można jeszcze mówić  w dzisiejszych czasach o etyce  lekarskiej, o sumieniu lekarskim, czy należy raczej mówić o sumieniu konkretnego lekarza. Tych pytań jest bardzo dużo, a odpowiedź jest pesymistyczna.

Mimo wszystko chciałbym zakończyć swoje wystąpienie bardziej optymistycznym akcentem, przytoczę więc opowieść, którą wiele lat temu usłyszałem w czasie rekolekcji wielkopostnych. Ojciec Święty Jan XXIII, przygnębiony  rozmaitymi problemami, których rozwiązywanie nie przebiegało jak powinno, modlił się późną nocą w swojej watykańskiej kaplicy: „Panie Boże, nie idzie to wszystko dobrze, tyle przeszkód, trudności nie do pokonania, tyle przeciwności i zwątpienia”. I w tym momencie, gdzieś znad ołtarza, odezwał się lekko poirytowany głos: „Jasiu, przestań marudzić, idź spać, a o poranku zabierz się do roboty i nie zapominaj, że Ja ciągle tu jeszcze jestem”.