<< powrót

Pamiętnik TLW 2014

Niedokończone zapiski o Powstaniu

Daniela (Danuta) DĄBROWSKA z d. LUPIŃSKA

NIEDOKOŃCZONE ZAPISKI O POWSTANIU

27 lipca 1944 r. były imieniny Ciunieczki Natalii Sochy z d. Lupińskiej. Ukochana ciotka była żoną Czesława Sochy, dyrektora Zakładów Ceramicznych w Sołtykowie, woj. kieleckie, w majątku Wielowieyskich.

Piękny lipiec, upalny – i jak zwykle zjazd w Sołtykowie. Przed samymi imieninami przeżyliśmy napad bandycki. Zabrali moje buty. Wizja, że nie będę miała w czym wrócić, tak dodała mi odwagi, że wykłóciłam się z „komendantem”, który zmusił młodego bandziora do oddania butów w zamian za zegarki. Wiedziony jakimś węchem, znalazł nawet te, które były schowane w bibliotece. Niunia, Janina Pióro (Łukasik), nieodłączna przyjaciółka z lat szkolnych i późniejszych, na stałe związana z rodziną, klęczała modląc się, na co „komendant” powiedział: „Nie bój się, panna, my dziewczyn nie ruszamy”. Po tym „optymistycznym” zakończeniu, ogołoceni z pieniędzy i męskiego ubrania, przeżyliśmy napad dziewiąty.

28 lipca wracałyśmy do Warszawy. Już na drugi dzień byłam w Lecznicy na Starym Mieście, Rynek 28, gdzie pracowałam na zmianę z Halszką Olbrychowicz, żeby mieć ausweis. Tak nas bowiem ustawiono na Tajnym Uniwersytecie. Każda musiała mieć zaświadczenie z pracy. Lecznica tętniła życiem – przygotowania do Powstania. Magazynek pod oknem i w przedpokoju pełen był materiałów opatrunkowych. Ostatnie przyniosła Baśka Zawirska, obecnie profesor Roefflerowa. Wtedy dopiero dowiedziałam się o pogotowiu. Skojarzyłam więc z wypowiedzią Tatusia, który ze skrytki pod podłogą, przy Nowogrodzkiej 17, w Jego pracowni, wyjął broń. Mój ojciec, Wacław Lupiński, założył przed wojną, w kamienicy przy ul. Nowogrodzkiej 17, zakład poligraficzny „KOPIA”. Rysowane tuszem na kalkach projekty architektoniczne odbijało się w wielu egzemplarzach na papierze światłoczułym, a następnie wywoływało – utrwalało w parach amoniaku. Znajdował się tam bowiem w pokoiku na lewo, pod ogromną wanną do wywoływania kopiowanych rysunków, w skrytce skład broni. Ile jej było, nie wiem. Należało wiedzieć jak najmniej.

Niemcy wycofywali się przez plac Zamkowy. Wszędzie widziało się chłopców w długich butach, którzy albo byli już, albo szli na placówki – szli, nie doszli. Czuło się bałagan. Stan pogotowia odwołano.

1 sierpnia rano przyjechałam do mojej Lecznicy. Lecznicę prowadził dr Stefan Pokrzewiński „Trzaska”. Nie dojechał, był później w „Chrobrym II” razem z Tatusiem. Doktor Wilczyński został w Śródmieściu, a z nami byli prof. Józef Grzybowski i dr Majewski. Potem doszedł ze Starówki wspaniały dr Jan Żabiński. Słychać było strzały. Nie pamiętam, o której godzinie, ale nie o piątej, wcześniej. Na Rynku pokazały się flagi biało-czerwone. Skoczyłyśmy do okien. Schylone postacie chłopców biegły w kierunku Brzozowej. Wiedziałam, że się zaczęło. Euforia – radość – barykady, każdy coś niósł. Trudno opisać ten szał radości tam na Starym Mieście. Rozdzwoniły się telefony do rodziców. Przygotowywaliśmy salki operacyjne i opatrunkowe. Ośrodek był gotowy. Nie spałam całą noc, ktoś przyniósł radio.

Zaczęła napływać pierwsza grupa sanitariuszek. Musieliśmy przygotować noclegi. Wszystko było na mojej głowie. Profesor Grzybowski uparł się, że pojedzie na Wolę, bo tam miał dyżur. Prosiłam go na wszystko, żeby został, dr Majewski nie był operatorem. Niestety, nie mogłam Profesora przekonać. Byliśmy w wielkiej przyjaźni. Tak mi było przykro, to była „wierna dusza”. Odprowadziłam go do placu Krasińskich. Przedarł się do szpitala na Płocką, gdzie rozstrzelali go Niemcy czy własowcy.

Życie w Lecznicy zaczęło się toczyć normalnie. Nie pamiętam, jak karmiłam te młode wtedy dziewczyny, w porównaniu ze mną prawie dzieci. Pamiętam Danusię Czekajewską, Baśkę Kakowską. Kontakt z Barbarą Kakowska po powstaniu urwał się. Odnalazła się po latach, już jako żona Ludwika Białobłockiego. Wielka przyjaźń na całe życie. Mieszka w Otrębusach pod Warszawą. Pamiętam małą Radzińską, Baśkę Zawirską i najbliższą mi, która mi bardzo pomagała, Hanię Mycielską. Profesor Radlińską poprosiłyśmy na naszą małą chirurgię, żeby operowała. Pomagałam ja, nieudolnie jeszcze, już z dużymi kwalifikacjami Basia Zawirska i naturalnie dr Majewski.

Pierwszą ranną z placu Zamkowego pamiętam dobrze, nawet jej nazwisko. Miała może 15 – 14 lat, a może i mniej. Basia Dominiak, była z AL. Biegła z butelkami benzyny na czołg, dostała serię. Poparzona, przeniesiona do Jana Bożego, niestety zmarła, mimo jeszcze wtedy bardzo dobrej opieki i u nas, i w szpitalu. Następnego rannego też pamiętam. Był ranny w głowę. Mózg na wierzchu, ale przytomny. Łobuziak, może 18 lat. „Plunąłem na niego – mówi – a on cholera na mnie”. Żył jeszcze kilka dni. Morfina, morfina. Dzięki przygotowaniu mieliśmy jej dużo.

Na razie na Starówce nie było większego ostrzału. Biegałyśmy gasić pożary. Lżej ranni po opatrunkach odchodzili. Zapał i koniecznie na barykady.

Na Miodowej rozbił się samolot. Zaczęły się zrzuty. Na Rynek spadł wieniec laurowy. Dosłownie grad haseł, co doprowadzało nas do szału. Potrzebna była amunicja. Rannych przybywało. Walczyła Wola. Ostrzał od strony Wisły zaczynał się. Trudno było na piętrze operować. Bolszewicy byli na Pradze, ale nikt się nie kwapił. Ktoś widział Rosjan w ZOO.

Trzeba było jednak przenieść na parter sprzęt opatrunkowy i operacyjny. Musiałam to wszystko zorganizować. Komendantka Sanitariatu, Bela Niedźwiecka, poleciła Mazowieckich. Tam była komenda i tam powtarzało się przysięgę i dostawało legitymację. Na początku, naturalnie, dowcipy i zabawa. Wieszanie portretów Hitlera do góry nogami itp. Oczywiście to było wcześniej, bo 3-4 sierpnia. Teraz, przy ostrzale już od Zamku, byłoby to niemożliwe. Mylą mi się już dni. U Książąt Mazowieckich umieściłam część sprzętu, a stoły ginekologiczny, chirurgiczny i z wenerologii razem z umywalniami przenieśliśmy już na Długą. Doktor Chodkowski zajął się organizacją salki operacyjnej. Z Rybaków ujawnił się dr „Babinicz”, który organizował punkt dla AL, był ginekologiem. Prosił mnie o opatrunki. Naturalnie podzieliliśmy się, czym było można – przemytem pani Fotek, też z AL. Czy przeżyła? Przyniosła nam jakieś puszki z mięsem. Co jadłyśmy dotąd i jak spałyśmy, nie wiem.

Krótka historia punktu sanitarnego w Lecznicy.

Punkt został przygotowany przez dr. Stefana Pokrzewińskiego, dr. Wilczyńskiego i prof. Józefa Grzybowskiego na wypadek oporu zbrojnego. W skrytkach mieściły się leki i materiały opatrunkowe. Cały zespół był wtajemniczony. Pracowali w Lecznicy: dr Stefan Pokrzewiński (z kliniki prof. Witolda Orłowskiego, w czasie okupacji był to szpital), dr Majewski, dr Bednarski, późniejszy minister zdrowia, prof. Józef Grzybowski (chirurg w Szpitalu Wolskim), dr Sroczyński, pediatra, dr Wolterowicz, okulista, dr Wilczyński, dermatolog, sprzątaczka, znana gołębiarka, administracja – mgr Halina Pokrzewińska, żona doktora, i dwie studentki tajnego nauczania: Halszka Olbrychowicz i Danuta Lupińska, pełniące rolę pielęgniarek i pomocy.

W dniu wybuchu Powstania w placówce znaleźli się: prof. J. Grzybowski, dr Majewski, dr Żabiński i studentka Danuta Lupińska, odpowiedzialna za Lecznicę.

Od pierwszej chwili zmienił się profil placówki. Doktor Pokrzewiński nie dotarł, prof. J. Grzybowski zaryzykował odejście do szpitala na Wolę, gdzie zginął z rąk własowców. Odpowiedzialną za placówkę została studentka, wtedy sanitariuszka, Danuta Lupińska. Przybyły wychowanki dr Roli, sanitariuszki: Baśka Zawirska, Hania Mycielska, Baśka Kakowska, Radzińska i inne. Operatorami zostali dr Radlińska i dr Majewski, asystentkami B. Zawirska i D. Lupińska.

Pierwszą ciężko ranną pacjentką była przyniesiona z akcji na placu Zamkowym Basia Dominiak, prawie dziecko. Postrzał i oparzenia III stopnia. Przeniesiono ją po zabiegu operacyjnym do Szpitala Jana Bożego. Po operacji tam zmarła. Córka znanego aktora Dominiaka z grupy AL. Tu bez przerwy wykonywano trudne operacje, a sanitariuszki objęły rannych opieką…

Cały zespół złożył też przysięgę po raz drugi. W pamiętnej przysiędze z pierwszych dni Powstania, przed domem Książąt Mazowieckich, otrzymał legitymacje. Niestety, ostrzał od strony Wisły z kanonierek i bardzo intensywne bombardowania utrudniły i uniemożliwiły pracę w placówce drugiego piętra. Lekarze przenieśli się do powstałych już szpitali na Długiej i przy ulicy Freta, personel zaś zasilił zarówno same szpitale, jak i powstające punkty sanitarne, ale przede wszystkim teren i oddziały.

Upoważniona grypsami i telefonami (jeszcze działały) D. Lupińska opatrunkami i sprzętem lekarskim wsparła szpital przy Długiej i pozostałe punkty sanitarne, m.in. punkt AL z dr. „Babiniczem”. Punkt ten powstał też na terenie obecnego Muzeum, ale nie mogę ustalić dokładnie miejsca. Sprzęt chirurgiczny i stoły dr Dąbrowski z pomocą chłopców przekazał szpitalowi przy Długiej, gdzie do końca na nim pracowano. Przejął je prof. Falkowski ze Szpitala Jana Bożego, Trudno pamiętać, czy przed zlikwidowaniem jego szpitala, czy i na Długiej pracował. Lecznicę do fundamentów zniszczono, ocalały personel, rozproszony, pracował nadal. Część przeszła kanałami do Śródmieścia i została oddelegowana na Czerniaków.

Lecznica zapisała się w pamięci ludności jako placówka wysoko kwalifikowana i prawdziwie humanitarna.

Otrębusy, 2002 r.

Powyższe teksty znalazłem w dokumentach rodzinnych po śmierci mojej Matki Danieli Dąbrowskiej z d. Lupińskiej (30.11.1921-19.02.2005). Rękopis był miejscami niewyraźny, trudny do odczytania, niektóre miejsca wykropkowane. Prawdopodobnie został napisany już w czasie Jej choroby. Część wymienionych osób znałem osobiście. Stali się przyjaciółmi domu i bywali w naszym domu rodzinnym, początkowo w Laskach, później w Otrębusach. Część nazwisk znałem z wcześniejszych, bardzo zdawkowych opowiadań, część z historii medycyny. Starałem się wiernie odtworzyć pisownię, ale nie mogę wykluczyć błędów.

Marek Dąbrowski

Warszawa, marzec 2012 r.