<< powrót

Pamiętnik TLW 2007

Profesor Jan Kossakowski – nauczyciel, pionier, mistrz

Krystyna Wysocka

Profesor Jan Kossakowski – nauczyciel, pionier, mistrz

Pod kierunkiem wspaniałego nauczyciela, człowieka obdarzonego wieloma talentami, miałam szczęście pracować od 1 listopada 1949 r. Współuczestniczyłam w przekształcaniu kliniki w przodujący ośrodek, w którym rozwijały się kolejno wszystkie specjalności chirurgii dziecięcej. Nie była to droga łatwa ani dla kierownika kliniki, ani dla zespołu.

Należy przypomnieć, że klinika, będąc jedną z katedr Wydziału Pediatrycznego Akademii Medycznej, miała na celu nie tylko dydaktykę studentów, ale także doszkalanie chirurgów ogólnych i dziecięcych oraz stałe kursy z wykładami. Prowadziła też rozległą działalność usługową dla Warszawy i kraju, polegającą na konsultacjach w całej Polsce. Profesor zabierał nas na te sesje wyjazdowe, dzięki czemu poznawaliśmy nowe ośrodki.

Życiowym celem Profesora było wszechstronne wykształcenie chirurgów dziecięcych, tak aby umieli pomóc dziecku w granicach wiekowych od 0 do 14 lat.

Profesor Jan Kossakowski jest twórcą specjalności niezależnej od chirurgii dorosłych. Opracował zakres specjalizacji, początkowo  jedno-, następnie dwustopniowej. W 1965 r. dzięki jego staraniom powstało Polskie Towarzystwo Chirurgów Dziecięcych, którego był pierwszym prezesem.

Profesor opiekował się osobiście Kołem Studenckim, zdając sobie sprawę, jak istotne jest rozwijanie zainteresowania chirurgią dzieci wśród studentów IV roku. Wyrosła z tej grupy kadra asystentów, a nawet profesorów.

W latach 50. klinika obciążona była ostrymi dyżurami, pełnionymi co drugi dzień. Przeciętnie na osobę przypadało ich 17. Było to duże obciążenie, ale i doskonałe szkolenie. Profesor często brał udział w dyżurach, dzieląc się swoim doświadczeniem. Na ostre dyżury zgłaszały się niejednokrotnie dzieci z urazami wielonarządowymi, spowodowanymi wypadkami tramwajowymi. Warto przypomnieć zasługi Profesora w przekształcaniu ówczesnych tramwajów na zamknięte, uniemożliwiające jazdę po zewnętrznej stronie wagonu. Wpłynął też na zmianę kształtu kierownicy w dziecięcych rowerach, zapobiegając urazom wątroby.

Z wyjazdów zagranicznych przywoził Profesor nowe metody operacyjne oraz narzędzia. Zwyczaj ten przekazał zespołowi, stąd brały się dziwne nazwy, zależnie od ofiarodawcy: „funio”, łysek”, „22”, „Nick” itp. Pierwsze trudne operacje Profesor wykonywał sam, następnie przekazywał je zespołowi. Zapraszając zza granicy kierowników z zespołami umożliwiał obserwacje operacji nie tylko lekarzom, ale także pielęgniarkom.

Wielokierunkowy rozwój kliniki pod opieką profesora następował zdumiewająco szybko, mimo wielu braków w aparaturze i narzędziach. Znieczulenie do operacji odbywało się metodą kapania na maskę Schimmelbuscha chloroformu, następnie eteru. W 1953 roku Izabela Kozieł-Poklewska zastosowała znieczulenie dotchawicze, przy pomocy własnoręcznie wykonanej rurki. Był to wielki krok naprzód, zwłaszcza przy operacjach rozszczepów warg i podniebień. Metody te przywiozła z Ameryki Wanda Poradowska.

Ścisła współpraca z doc. Janiną Kozłowską, kierownikiem kliniki hematologii, zaowocowała rozwiązywaniem problemów wynikających z nadciśnienia żyły wrotnej i żylaków przełyku. W 1952 roku Profesor wykonał pierwsze w Polsce zespolenie żyły wrotnej i żylaków przełyku. W 1952 roku Profesor wykonał pierwsze w Polsce zespolenie żyły wrotnej z żyłą główną dolną (Blackmora); była to chirurgia naczyniowa, niezwiązana z wadami serca.

Równocześnie rozwijała się urologia. Pierwsza zajęła się nią z wielkim zaangażowaniem Barbara Grzybowska-Kempa. Onkologii poświęciła się Barbara Morzejewska-Kidawa, ortopedii (zwichnięcie stawu biodrowego)– Irena Giżycka, Halina Kotorowicz, lejkowata i kurza klatka piersiowa– Irena Giżycka, choroba Hirschsprunga– Irena Giżycka.

Torakochirurgia zaczęła się od nagłych wskazań do operacji ropnych schorzeń płuc i opłucnej. Był to problem obecnie nie istniejący, wówczas spędzał sen z powiek pediatrów i chirurgów, stanowił przedmiot wielu sympozjów. Niemowlęta leczono nakłuciami, drenażem, stosowano środki lityczne; wyniki były niezadowalające. Profesor zdecydował o sposobie z pozoru ryzykownym– mimo ciężkiego stanu ogólnego, posocznicy, operowanie tych pacjentów. Usuwaliśmy segmenty martwiczo zmienionych płuc, uwalnialiśmy płuca z grubej, często wielokomorowej błony. Uratowano w ten sposób 42 dzieci. Zagadnieniem tym zajęła się następnie Krystyna Wysocka.

Rozpoczęto też operacje noworodków z wrodzoną rozedmą płatową. Dzięki swoim zdolnościom artystycznym Profesor opracował doskonały atlas chirurgii płuc.

W 1960 roku, po powrocie z Anglii, dzięki zezwoleniu Profesora zoperowałam, uzyskując wyleczenie, pierwsze noworodki z wrodzoną niedrożnością przełyku. Była to wada, która wtedy dawała niekorzystne wyniki. W Polsce w 1956 r. Wanda Poradowska i Adam Michejda uzyskali wyleczenie tylko u dwojga dzieci. W następnych latach w klinice wyleczono w sumie 78 dzieci; były to noworodki przesyłane z różnych, często odległych ośrodków. Obserwacje wieloletnie wykazały, że są to ludzie pełnowartościowi, niejednokrotnie obdarzeni zdolnościami artystycznymi. Wada nie powtórzyła się u ich potomstwa.

Należy podkreślić dbałość Profesora o kolegów z innych ośrodków, którzy z jakichś powodów potrzebowali pomocy. Przez rok kolejno pełniliśmy funkcję kierownika oddziału w Kielcach, zastępując chorego kolegę. W zastępstwie aresztowanego dr. Kanabusa zostałam oddelegowana do prowadzenia oddziału chirurgii dziecięcej na Żoliborzu; Irena Smólska konsultowała okresowo chirurgię naczyniową w Krakowie.

Chirurgię naczyń i serca rozwijał Profesor systematycznie, równocześnie z postępem w innych dziedzinach chirurgii dzieci. W 1954 r. podwiązał przerwany przewód tętniczy, w 1958 r. zoperował koarktację aorty i wykonał odłuszczenie serca.

Diagnostyka kardiologiczna odbywała się w salach wydzielonych z chirurgii, pod kierunkiem Antoniego Chrościckiego. Współpracowały z nim Mirosława Czarnowska i Olga Buraczewska, mając do dyspozycji elektrokardiogram nie najnowszej generacji. Antoni Chrościcki stworzył potem samodzielną pracownię diagnostyczną, ściśle współpracującą z chirurgią.

Diagnostyka wad naczyń i serca opierała się głównie na cewnikowaniu. Zapoczątkowała je Wanda Poradowska z radiologiem Bogną Rosnowską, przy pomocy skonstruowanego przez Antoniego Chrościckiego kasetowego, przesuwanego ręcznie, prototypu seriografu. Cewnikowania wykonywali chirurdzy – w sumie ponad 1200 – następnie radiolodzy. Aparatura nie była doskonała, toteż wielu z nas miało przedawkowane napromienienie.

Początki kardiochirurgii w naszej klinice charakteryzowały się zabiegami zastępczymi, łagodzącymi. W 1955 r. Profesor w asyście prof. Manteuffla wykonał tzw. omentopeksję – wprowadzenie sieci do wnęki płuca; zabieg powtórzono jeszcze ośmiokrotnie. Dzieci te doczekały korekcji wady w krążeniu pozaustrojowym. Leczenie dwuetapowe miało wady, jednak w tamtych czasach był to jedyny właściwy sposób postępowania.

Pierwsze zespolenie Blalock-Taussig wykonał Profesor w 1955 r.– w sumie wykonano ich 694, zespoleń Pottsa i Waterstona ponad 100. U dzieci z ubytkiem przegrody międzykomorowej i nadciśnieniem płucnym stosowaliśmy operację Bammana-Millera – przewężenie pnia tętnicy płucnej tasiemlą. Dwa, trzy lata później korygowano wadę w krążeniu pozaustrojowym. Wyjątek stanowiły ubytki przegrody międzyprzedsionkowe, operowane jednoczasowo w latach 1961-1966, w średnim oziębieniu wannowym.

W 1959 roku Irena Giżycka uzyskała od Polonii Kanadyjskiej bezcenny dla nas dar – pierwszy aparat płuco-serce, monitory oraz narzędzia. Profesor rozpoczął przygotowanie nas do operacji na otwartym sercu, szkoląc na chirurgii doświadczalnej. Pacjentami były psy. Operacje opracowano ze wszystkimi szczegółami, nawet sposób poruszania się poszczególnych osób był zaznaczony na specjalnym planie, tak aby w przyszłości uniknąć chaosu. Plan ten przygotował Bolesław Zienkowicz, późniejszy szef kardiochirurgii w Amsterdamie.

Zespół kardiochirurgów w tym okresie stanowili: Irena Giżycka, Irena Smólska, Krystyna Wysocka, Barbara Modrzejewska, Kalina Serafin, Halina Tłomińska-Marconi, Jarosław Stodulski, Bolesław Zienkowicz, Wojciech Kamiński, Teresa Godlewska-Marconi, Tadeusz Szreter, Alina Kowalska-Wolska, Teresa Falkowska, Barbara Zaremba.

Całodobowy serwis laboratoryjny zapewniało laboratorium pod kierunkiem mgr. Jana Dobrowolskiego i Teresy Tepper. Opieką pediatryczną zajmowała się Stanisława Wiernicka, rehabilitacją zarówno przed- jak i pooperacyjną zespół pod kierunkiem mgr Teresy Dziewulskiej.

Pierwszą operację w krążeniu pozaustrojowym wykonał Profesor w 1963 r., zamykając ubytek przegrody międzykomorowej u 5-letniej dziewczynki. Do 26 września 1966 r., kiedy to ciężka choroba uniemożliwiła mu dalszą pracę, wykonano 1568 operacji serca i naczyń, jest to 36 procent wykonanych 4357 zabiegów innego typu. Liczby wydają się skromne, należy jednak wziąć pod uwagę warunki, w jakich ten postęp, dzięki Profesorowi, się odbywał. Każda wykonana przez niego operacja nie tylko była opisana ze szczegółami, ale i wspaniale przedstawiona na rysunku.

Nasze życie prywatne oraz osiągnięcia naukowe Profesor bardzo przeżywał. Razem z żoną, chirurgiem dziecięcym, bywał w naszych domach, a także pisał z tej okazji okolicznościowe wiersze, ozdabiane rysunkami. Odznaczał się też dużym poczuciem humoru.

Uczniowie Profesora  odchodzący z kliniki obejmowali kierownicze stanowiska. W 1953 r. Wanda Poradowska wraz z zespołem: Kazimierzem Łozińskim, Teresą Majlert, Stefanią Reszke, przejęła kierownictwo kliniki w Instytucie Matki i Dziecka. W Szpitalu MSW przy ul. Wołoskiej kierownikiem oddziału chirurgii dziecięcej został Tadeusz Badziak; wymienił go w 1967 r. Jarosław Stodulski, który w 1978 r. objął stanowisko ordynatora oddziału kardiochirurgii w Centrum Zdrowia Dziecka. Z chwilą otwarcia Centrum Zdrowia Dziecka klinikę przy ul. Litewskiej opuścili: Wojciech Kamiński, Andrzej Cedro, Tadeusz Szreter, grupa kardiologów i pielęgniarek wyszkolonych w salach intensywnej opieki.

W roku 1966 stanowisko kierownika oddziału chirurgii dziecięcej w Szpitalu Wojskowym przy ul. Koszykowej, a następnie ul. Szaserów, przejął Zygmunt Kaliciński, zajmujący się głównie urologią.

W 1967 r. Bolesław Zienkowicz został kierownikiem kardiochirurgii w Amsterdamie. W 1970 r. Irena Smólska objęła II katedrę i klinikę kardiochirurgii i chirurgii dziecięcej przy ul. Działdowskiej. Również w latach 70. Barbara Langda-Klawe prowadziła oddział chirurgii dziecięcej w szpitalu przy Alejach Jerozolimskich, w „Omedze”.

Dzięki wiedzy i umiejętnościom zdobytym pod kierunkiem Profesora jego uczniowie, pracując na samodzielnych stanowiskach, rozwijali zagadnienia, którymi zajmowali się w klinice dodatkowo: Zygmunt Kaliciński, Jan Gruchalski – urologia, całokształt chirurgii dziecięcej – Wojciech Kamiński, Andrzej Cedro, Barbara Langda-Klawe, Irena Giżycka, Irena Smólska, Bolesław Zienkowicz, Jarosław Stodulski, Krystyna Wysocka – kardiochirurgia.

Pełniąc tak odpowiedzialne stanowisko, obarczony ciężką pracą, Profesor znajdował czas na swoje zamiłowania. Znana jest jego wręcz renesansowa aktywność artystyczna w rzeźbie, malarstwie i poezji. Początkowo rzeźbił w kamieniu, następnie w drewnie. Malował na kawałkach papieru fotograficznego; był też świetnym fotografikiem. Używał kredek rozpuszczalnych w wodzie. Rysunki pokrywał werniksem. W 1962 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie zorganizowano międzynarodową wystawę prac członków stowarzyszenia lekarzy. Malarskie miniatury Profesora wyróżniały się oryginalnością. Trzy lata później na podobną wystawę, zorganizowaną w Turynie, córki Profesora wysłały jego nowe prace. Za rzeźbę Madonny w drewnie uzyskał złoty medal, za malarstwo srebrny. Rzeźba została skradziona, o czym z dumą Profesor opowiadał po powrocie do Polski.

Ciężka choroba zaatakowała nagle 26 września 1966 r., po powrocie Profesora ze Zjazdu Chirurgów. Wystąpiło prawostronne porażenie, stracił mowę. Początkowo dyżurowaliśmy przy nim, a kiedy stan się ustabilizował, odwiedzaliśmy go bardzo często, zdając sprawozdania z przebiegu pracy w klinice. Wysłuchiwał nas uważnie, denerwując się, gdy coś szło nie po jego myśli. Zespół pracował tak, jakby Profesor miał lada chwila wrócić.

Mimo choroby nie zrezygnował ze swoich malarskich zainteresowań, wyszkolił lewą rękę. Przez cały okres 13-letniej choroby był w pełni świadomy. Zmarł 14 marca 1979 roku.

Profesor przeprowadził 8 przewodów habilitacyjnych, 20 doktoratów, dziesiątki lekarzy wyspecjalizował na I i II stopień chirurgii dziecięcej, wychował wielu kierowników klinik, ordynatorów oddziałów.

Obecnie dokonał się wielki postęp również w chirurgii dziecięcej, rozwinęła się transplantologia, wykonuje się przeszczepy nerek, wątroby, serca, płuc. Należy pamiętać, że podwaliny tego rozwoju stworzył profesor Jan Kossakowski, nasz wielki nauczyciel, pionier, twórca nowoczesnej chirurgii dziecięcej w Polsce.

Niestety, z konieczności, postęp doprowadził do zagubienia głównej idei Profesora: „chirurg dziecięcy powinien zajmować się całokształtem zagadnień chirurgicznych wieku dziecięcego” .

 

Wiersz Profesora Jana Kossakowskiego, napisany po spóźnionym wręczaniu dyplomów doktoranckich.

 

Z niedawnej przeszłości.

 

W auli ścisk niezwykły, rozbłysły lampiony

Gdzie niegdzie dobiega jeszcze gość spóźniony

Birety i togi, togi i birety

Lecz tych stroi nie starcza dla wszystkich niestety,

Gdyż budżet Akademii jest nadto ubogi,

By sprawić trzystu doktorantom togi.

Pożyczono ich szesnaście, bez grubszej opłaty

By Promocję przeprowadzić w togach lecz… na raty.

Rektor w Gronostajach, Senat zaś w purpurze

Wkracza w majestacie

A w trzeciej już turze
Będą promowani ni mniej ani więcej

Jak wszyscy z litewskiej chirurdzy dziecięcy.

Promotor powstał ciężko z swej drewnianej ławy
W blasku niesłabnącej, naukowej sławy

Spojrzawszy na swych uczni z dumą i nadzieją

Zaczął: Ego, promotor te dictorem creo!

A kończąc swą orację z wzrastającą swadą

„Tibi” rzekł- „diploma hoc in manus trao”.

I znów spojrzał na uczni- patrzy-lecz- niestety-

W togach figurują wyłącznie kobiety

I dopiero za tych niewiast warstwą

Pęta się dwóch mężczyzn – jakby na lekarstwo

Jeden z nich się wysuwa na gromady czoło,
Panienki dookoła tworzą zwarte koło,

A doktorant w przemowie do Pana rektora

Stwierdza: że tej promocji już spóźniona pora

Bo gdyby się odbyła przed paroma laty,

Nie trzeba by było ją robić na raty

I nawet w Akademii bardzo skromnych progach

Można było promować w oficerskich togach.

Mimo, że już była późna bardzo pora.

Przypomniał on zasługi swego promotora,

Któremu jedna z niewiast, już bez czasu straty

Wręczyła z wdziękiem bardzo piękne kwiaty.

Lecz na tym uroczystość się nie zakończyła

Gdyż grupa doktorantów aż do rana piła

Spędzając z promotorem czas w nocnych lokalach

Lub pląsając ochoczo w dansingowych salach.

Wina i likiery lały się potokiem

Promotor do domu wracał chwiejnym krokiem
A wszyscy doktoranci po tak hucznym balu

Przez tydzień nie zjawili się wcale w szpitalu.

I ja tez tam byłem, miód i wiono piłem

A com widział dla potomnych w wierszyk ułożyłem

 

Warszawa, 10.II,1966