<< powrót

Powstanie Warszawskie i Medycyna tom I

Notatki Ze Szpitala Powstańczego 11 cz.2

Komitet Redakcyjny został zobligowany do zamieszczenia w niniejszej monografii notatek z powstania ówczesnego studenta medycyny Jana Walca. Zamieszczamy te notatki bez korekty redakcyjnej jako oryginalny dokument, nie biorąc odpowiedzialności ani za stronę merytoryczną, ani językową czy sty­listyczną.

Komitet Redakcyjny

Jan WALC

Notatki Ze Szpitala Powstańczego 11 cz.2

25 VIII

Rano spory ruch opatrunkowy. Gustaw wstał i „załatwiał” ambulatorium. Bogusz poszedł na miasto na jakieś inspekcje chorych leżących na ul. Żulińskiego bez lekarza. Odpowiedź z dowództwa co do mieszkania p. Sawickiej odmowna. Wachmistrz żandarmerii jest ważniejszy od GPO i rannych. 1 ranny do rtg. – Zawadowski dopytuje się, czemu tak skromnie. Wśród personelu tarcia. Baby kłócą się i spiskują coraz namiętniej. Głupota niektórych jest przerażająca.

26 VIII

Dzień dość spokojny. Spory ruch opatrunkowy – na szczęście już prawie tylko w naznaczonych godzinach. Parę nowych przypadków. Bój Szefa o łączniczki, zakwaterowanie etc. Dowódcy pododcinków protestują. Dochodzą wiadomości o coraz oryginalniejszych posunięciach por. Jura – zrobił się watażką, specjalność – hasła etc.

27 VIII

Niedziela – wydawało się, że będzie spokój – tymczasem w ciągu przedpołudnia przynoszą 6 rannych – przypadki lekkie i ciężkie. Robota na całej linii – braknie miejsc na GPO. Pod wieczór przybywa inżynier konstruktor broni (pseudonim Konstruktor) z ręką urwaną przez wybuch próbnego granatu. Amputacja. Bogdan opowiada, że stało się to w bramie na jego odcinku. Mimo że wokoło było ok. 20 osób, nikt nie został poważniej ranny. Siostra rannego – cholera. Zofia wstała i zaczęła robić dożylne w miejsce Róży – dało to wyniki smętne. Chorzy prosili o to, by zastrzyki robiła znowu Róża. Zofia w ogóle chodzi odęta, nie rozmawia z lekarzami, do Wiktora mówi per pan.

28 VIII

Ruch ambulatoryjny normalny. W ciągu dnia gorąco u Bogdana – przynoszą paru rannych. Przed południem Wiktor i Wojtek idą „na zbój” do drogerii na ul. Marszałkowskiej 81 z żandarmami i wracają z obfitym łupem. Oprócz leków i materiałów opatrunkowych przynoszą dużo pasty do zębów, kubków, wody kolońskiej, Flitu, środków odkażających, paręset żyletek i wiele innych toaletowych i leczniczych przedmiotów. Sytuacja papierosowa coraz smętniejsza – oprócz junaków nikt już prawie nie ma papierosów. „Honoraria” jakoś nie napływają.

29 VIII

Dzień na ogół spokojny. Umiarkowany ruch opatrunkowy. Dr Wojciech pół dnia wypoczywa w łóżku. S. Jadwiga idzie do łóżka z temp. 39,2. Prasa nasza definitywnie zmienia ton na ostry względem aliantów, Rosji etc. Dr Wiktor przynosi z miasta nieprzyjemne wieści ŕ propos KB, ROK etc. Wieczorem Bogusz idzie „gipsować” do ambasady. Rozkaz o opróżnieniu ambasady. Na miejsce Zaremby przychodzi Piorun – wszyscy są z wielkim uznaniem dla niego – pierwszy prawdziwy oficer AK. Wieczorem pogawędka z Bogdanem i p. Hanną rano gość z delegatury załatwia błyskawicznie Sawicką – ma się wynieść w ciągu dnia – ale się nie wynosi. Zaognienie spraw personalnych – 1,5–godzinna rozmowa Józefa z Boguszem ŕ propos Klemensa i Róży. Wieczorem Szef dodatkowo rozmawia z Felą; po 10–ej przypadek nagły – krwotok z temporalis – załatwia Wiktor. Zabrano Batków do PKB.

30 VIII

Zofia dostała temp. 38 i z powrotem wróciła do łóżka. Ruch opatrunkowy normalny. Przez cały dzień rannych nie ma. Wieczorem przynoszą 2 przypadki: 1 czerwonka (!?) i złamania postrzałowe przedramienia, „załatwione” od razu u doc. Zawadowskiego. Znowu napłynęły leki, bardzo dobry transport – morfina etc. Wyczerpanie fizyczne i nerwowe zaznacza się coraz bardziej tak wśród personelu jak i pacjentów (Jeremi). Chodzą słuchy o szykowanej ofensywie naszej na ul Barbary. Wieczorem przybyły 2 łączniczki, a potem 1 łącznik od por. Jura, który zażądał patrolu sanitarnego i dużo kropli waleriana etc. Okazało się, że odbito koło 400 osób od Niemców i te są nerwowo wyczerpane. Łączników odesłano z niczym, żądając zapotrzebowania od lekarza. Późnym wieczorem towarzystwo lekarskie obchodziło imieniny Róży – koniak, kanapki z oszczypkiem. Nastrój przyjemny, ciepły. Zasadnicza dyskusja: jak postępować w przyszłości, gdy Polska będzie sowiecka? wyjechać do Kanady czy starać się przetrwać?

31 VIII

Klemens położył się do łóżka, dzień na ogół spokojny. Dr Wojciech przy przechodzeniu przez teren Jura wplątał się w awanturę. Zabrakło światła i wody – wieczorem elektrownia zbombardowana.

1 IX

Dr Wojciech poszedł do raportu do Pioruna – mówi, że było bardzo sympatycznie. Klemens wstał. Wiktor objął szpital Hoża 39 i ordynuje tam przedpołudniem, robi opatrunki, zabiegi, gipsy – szaleje jednym słowem.

2 IX

Imieniny dr. Stefana. Siostry „robią pompę”. Bogusz załatwia vd do pracy – eskortę ciężko zdobyć. Dzień dość spokojny. Wieczorem wytworne przyjęcie z kanapkami i wódką.

3 IX

Rejon zmienił swój wygląd. Ton nadają teraz oddziały wycofywane ze Starówki w niemieckich panterkach – bluzach z magazynu Stawki. Sporo ich przychodzi do ambulatorium lub do szpitala. Na ogół bardzo bojowi, nie bardzo posłuszni i karni, wszyscy mają „kompleks Starówki” – polegający na pogardzie dla reszty miasta. Przynoszą sporo rannych ewakuowanych stamtąd – „korkuje” to nam GPO i szef czyni bohaterskie wysiłki, aby ich ewakuować dalej, co mu się w dużej mierze udaje. Poza tym dzień był na ogół dość spokojny. Wiktor i Klemens robili rewizję u Beiersdorfa – niestety, kpt. Jur środki opatrunkowe zamknął i opieczętował dla polowej skład. sanit. Wzięto łóżka, książki, sprzęty gospodarcze etc.

4 IX

Dość ruchliwy dzień. Przed południem rozpoczęła się strzelanina w rejonie Bogdana i zaczęli stamtąd napływać ranni – między innymi Giepa. 1 vd zmarł u nas. Opatrunki rannych ze Starówki (st. strzelec – skończone 15 lat). Ewakuacja dalsza rannych ze Starówki. Bombardowanie lotnicze solidne. Okazuje się, że rejon pl. Napoleona, PKO też naruszone. Wieczorem przynosi wiadomość Józefina o Edenie, pomocy i bazach. Gaudium bardzo wielkie. Bogusz, Klemens i Jadwiga idą do Bogusławskiego – okazuje się, że Róża po zakażeniu ręki. Stan poważny. Po południu pali się Hoża 41 – mieszkanie nad Boguszem. Bogusz nie odrywa się od operacji, pracuje dalej. Zofia i p. Zuzanna same z siebie lecą ratować i po uratowaniu obrazów i innych gratów wracają. Tygrys etc. ratują resztę. Zresztą mieszkanie nie spaliło się. Od Mariana Klemens z Ewą i Halinką przyniósł wielki transport leków – setki pudełek aspiryny, dolantin, sulfamidów, nowalginy, barbituranów etc. Wspaniały transport.

5 IX

Bogusławski zmarł. Dzień pracowity. Dość bogate ambulatorium. 7 ślub powstańczy. Sporo opatrunków oddziałowych. Pod wieczór parę świeżych przypadków. Wiktor ordynował rano ul. Hoża 39, Bogusz był w ambulatorium, tak że robota była ciężka i nie można było zdążyć. Wieczorem wezwano Bogusza do rannego Mariana – okazało się, że zmarł po serii w płuca. Wszyscyśmy go żałowali. Rano przybył Zaremba z amputowaną ręką. Wieczorem okazało się, że mają przynieść 10 rannych z PKO. Zrobił się gwałt, ale dość szybko ujęto wszystko w karby i stworzono tymczasową salę na korytarzu oraz upchano, co można na sali 4 i 5. 2 vd ulokowano na dywanie w jednej z dwóch sal odstąpionych przez żandarmerię. Robota trwała przez całą noc – przenoszenie, urządzanie, opatrunki etc.

6 IX

Mimo tego że nie było świeżych przypadków, dzień był bardzo pracowity. Oprócz ambulatorium trzeba było operować i zmienić opatrunki wszystkim rannym ze Starówki i PKO. W rezultacie robota trwała do 18–ej. Niektóre przypadki z PKO dowodzą, że musiały tam być fatalne warunki pracy: dość powiedzieć, że Zaorski nie gipsował złamań palców lub nie golił czaszki wokół rany. Jednocześnie na oddziale było sporo roboty nad zmontowaniem sali na dole, w żandarmerii. Wieczorem przywieziono rannych do urządzonej sali (5–6 łóżek). S. Halka, goście z BIP–u: Karol i dr Jadwiga twierdzą, że wcale nie jest źle. Zresztą nastroje wśród nas dobre, choć słyszałem już dyskusje rannych i łączniczek, czy powstanie było potrzebne. Wszyscy mówią o tym, że to już wyścigi o dni i godziny – wytrwanie. I opatrunek Zaremby – źle załatwiony, zaszyty, zgorzel. Jego „osobistą” wyrzucił Bogusz precz. Montuje się wodociąg na opatrunkową – Zaremba twierdzi, że to jego zasługa. Ogony ludzi po wodę sięgają ul. Hożej. Wieczorem Bogdan – mianowany adiutantem Pioruna. Pogawędka, projekty Bogdana na przyszłość, ploteczki. Mężczyźni fasują pulowery – dostał je Bogusz jako honorarium (10 sztuk). Po południu Bogusz „grzebał w amb. w mózgu”.

7 IX

Duży ruch ambulatoryjny. Paru nowych chorych ze Starówki. Rano zmontowano na koniec wodę i światło na salę operacyjną – funkcjonuje to z przerwami, ale ulga wielka. Rano cała grupa z tobołami maszeruje przez podwórze – okazuje się, że do Niemców. Potem dochodzi nas pozwolenie Delegata na wymarsz – przygnębienie wzrasta, nastrój nienadzwyczajny (na mieście). U nas w GPO nastrój niezły, mimo wszystko. Wszyscy mamy powstania dosyć, ale nikt by go nie chciał kończyć za taką cenę. Dochodzą plotki o rzekomym posiedzeniu R. J. N. co do kapitulacji – na szczęście plotka rozchodzi się w kołach bardzo wąskich. Bogusz i Wiktor wypróżnili skrytki ul. Hoża 41, przynosząc archiwa, druki i dokumenty konspiracyjne – już dziś po 5 tygodniach oglądane jako historyczna pamiątka. Historia sanit. ze Starówki – 4 ranne i zabite obok. Specjalne strzelanie do sanitariuszek AK. Z „kupy” rannych, 2 uratowanych.

8 IX

Dzień ruchliwy i pracowity – dużo opatrunków ambulatoryjnych i oddziałowych. Nastrój na mieście natomiast bardzo podły. Na skutek odezwy i pozwolenia udania się do Niemców, panika padła i wszyscy wybierają się. Dziś już poszło sporo, główna ilość na sobotę i niedzielę. Nastrój bardzo nieprzyjemny. Wiadomości, że w okr. Północ trudno się ukazać z opaską: rozżalona ludność wali, czym popadnie, jeden dostał 2 cegły. Bombardowanie lotnicze dalej trwa, mało słychać „krowy”, za to częściej „kuferki”. Awanturka wieczorem o piwo. Józefina szarogęsi się dalej, coraz gorzej. Bogdan opowiadał wieczorem perypetie adiutanta ze 150 dziennie bohaterami. Projekt przerzucenia wszystkich rannych batalionu do GPO. W nocy bombardowanie Pragi, lampiony, pelotki. Pani od Wandy żegna się – idzie do Pruszkowa. Marwicz opowiada o rozmowach PCK i wermachtu.

9 IX

Wielki ruch ambulatoryjny. Ranni schodzą się do nas z całego miasta. Są przypadki kierowane przez obcych lekarzy jako do „najlepszego szpitala w Warszawie”. Okazuje się, że sława nasza wybiegła daleko poza obręb zgrupowania. Co do nastrojów – u nas spokojnie. Podobno ogromne masy ludności opuściły Warszawę. Wersje te nie są tymczasem sprawdzone. Są wieści, że Niemcy obdzierają ludność z całej żywności, pieniędzy etc. Poza tym na ogół spokój. Po raz pierwszy od dawna lekarze zrobili sobie siestę poobiednią. „Peżetka” organizuje koncert, który nie dochodzi do skutku. Wieczorem łączniczka wzywa lekarza do por. Sylwestra, którego boli brzuch. Poszedł Wiktor, okazało się, że 5 osób: por. Sylwester, por. Wojnicz i 3 łączniczki wypili nieco wermutu i mają po tym boleści, rzygają. Poszedł Wojciech, poradził, co umiał, nie znając meritum sprawy. Cały dzień artyleria i bomby lotnicze w sile niespotykanej. W nocy ogień pelotek – nalot na Pragę, lampiony etc.

10 IX

Okazało się, że wermut pochodził z baru, gdzie czasami podczas wypadków zachodzili Niemcy. Za życia por. Mariana był zakaz brania stamtąd czegokolwiek, o którym Sylwester wiedział. Prawdopodobnie domieszka As. Stan poważny. Mimo niedzieli potężny ruch ambulatoryjny. Pewna łączniczka przynosi nieprzyjemne wieści – nazwiska lekarzy, którzy przeszli do Niemców. Po południu po raz pierwszy od dawna operacja u docenta. Światło w ograniczonej ilości, ale jest. Wieczorem od 10–ej do 2–ej jednym ciągiem i wyścigowym tempem (czas ograniczony!) dalszy ciąg. W nocy umiera Wojnicz i łączniczka Perełka. Przez cały dzień słychać rosyjską artylerię. Szereg nalotów sowieckich, walki lotnicze etc. Bardzo mało pocisków art., wcale bomb lotn. Duch rośnie w narodzie aż miło. Nastrój pogodny jak rzadko.

11 IX

Podobno w nocy były zrzuty (?!). Rano umarł Sylwester. Rotm. Witold ma pretensje do lekarzy i krytykuje metody leczenia (!). Zanosi się na awanturkę z nim. W ciągu dnia zmarła łączniczka. Stan ostatniej rokuje słabe nadzieje. Ruch ambulatoryjny duży. Po południu operacje w rtg. i opatrunki oddziałowe. Wieczorem planowane było w rtg. usuwanie odłamków, lecz przyniesiono nowe przypadki chorych (1 niemiecki jeniec z wermachtu, lat 18), które operowano w rtg. praca trwała do 12.15. Spać ok. 1–ej. W ciągu dnia znowu sowieckie samoloty, w nocy za to spokój. W rozmowie z por. Bogdanem i dyr. Ciborowskim zaprojektowano urządzenie izby chorych i ozdrowieńców na 4–5 piętrze, w mieszkaniach schronowców. Pieczę nad nimi ma objąć kolega Wiktora dr Adam Długi. Nastrój w ciągu dnia pierwszorzędny – ludzie patrzą z zaufaniem na wchód.

12 IX

Rano duża akcja lotnicza – pelotki, bomby lotnicze (daleko), walki powietrzne. Trwało to długo, „publika” w oknach z ożywieniem obserwowała i komentowała wszystko. Dr Adam Długi zademonstrował nam metodę mycia ze Starówki: dla bezpieczeństwa stale jedna chociaż noga musi być obuta. Duży ruch ambulatoryjny – świeżych przypadków nie było. Po południu usuwanie odłamków i prześwietlenia kontrolne u Zawadowskiego. Robota szła w dużym tempie z uwagi na krótki czas światła. Zorganizowany ad hoc patrol noszowych z ludności cywilnej rozwiał się, gdyż bractwo rozlazło się na wszystkie strony. Bogusz i Adam poszli na odprawę do Jura. Wieczorem dyskusja zasadnicza – czy jest dobro i zło, czy dobro i brak dobra? Z dala ciągle słychać artylerię sowiecką.

13 IX

Rano nalot sowiecki – pelotki grają aż miło. Nastrój dobry. Spory ruch ambulatoryjny. Po południu operacje w rtg. w czasie operacji nalot i bomby w sąsiedztwie. Lokal rtg. chwilowo nieużywalny, światła brak – powrót do GPO. Okazuje się, że runął dom przy ul. Poznańskiej 3, na naszym podwórzu (oprócz niego i inne Hoża, Wspólna etc.) w ambulatorium tłok – wszyscy lekarze (dr Adam) przy pracy. Po 1, 2 godz. opanowano sytuację, załatwiając wszystkich chorych ambulatoryjnych. Następnie zaczęto operacje, które trwały (przerwa na kolację) do godz. 2–ej. Duża ilość ran czaszki. Po „podkurku” (suchary etc.) około 3–ej wszyscy poszli spać. Por. Bogdan przyniósł wiadomość o zrzutach mających nastąpić tej nocy, o systemie sygnalizacyjnym etc. Zrzuty były skąpe.

14 IX

Ogromny ruch ambulatoryjny w związku z wczorajszym nalotem. Zostali przyjęci w stan personelu dwaj sanitariusze „od Zaremby” jako noszowi. Po południu planowane były operacje w rtg., ale docent sprzeciwił się temu. Dr Wacek z Czesławem i Klemensem poszli szabrować Beiersdorfa. Drzwi i okna były wywalone i komendant prosił o wysprzątanie składu, aby nie trzeba go pilnować; w drugiej więc turze poszli więc wszyscy mężczyźni (oprócz Wiktora) i Róża. Zdobyto niezliczone ilości hanzaplastu, kilometry leukoplastu, dużo euceryny i nieco mydła płynnego Nivea. Wzięto kilka walizek do przenoszenia i chciano je zatrzymać „prywatnie”, ale po namyśle i zaobserwowaniu reakcji ludzi kom. Bogusz rozkazał je na drugi dzień zwrócić. W nocy od 11–ej do 2–ej odbywały się operacje w rtg. i noszowi wykazali swe zdolności. Wyfasowano także 40 litrów eteru. Naloty sowieckie w ciągu dnia, spore zrzuty amunicji w nocy.

15 IX

Normalny ruch ambulatoryjny. Zbombardowano ul. Wspólną. Ogień artyleryjski i granatników wzrósł znacznie. Po raz pierwszy od dawna odezwała się „krowa”. Wiadomości o zdobyciu Pragi. Nastrój stale jednakowy, prawie nie obserwuje się […][1]. Dzień na ogół spokojny. Przyszedł rozkaz, na skutek którego dr Wiktor i Wojtek dostali stopień podporuczników, zaś dr Władysław brązowy Krzyż Zasługi z mieczami. Pod wieczór obstrzał z granatników na rejon GPO – rezultat dużo kurzu i hałasu. Pierwsza od dawna noc spokojna. Brydż. „Załatwiono” dyktę do okien.

16 IX

Dzień zaczął się bardzo wcześnie – o 5.30 rano wybuchy pocisków artyleryjskich w bliskim sąsiedztwie. Klnąc z powodu wczesnej pory i zimna wstajemy – jak się okazało – niezbyt potrzebnie. Obstrzał skończył się, ofiar właściwie nie było. Zgłosiła się jakaś cywilna kobieta, która stwierdziła, że dla takiego głupstwa cywilnego lekarza nie będzie budziła. Dr Wiktor zmonitował ją solidnie. Monika dała znać, że docenta zatrzymano na komisariacie – dr Bogusz poszedł go odbijać. Okazało się, że docent miał awanturę z żołnierzem z powodu nieschylania się pod barykadą. Przed południem normalne ambulatorium. Dr Wiktor objął ambasadę, gdyż dr Bogusz nie miał na to czasu. Obstrzał i bombardowanie spore. 1 siostra z ul. Hożej ranna. Po południu prześwietlenie w rtg. Planowane były wieczorem operacje w rtg. Pod wieczór przyniesiono kilku świeżych rannych. Koło godz. 7–ej zaczął się gwałtowny ogień z granatników i kuferków. Potem (8–ma) zaczęły się akcje powietrzne, dużo erka–emów, pelotki i plot, bomby lotnicze i broń pokładowa, wreszcie bliska i daleka artyleria. Trzeba stwierdzić, że duch tak u rannych jak i części (dużej) personelu kobiecego załamał się: ludzie mieli pietra. Okazało się, że nadwerężony tynk z sufitu u docenta zawalił się, uszkadzając aparaturę – rtg. przestał funkcjonować. Wieczorem zrobiono wycięcie i plastykę rany kości twarzy. Zofia zamiast ewipanu dawała wodę destylowaną i w żaden sposób nie mogła chorej uśpić. Kolacja dla personelu operującego i spać ok. 2.30.

17 IX

Silny ogień rano spowodował, że ok. 10–ej przyniesiono 5 rannych. Na skutek tego porządek dnia diabli wzięli, załatwiono co można i jak można – plątały się opatrunki oddziałowe, ambulatoryjne i zabiegi. Koło obiadu zaczęto znosić rannych z innych szpitali. Zrobiono dla nich z trudem miejsce i zaczęto na gwałt tworzyć nowe sale na dole w pokojach po żandarmerii. Tymczasem około 3–4–ej przybyła nowa fala – wielka liczba rannych lekko i ciężko tak, że wszystkie ręce pełne były roboty. Z ambasady przybyła w sukurs Oleńka. Konieczne okazało się składanie rannych i czekających na zabiegi w sąsiednim mieszkaniu. Koło 5–ej przyszło 5 poparzonych z porucznikiem … na czele – trzeba było wszystko rzucić i zająć się nimi, bo bardzo cierpieli. Wtedy w sukurs przyszedł dr Wojtek z wermutem w jednym ręku i kiełbasą w drugim – po kolei wlewał każdemu łyk wermutu i kawałek kiełbasy. Żartobliwie pytano go, czy to nie zatruty wermut. Zresztą był gorzki i niesmaczny. W porze kolacji sytuacja była mniej więcej opanowana. W międzyczasie docent Zawadowski dał znać, że jego zakład przestał być zdolny do użytku, wobec czego przeniesiono do GPO przenośny aparat rtg. Koło godz. 10–ej wieczorem nastąpiła mała przerwa w pracy, przyniesiono dla zespołu operacyjnego jedzenie od sióstr. Okazało się, że Gustaw i Jadwiga są niezdrowi – wymioty, biegunka, bóle brzucha, dreszcze. Analizując to, Gustaw wpadł na podejrzenie zatrucia: okazało się, że Wojtek dał nam zatruty wermut, odesłany do zbadania. Przystąpiono niezwłocznie do ratowania – podano magnesia usta jako środek wymiotny, węgiel, glukozę z atropiną dożylnie etc. Śmierć zajrzała wszystkim w oczy, ale poza Gustawem i Jadwigą groźniejszych objawów nie było. Stefan sprawił, że nastrój nie był całkiem grobowy. Dr Bogusz wpadł na pomysł zawezwania pogotowia. Następnie dr Stefan i Czesław z wielkim poświęceniem płukali kolejno żołądki. Na to wszedł dr X (doc. Grabowski) z pogotowia i objął kierownictwo akcji. Środek jego – magnesium sulfuricum dawało efekty nadzwyczajne. Niezapomniana jest ta sceneria: podłoga zalana wodą, volksdeutschka i druga ranna w ciężkim stanie leżąca na drzwiach, wokół stołu wieniec zielonych twarzy, dookoła kręci się dr X, szafując szmaragdowym lekiem, a od czasu do czasu ktoś, niby gejzer, wyrzuca z siebie fontannę płynu. Wreszcie wymiotując od czasu do czasu i łykając węgiel z pigułkami reformackimi udaliśmy się do łóżek.

Na tym kończą się zachowane notatki Szpitala Powstańczego Poznańska 11.

 

Notatki sporządzone w czasie Powstania Warszawskiego przez studenta medycyny sanitariusza Jana Walca w Szpitalu Powstańczym Zgrupowania Zaremba przy ul. Hożej w Zgrupowaniu SS Rodziny Marii, a następnie przy ul Poznańskiej 11.

Notatki przesłała Maria–Róża Nowotna–Walcowa

Przedruk z: To i Owo, Legionowo, 4 VIII 1995.

 

[1] Nieczytelne.