Pamiętnik TLW 2006
Polska prasa medyczna na łamach „Krytyki Lekarskiej”
Władysław Lejman, Ryszard W. Gryglewski
Polska prasa medyczna na łamach „Krytyki Lekarskiej”
W historii polskiej medycyny „Krytyka Lekarska” zajmuje miejsce szczególne i wyjątkowe. Szczególne, ponieważ na jej łamach publikowały osobowości wybitne, jak Władysław Biegański (1857–1917), Edmund Biernacki (1866-1911) czy Henryk Nusbaum (1849-1937), a dyskusja problemów lekarskich tam prezentowanych była ważna, w wielu momentach wręcz fundamentalna. Można to odnieść przede wszystkim do zagadnień filozoficzno-medycznych, które były w „Krytyce Lekarskiej” żywo obecne. Wyjątkowe dlatego, że nigdy wcześniej nie istniało na ziemiach polskich wyodrębnione forum, na którym tak gruntownie rozważano by kwestie teorii medycyny, jej definicji, terminologii i pojęć, odwołując się często do jej historii. Jeśli więc szukamy istotnych początków polskiej szkoły filozofii medycyny i miejsca, w którym regularnie poruszano tematykę historyczno-medyczną, to musimy się odnieść do roczników „Krytyki Lekarskiej”.
Idea wydawania pisma poświęconego krytycznemu oglądowi podstaw nauk lekarskich zrodziła się w umyśle Zygmunta Kramsztyka (1849–1920), warszawskiego okulisty, ucznia i asystenta prof. Wiktora Szokalskiego (1811–1890), od roku 1898 naczelnego lekarza Szpitala Starozakonnych na Czystem[1]. Lekarz, społecznik, znawca literatury, w szczególności polskiej poezji romantycznej, był człowiekiem rozległych horyzontów, umiejętnie łączącym pasje medyczne z szeroko rozumianą humanistyką. Dostrzegając z jednej strony potrzebę wszechstronnego kształcenia lekarzy, z drugiej widząc brak należytych podstaw teorii medycyny w Polsce, postanowił własnym sumptem otworzyć pismo wychodzące naprzeciw tym oczekiwaniom[2]. Tak wolą jednego człowieka powstała „Krytyka Lekarska”, której redaktorem naczelnym i wydawcą został sam pomysłodawca. We wstępie do pierwszego zeszytu pisał: ”Bez ścisłej krytyki, bez rozbioru pojęć zasadniczych, bez znajomości historyi, człowiek nauki będzie zawsze uczniem, będzie dogmatykiem, będzie bezwzględnie wierzył swoim mistrzom; owszem, będzie w ich teoryje wierzył daleko mocniej, niż oni, bo w jego głowie teoryja się nie rodziła, wahań i wątpliwości nie odczuwał, przyjął ją gotową”[3].
Od samego początku wyodrębnione zostały działy tematyczne „Krytyki Lekarskiej”. Wśród nich na pierwszym miejscu znalazł się rozbiór podstawowych pojęć z zakresu zarówno samej medycyny, jak i nauk przyrodniczych. Dla Kramsztyka bowiem problematykę pojęć medycznych winno się rozpatrywać w szerszym kontekście przyrodoznawstwa. Krytyczna analiza pojęć była wstępem do krytyki nowych teorii naukowych i metod leczniczych oraz krytyki prac z zakresu nauk lekarskich i przyrodniczych. Tak zakreślony program badawczy wyraźnie określał charakter powstającego wówczas pisma, które za główny cel stawiało sobie badanie fundamentów teoretycznych medycyny, odwołując się przy tym zarówno do współczesności, jak i wskazując na znaczenie badań historyczno-medycznych. Kramsztyk wyodrębniał wyraźnie dział rozpraw historycznych z dziedziny medycyny i nauk przyrodniczych oraz dział poświęcony biografistyce lekarskiej. Wreszcie osobno ujmował wszystkie kwestie z zakresu problemów praktycznych i etyki zawodu lekarskiego. Tym samym stworzone zostało pismo o wyraźnie filozoficzno-historycznym charakterze.
Pierwszy numer „Krytyki Lekarskiej”, pomyślanej jako miesięcznik, jest datowany na dzień 1 stycznia 1897 r. Pomocą w redagowaniu pisma służył zawiązany komitet redakcyjny, w skład którego weszli: G. Lewin, J. Piltz, K. Rzętkowski, K. Sokołowski, H. Żurakowski, W. Sterling i H. Goldszmit, czyli Janusz Korczak. Skład komitetu ulegał zresztą w ciągu lat zmianom[4]. Pierwszy numer został wydrukowany w nakładzie 3000 egzemplarzy i rozesłany do lekarzy polskich we wszystkich trzech zaborach, jak również do innych krajów Europy, a także i za Atlantyk. Kramsztyk, angażując w to przedsięwzięcie dużo energii i niebagatelne sumy pieniędzy, pragnął jak najszybciej zogniskować wokół „Krytyki Lekarskiej” możliwie dużą grupę odbiorców. Programowo odrzucał możliwość zamieszczania płatnych reklam i tego stanowiska do końca, mimo nie zmienił[5]. Na domiar konsekwentnie utrzymywał obyczaj płacenia autorom honorariów. Zatem zwrot włożonych w przedsięwzięcie pieniędzy i tym samym utrzymanie pisma przy życiu mógł osiągnąć tylko dzięki znaczącej liczebnej i stałej prenumeracie.
Odzew warszawskiego środowiska lekarskiego był więcej niż obiecujący. W samej tylko Warszawie gotowość stałej prenumeraty zgłosiło około 200 lekarzy, podobna liczba zamówień spłynęła z obszaru Kongresówki i Cesarstwa Rosyjskiego. Rzecz się miała zgoła inaczej w pozostałych dwóch zaborach. Galicja i Wielkie Księstwo Poznańskie miały tylko po jednym prenumeratorze! Szumowski upatruje w tym przejawów separatyzmu dzielnicowego, jakiejś psychologicznej, mentalnej bariery, zwłaszcza gdy idzie o Galicję[6]. Z pewnością takie względy miały swój udział w braku reakcji na pojawienie się „Krytyki Lekarskiej”, lecz nie wydaje się, by wyczerpywały tę kwestię.
W Warszawie najwcześniej zrodziły się zainteresowania filozofią medycyny. Za jej prekursora w Polsce należy uznać Ferdynanda Dworzaczka (1804-1876), który już w roku 1856 na posiedzeniu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego dał wykład zatytułowany Wstęp do filozofii medycyny, a w rok później na łamach „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” zaprezentował obszerny artykuł Rzecz dotycząca filozofii medycyny[7]. Jego duchowym uczniem był Tytus Chałubiński (1820–1889), autor słynnego dzieła Metoda wynajdywania wskazań lekarskich oraz plan leczenia i jego wykonanie (1874), które można uznać za pierwszą polską pracę monograficzną, krytycznie omawiającą główne problemy medycyny i praktyki lekarskiej. Szumowski słusznie widzi w Chałubińskim twórcę podstaw polskiej szkoły filozoficzno-medycznej[8]. Zarówno Dworzaczek, Chałubiński, Wiktor Szokalski, jak i nieco później Władysław Biegański czy Henryk Hoyer (1834–1907) byli związani z Towarzystwem Lekarskim Warszawskim, wygłaszając na jego posiedzeniach prelekcje i publikując na łamach jego ”Pamiętników” teksty filozoficzno-medyczne. Ich badawcze zainteresowania teoretycznymi problemami medycyny i praktycznymi konsekwencjami dla zawodu lekarskiego znajdowały spory oddźwięk w samej Warszawie i poza nią także.
W tym samym czasie tej atmosfery badawczej w Krakowie czy Poznaniu najwyraźniej zabrakło. Co prawda w roku 1863 ukazała się książka wykładowcy historii medycyny UJ Józefa Oettingera (1818–1895) Umiejętność lekarska wobec szkół, a w szczególności wobec urojonej szkoły dawnej i nowej. Badanie historyczno- -krytyczno-lekarskie, którą można uznać za tyczącą problematyki filozoficznej w medycynie, jednak główny nacisk został położony na analizę historyczną, co wyraźnie było zaznaczone w podtytule. Tematyka filozoficzno-medyczna rzadko gościła na posiedzeniach Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego, jak i na łamach wychodzącego od 1862 r. ”Przeglądu Lekarskiego”. Tak więc w braku tradycji i co za tym idzie, pewnego klimatu dla badań filozoficzno-medycznych należy upatrywać głównej przyczyny niewielkiego zainteresowania tak pomyślanym pismem, jakim była ”Krytyka Lekarska”.
To, co z założenia miało mieć charakter ponadrozbiorowy, stało się niestety wydarzeniem lokalnym, reprezentującym głównie środowisko warszawskie. Nie umniejsza to jednak w żadnym stopniu zasług Zygmunta Kramsztyka ani też nie deprecjonuje dorobku i znaczenia, jakie ma w historii polskiej medycyny to właśnie pismo. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jego ranga wzrasta wraz z upływem czasu, kiedy z perspektywy widać wpływ treści w nim zawartych na rozwój teorii medycyny. I tak jak w 1897 r. decyzją jednego człowieka „Krytyka Lekarska” mogła zaistnieć, tak też w roku 1907 jego wolą istnieć przestała. Sam Kramsztyk o swojej decyzji mówił dość oględnie, odwołując się do kłopotów finansowych. Z pewnością ostatnie trzy roczniki z lat 1905–1907 ukazywały się w trudnych warunkach. Rewolucja na terenie Rosji i Kongresówki oznaczała ogólne zubożenie i co za tym idzie, zmniejszenie się i tak skromnej liczby prenumeratorów. Trudny charakter wydawcy i jego niejednokrotnie radykalne, wręcz utopijne poglądy społeczne zrażały współpracowników. Naczelnemu redaktorowi zabrakło też sił i wytrwałości[9].
Jednym z celów, jakie stawiała sobie ”Krytyka Lekarska”, była szeroko pojęta ocena polskiego piśmiennictwa medycznego, zarówno pod kątem liczby czasopism, liczby i jakości ukazujących się prac czy podręczników, ich właściwego redagowania i odbioru przez czytelnika, jak też pod kątem poprawności stylistyki i użycia właściwej terminologii.
W 1898 roku na łamach ”Krytyki” ukazał się artykuł Edmunda Biernackiego, pt. Nasz ogół lekarski i nasza prasa lekarska[10]. We wstępie autor pisze: ”Chcąc pisać o naszym ogóle lekarskim, mam na myśli ogół lekarzy warszawskich. – Nasza inteligencya prowincjonalna, jak wiadomo, daje słabe tylko oznaki ruchu umysłowego (…). Również poza obrębem dyskusyi pozostać musi ogół lekarzy galicyjskich i wielkopolskich. Wielu z nas nie zna ich życia wewnętrznego zblizka (…)[11]. Ten ”ogół” lekarski dzieli autor na kategorie wiekowe, rozważa, co skłania lekarzy do pisania prac naukowych, analizuje ten dorobek i stara się dociec istoty jego słabości. Dość znamienny pod tym względem jest przytoczony poniżej akapit: ”Zamiłowanie do nauki i działalność naukowa mogą, zapewne, istnieć bez podniet materialnych, ale te ostatnie niewątpliwie potężnie wpływają na rozwój działalności naukowej. Obecni »średni« wnieśli aspiracye naukowe do naszego ogółu, ale uwieńczenie materyalne ich zabiegów wszczepiło głęboko takie aspiracye w młodsze i najmłodsze pokolenia, wytworzyło w niem przekonanie, że droga naukowa jest najpewniejszym środkiem do zdobycia powodzenia materialnego (…)”. W dalszej części omawianego tekstu wyczytać można, że autorzy: ”Chwytają się też tych najwcześniejszych i najłatwiejszych wzorców – demonstrowania w piśmiennictwie tego, co już zostało na Zachodzie zrobionem. Ale to już nie jest nauka, nie jest postęp (…). Dużo pisać – znaczy dla wielu dużo działać naukowo. Tymczasem w nauce pisanie jest właściwie rzeczą podrzędną (…). U nas tymczasem nieraz działalność naukowa wytężona jest w tym kierunku, by jak najwięcej napisać”. Nic dodać, nic ująć!
W dalszej części swojego artykułu Biernacki utyskuje na szerzącą się w polskiej nauce lekarskiej nietolerancję cudzego zdania oraz sposób ”prowadzenia naszych pism”, w którym ”uzewnętrzniają się (…) aspiracye naukowe współczesnego pokolenia lekarskiego, o których mówiliśmy powyżej”. Autorowi chodzi tu o to, że każde z trzech istniejących w Warszawie, ogólnych pism lekarskich należy do pewnej grupy lekarzy, ”jako współwłaścicieli a jednocześnie współredaktorów pisma”. Stało się tak za sprawą ”Gazety Lekarskiej”, którą przed 18 laty zakupiło 25 lekarzy w celu wspólnego jej prowadzenia, a których liczba stopniowo wzrosła do 50. Podobne transformacje przeszły ”Medycyna” i ”Kronika Lekarska”. Tym sposobem pisma te redagowały całe ”gremia” lekarskie, a właściwi redaktorzy pełnili jedynie funkcję formalną.
W 1900 roku głos na temat rodzimej prasy lekarskiej zabrał na łamach ”Krytyki Lekarskiej” Teodor Dunin[12]. Po wyliczeniu 10 istotnych w tym względzie tytułów autor stwierdza, że sześć z nich („Gazeta Lekarska”, „Medycyna”, „Kronika Lekarska”, „Przegląd Lekarski”, „Nowiny Lekarskie” i „Czasopismo Lekarskie”), nie różni się niczym innym, jak tylko tym, że: ”4 z nich wychodzą co tydzień, a dwa co dwa tygodnie”. Zarzuca im jednostajność i brak podziału pracy, co nie jest pożyteczne ani dla nich samych, ani dla czytelników, wytyka, że streszczenia z piśmiennictwa zagranicznego podawane są bez żadnego planu, często się dublują i dotyczą wielokrotnie prac podrzędnych. Dunin zauważa, że: ”Posiadając 6 pism jednakowej treści, nie posiadamy natomiast wcale pism archiwalnych, przeznaczonych dla prac teoretycznych lub klinicznych obszerniejszego pokroju. Prace takie muszą się mieścić albo w pismach tygodniowych, albo w Pamiętniku Towarzystwa Lekarskiego. I jedno, i drugie nie jest dobre (…)”.
W dalszej części tego tekstu, autor pisze: „Co do Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego to doświadczenie tylu lat dowodnie już wykazało, że wszelkie próby stworzenia z niego archiwum naukowego nie prowadzą do celu, albowiem ogół lekarzy prenumerować go nie chce[13]. Sądzę też, że jest to pewnego rodzaju sentymentalizm ze strony Towarzystwa, że tak gwałtownie upiera się przy wydawaniu swego Pamiętnika w tej postaci, jak to się dotychczas dzieje. Byłoby lepiej, gdyby Towarzystwo ograniczało się do wydawania swych protokułów i Rocznika Piśmiennictwa Polskiego (…)”. Dunin postuluje, aby utworzyć całkowicie nowy ”układ pism”, powołując: archiwum dla nauk teoretycznych, osobne archiwa dla medycyny zewnętrznej i wewnętrznej, dwa pisma tygodniowe – jedno w Krakowie, drugie w Warszawie oraz pismo referencyjne. Odnośnie do archiwum dla medycyny wewnętrznej uważa on, że winno ono ”mieć jedną odnogę w Krakowie i Lwowie, a drugą w Warszawie, tym bowiem tylko sposobem może zyskać prenumeratorów w Galicji, która dotychczas systematycznie stroni od wszelkich wydawnictw warszawskich (…)”.
Artykuł Dunina sprowokował polemiczną wypowiedź członka Kolegium Redakcyjnego ”Medycyny”, Zygmunta Srebrnego[14]. Za ”punctum saliens” kwestii, w której obaj zabierają głos, a co ”powinno, jako Leitmotiv, wyzierać z każdego niemal wiersza” pracy Dunina, uważa on przytoczony przez siebie, wzięty z tej pracy fragment, który nie został tamże należycie rozwinięty. Zacytowany fragment brzmi: ”Jeżeli nauka w pracowniach, szpitalach i.t.d. będzie się rozwijać, odbije się to i na pismach; w przeciwnym razie wszelkie wysiłki redakcyi pism, wszelkie zamawianie, wypraszanie artykułów pożytku prawdziwego nie przynosi”. Srebrny uważa, że nie ważne jest to, jakiej treści są artykuły i gdzie będą publikowane, ale to, żeby miały one odpowiednią wartość. Narzekając na brak zamiłowania do pracy naukowej, pisze: ”Bądź co bądź, wrodzone nam lenistwo jest rzeczą niewątpliwą, kto zaś z kilkuset artykułów, zjawiających się corocznie w czasopismach lekarskich polskich, nabrałby innego przekonania, omyliłby się srodze, wszystkie te bowiem »przyczynki«, »uwagi«, »spostrzeżenia« itd. pomimo pewnej wartości naukowej i praktycznej, nie stanowią pracy na seryo, są to rzeczy bardzo małym trudem zdobywane”.
Autor (przypuszczalnie broniąc po części swoich interesów) zdecydowanie wypowiada się przeciwko przekształcaniu kilku pism lekarskich w ”Archiwum dla medycyny wewnętrznej” i zastanawia się ”(…) czy w samej rzeczy posiadamy taki nawał prac archiwalnych[15], że ich w obecnych warunkach nie mamy gdzie drukować”. Powołuje się przy tym na zdanie redaktora ”Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego”, który w sprawozdaniu z wydawnictwa za 1899 r., pisał: ”Prowadzenie Pamiętnika w chwili obecnej jest rzeczą trudną. Warunki bowiem złożyły się tak, że produkcya prac pomiernych, archiwalnych u nas uległa zmniejszeniu. Utrzymanie jednak Pamiętnika na wysokości pisma archiwalnego jest jednem z najważniejszych zadań Towarzystwa”[16].
Srebrny ustosunkowuje się do kwestii, że ogół lekarzy nie chce prenumerować ”Pamiętnika”. Jego zdaniem nie wynika to z niechęci do ”Towarzystwa Lekarskiego” ani ze złego redagowania (”gdyż od lat jakich 10-iu pismo to prowadzone jest wzorowo”), lecz z zawartych w ”Pamiętniku” treści, na które składają się ”protokóły posiedzeń Towarzystwa Lekarskiego oraz prace przeważnie archiwalne”. Autor dochodzi do wniosku, że to nie sprawozdania z posiedzeń zniechęcają do prenumeraty, lecz właśnie prace archiwalne, których mało kto z czytelników jest żądny, a w związku z tym tworzenie nowego pisma archiwalnego jest zbędne.
W zwięzłym komentarzu redakcyjnym do zawartych w powyższym artykule wywodów napisano m.in.: ”Umieszczając artykuł kolegi Srebrnego, czujemy się też w obowiązku głos zabrać w tej ważnej sprawie. Wszak głównym motywem założenia ”Krytyki” była walka z kierunkiem naukowym, jaki zaleca kol. Srebrny, i z ideałem pisma, jaki kreśli (…). Dla bardzo błahych powodów nie wierzy kolega Srebrny w rozwój naszej nauki. Jeżeli naprawdę lenistwo rozwinięte jest u nas w wyższym stopniu niż gdzieindziej, to nie z pokorą uledz tej fatalności, raczej godnem będzie człowieka rozumnego i dzielnego zwalczać ten grzech w sobie i innych”[17].
Kolejnym ubolewającym nad tym, że ”nasza literatura lekarska tak nikle się przedstawia”, i próbującym ”choć pod niektórymi względami wyjaśnić przyczynę tego stanu”, był Wacław Sterling[18]. Uważał on, że panujące warunki materialne nie sprzyjają wytworzeniu kadry ludzi, którzy całe swe siły poświęciliby dla nauki. Zamiast ”całej warstwy uczonych zawodowych”, która istnieje zagranicą, my posiadamy w tym względzie garstkę lekarzy, ”uczonych z Bożej łaski”. Za granicą, pisał, ”(…) profesor lub ordynator oddziału nie pracuje nad daną kwestyą sam –równolegle z nim pracuje cały sztab najrozmaitszych jego pomocników, ponieważ są to wszystko ludzie płatni – zwierzchnik ich ma prawo żądać od nich zajęcia się tą, a nie inną pracą. I o tej pomocy mowy u nas być nie może wobec luźnego związku pomiędzy szefem i asystentami – ochotnikami”.
Sterling uważał, że do najniezbędniejszych prac, które winny być podjęte na rodzimym gruncie, należy opracowanie polskich podręczników, ponieważ: ”wprost wstydem jest, żeby młódź nasza studencka wiedzę swą była zmuszona czerpać jedynie z dzieł autorów niemieckich i francuskich”. W tym celu należałoby, jego zdaniem, w każdej specjalności lekarskiej znaleźć odpowiedniego człowieka ”dobrej woli i ofiarności”, który, zgromadziwszy wokół siebie odpowiednią grupę podległych mu w tym względzie współpracowników, poleciłby im opracowanie poszczególnych zagadnień, dbając o to, by nie miały one zbyt szczegółowego, monograficznego charakteru. Nieco wcześniej, teoretyzując na temat chęci do pisania prac naukowych, Sterling wypowiedział się w tejże pracy, że ”(…) w ogóle pisanie u nas – to czyn wysoce obywatelski, bo każda godzina pracy przy biurku, po całodziennym trudzie pracy dla chleba, każda taka godzina ukradziona jest rodzinie, obowiązkom męża i ojca, rozrywce, niezbędnemu spoczynkowi”. Powyższe zdanie redaktor podpisany jako ”Ktoś”[19] skomentował: ”– czytaj: wintowi, jałowym obowiązkom towarzyskim, równie jałowym posiedzeniom, a w Galicji najbardziej jałowej polityce”[20].
”Krytyka”, reprezentowana w tym względzie przez Zygmunta Kramsztyka, głosiła czasami zupełnie odmienne poglądy od większości pism znajdujących się na lekarskim rynku wydawniczym. W przeciwieństwie do takich pism, jak ”Medycyna”, ”Gazeta”, ”Przegląd” czy ”Nowiny”, nie uznano tu, że powstanie jednego czy dwu nowych tytułów jest całkowicie zbędne[21]. Kramsztyk nie podzielał argumentów innych wydawców, że istniejące już pisma ledwie mogą się utrzymać, mają mało prenumeratorów, muszą wręcz zdobywać artykuły i czasem wbrew sobie ”byle co” drukować, za argumenty wystarczające. Uznając, że ”dwa pisma może by starczyły na prace, które jedynie warte są czytania i myśli”, odwołuje się do tego, ”jak postępuje nasz prawzór– przyroda”. Nie tworzy ona jedynie tworów doskonałych, ”ale jest hojną, rozrzutną: sypie nasiona, rośliny i zwierzęta w niezmiernej obfitości”, a z tego tylko ”cząstka rozwija się, żyje i życie do zupełnego doprowadza rozwoju”. Z literaturą jest podobnie, im jest ona bogatsza, ”im więcej myśli i im potężniejsze rzuca ludzkości, tem większą liczbę wytwarza utworów lichych, marnych, niezdolnych do życia”. Kramsztyk konkluduje, że: ”Zamknięcie się w tem, co dziś istnieje, zakaz nowych prób, nowych dróg i usiłowań, to skostnienie, nieruchomość, to panowanie prądów uprzywilejowanych, a tem samem niedołężnych”.
W podobnym duchu, odnośnie do powstawania nowych pism lekarskich, wypowiadał się redaktor naczelny ”Krytyki” już wcześniej, komentując w 1901 r. powstanie ”Polskiego Archiwum Nauk Biologicznych i Lekarskich”. Polemizując wtedy z argumentami, że nowe pisma przynoszą szkodę, bo pozbawiają już istniejące materiału naukowego, pisał, że nowo powstały tytuł usprawiedliwienia pod tym względem nie potrzebuje, bo poświęcony jest takim pracom, które mogłyby być publikowane ”jedynie w Pamiętniku Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego[22] i w pracach Akademii Umiejętności”. Jego zdaniem ”Każde nowe pismo lekarskie powinniśmy witać z uznaniem i radością, choć nie każde nowy kierunek wprowadza do piśmiennictwa (…)[23]. Oceniwszy korzystnie powstanie tego pisma, pisze jednak dalej: ”nie mogę z równą pochwałą odezwać się o nowym pomyśle, który ono wprowadza: o drukowaniu (…) każdej pomieszczonej w niem pracy, jeszcze w jednym obcym języku, francuskim albo niemieckim”. Rozwijając tę myśl Kramsztyk ironizuje, że idąc dalej w tym samym kierunku ”może obok artykułów niemieckich czy francuskich zaczniemy podawać krótkie streszczenia polskie, a i te mogą się dla nas okazać z czasem zbytecznemi: wszak każdy z nas i tak potrafi czytać w obcym języku”.
Zdaniem ”Krytyki Lekarskiej” wszelkie osiągnięcia polskiej myśli medycznej ogłaszane być winny tylko w języku ojczystym, a stanowcze wystąpienie na ten temat opublikował Kramsztyk w artykule Organizacja prasy lekarskiej polskiej[24]. Rzecz cała wzięła się za sprawą ”sekcyi prasowej IX zjazdu lekarzy i przyrodników polskich” w 1900 r., która uznała za ”pożądane ulepszenie jakościowe i zwiększenie liczebne sprawozdań z prac polskich do czasopism obcych”. Postulowano, aby powołać biuro, które gromadziłoby ”referaty” i zabiegało o ich tłumaczenie, a następnie przesyłało do redakcji zagranicznych. Wypowiedź redaktora naczelnego ”Krytyki” miała wręcz charakter swoistej filipiki, gdy wywodził: ”Jeżeli lekarz Polak nie zna literatury lekarskiej niemieckiej, uważamy, że on tego wstydzić się powinien, nie nauka niemiecka. Dla czegoż my czuć mamy upokorzenie, gdy Francuzi nic o nauce naszej nie wiedzą?”. W dalszej części tego tekstu stwierdzał: ”Takie staranie o sławę zagraniczną, przypisywanie jej takiego znaczenia, to dla nauki naszej postępowanie po prostu szkodliwe. (…) I dlaczego tak wiele ma nam zależeć na uznaniu obcych?
Niebagatelną sprawą dla ”Krytyki” była kwestia tzw. gwary lekarskiej, a także stylu i terminologii występującej w prasie medycznej. Wzmiankowany już ”Ktoś” opublikował w 1903 r. artykuł: Uwagi luźne o języku lekarskim[25], w którym m.in. zajął się funkcjonowaniem w tymże języku wyrazów obcych, a zwłaszcza pochodzących z greki i łaciny, których jego zdaniem ”bezwarunkowo spolszczać nie należy”. ”Ktoś”, z dzisiejszego punktu widzenia, słusznie uważał za nonsens ”Mianować konstytucyę ciałotworem lub więzią, temperament – udolą, epidemię – chorobą pospólną”. W następnych akapitach tej rozprawki można wyczytać, że „Organizm spolszczono bardzo dobrze jako ustrój, ale nie należy i tu wystrzegać się nazwy obcej”, bowiem o chemii ”ustrojowej” zamiast chemii ”organicznej” nie może być mowy, oraz o tym, że ”z ujmą dla jasności wykładu” puryści językowi uwzięli się zastąpić wyraz ”substancya” wyrazem ”istota” itd.
Stałą rubryką w ”Krytyce Lekarskiej” były ”Notatki Językowe”, w których czytelnicy, a najczęściej redaktor naczelny, podpisany jako ”K”, zamieszczał uwagi na temat stylu i terminologii lekarskiej. Z uwagi na szczupłość tego opracowania można jedynie podać przykłady ilustrujące tego rodzaju, skądinąd pożyteczną, działalność. Z dzisiejszego punktu widzenia te krótkie notki nie zawsze były ”trafione”, za to często wyraźnie emocjonalnie nacechowane, bo jak ocenić chociażby taki tekst: ”(…) w referacie z artykułu (…) spotykam po raz pierwszy wyraz zgłębnikować. Jak by chcąc okazać szpetność tego nowotworu i wstręt ku niemu obudzić, powtarza go autor aż 7 razy w kilkunastu wierszach i to w różnych odmianach (…)[26]. W innym miejscu wyczytać można np., że Kol. A. W. proponuje nazwę ziarenkowiec zamiast ziarnik (oczywiście na podstawie współbrzmienności końcówek), nie rachuje się zupełnie z ustaloną zasadą, że w systematyce zoologicznej i botanicznej nazwa najpierw utworzona ma pierwszeństwo przed innemi (…). Gdyby jedynie dlatego, że istnieje »paciorkowiec« i »gronkowiec«, zamienić ziarnik na ziarenkowiec, to należałoby, rozumując analogicznie, zamienić (…) ohydnego galicyjskiego prątka na (…) prątkowca (…)”[27].
Kończąc powyższe opracowanie, z całą mocą należy podkreślić, że z konieczności przybliża ono ”Krytykę Lekarską” tylko z jednej i z pewnością nie najważniejszej strony. Pismo to, w umysłach ówczesnych lekarzy, pobudzało inny sposób myślenia o medycynie, o wykonywaniu zawodu, wreszcie stwarzało znakomite forum dyskusyjne dla ścierania się odmiennych poglądów.
[1] L. Krakowiecka: Kramsztyk Zygmunt (1849–1920). PSB, 1970, T. XV, s. 137–139.
[2] O tym, że tematyka filozoficzno-historyczna znajdowała się w polu zainteresowań polskich lekarzy i przyrodników, najpełniej świadczy spis prac z tego zakresu zamieszczony w publikacji: Wykaz prac oryginalnych lekarskich polskich z lat 1831–1890, wydanej w Warszawie w roku 1896. Historia medycyny znalazła się w osobnym XXIV dziale, obejmującym w sumie kilkaset drukowanych artykułów i sprawozdań. Zbiór prac o charakterze filozoficzno-medycznym był znacznie skromniej reprezentowany. Nieco ponad 30 tytułów zostało zebranych w dziale XIII poświęconym chorobom wewnętrznym, w rozdziale Sztuka lekarska w ogólności.
[3] Z. Kramsztyk: Prospekt. Krytyka Lekarska, 1897, R. I, s. II.
[4] W. Szumowski: Jedenaście roczników warszawskiej „Krytyki Lekarskiej”. „Lwowski Tygodnik Lekarski”, 1911, Nr 9 i 45 [odbitka].
[5] Z. Kramsztyk: Ogłoszenia w pismach lekarskich. „Krytyka Lekarska”. 1904. R. VIII, s. 69–73.
[6] W. Szumowski: Jedenaście roczników…, op. cit.
[7] K. Dworzaczek: Rzecz dotycząca filozofii medycyny. „Pamiętnik TLW”, 1857, s. 82-149.
[8] W. Szumowski: Parę słów o polskiej szkole filozoficzno-medycznej. „Polski Miesięcznik Lekarski”, 1917, nr 5/6 (2), s. 290-303.
[9] W. Szumowski: Jedenaście roczników… op. cit.
[10] E. Biernacki: Nasz ogół lekarski i nasza prasa lekarska. „Krytyka Lekarska”, 1898, s. 57-72
[11] Zdanie to świadczy o tym, jak bardzo podzielona była w czasie rozbiorów cała społeczność polska.
[12] T. Dunin: O potrzebie reformy naszej prasy lekarskiej. „Krytyka Lekarska”, 1900, s. 293-296.
[13] Ilość prenumeratorów płatnych w 1899 r. wynosiła 144. Cyt. za: „Pamiętnik TLW”, 1900, T. XCVI, zesz. II, s.209.
[14] Z. Srebrny: W sprawie reformy naszej prasy lekarskiej (Z powodu artykułu D-ra Teodora Dunina). „Krytyka Lekarska”, 1900, s. 331-339 .
[15] Przez prace archiwalne należy tu przypuszczalnie rozumieć wartościowe prace oryginalne, które warto byłoby gromadzić, ”archiwizować” w jednym miejscu.
[16] „Pamiętnik TLW”,1900, T. XCVI, zesz. II, s. 299.
[17] „Krytyka Lekarska”, 1900, s. 339-340.
[18] W. Sterling: W sprawie piśmiennictwa lekarskiego polskiego. „Krytyka Lekarska”, 1903, s.149-156.
[19] Z całą pewnością stwierdzić można, że krył się za tym Zygmunt Kramsztyk.
[20] Ktoś: W sprawie piśmiennictwa lekarskiego polskiego. Z powodu artykułu Dr. Wacława Sterlinga. „Krytyka Lekarska”, 1903, s. 202.
[21] Zygmunt Kramsztyk: Nowe pisma lekarskie. „Krytyka Lekarska”, 1905, s. 26-28.