<< powrót

Tajne Studia Medyczne w Warszawie 1940-1944

Dziennik z lat 1942-1945 cz.1

Irena Ćwiertnia-Sitowska

Dziennik z lat 1942–1945

Niepoprawne i chaotyczne notatki, pisane przeważnie nocą w małym notesie 12 na 8 cm przez okres trzyletni, od 7 grudnia 1942 r. do 28 grudnia 1945 r., ilustrują codzienne życie studentów tajnego Uniwersytetu Warszawskiego, który działał pod nazwą Prywatnej Szkoły Zawodowej dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego doc. Jana Zaorskiego.

Zapiski, chociaż pozornie jednostajne, wydają mi się ważne, gdyż odzwierciedlają sprawy, którymi byli zaabsorbowani młodzi ludzie pragnący zdobyć wiedzę medyczną, słuchając wykładów i odbywając praktyki szpitalne. Fragmenty pamiętnika były pisane po francusku, po łacinie, a niekiedy szyfrem.

Nigdy nie starczało czasu na przepisanie, uzupełnienie i przetłumaczenie poszczególnych fragmentów; zresztą gdyby były przygotowane wcześniej, nie zostałaby wyjaśniona tajemnica niepotrzebnej i tragicznej śmierci mego nieodżałowanego Jerzego Jendryszka.

Dzięki zmianie sytuacji politycznej, jaka zaistniała w Polsce, stało się możliwe całkowite ujawnienie – zorganizowanie na nowo uczestników AK. Dzięki temu mogłam dotrzeć do ich środowiska i prześledzić przy ich pomocy nieznane mi wydarzenia, jakie miały miejsce podczas Powstania w rejonie Śródmieścia.

Żałuję, że nie mając zdolności literackich, mogę tylko w tak niedoskonałej formie przekazać garść wspomnień o moich rówieśnikach, o młodych ludziach, którzy pochłonięci nauką, konspiracją! Miłością – często przeplataną śmiercią najbliższych – byli przepełnieni nienawiścią do okupanta, dążyli za wszelką cenę do wolnej Polski.

Pragnę, by publikacja tego dziennika przyczyniła się do utrwalenia w pamięci sylwetek tych, którzy odeszli na zawsze, pozostawiając stale trwające uczucie krzywdy wyrządzonej przez los.

 

Rok 1942

Szpital Przemienienia Pańskiego

7 grudnia, poniedziałek

Dziś mój pierwszy dzień w Szpitalu Przemienienia Pańskiego, mieszczącym się w budynku przy ul. Sierakowskiego nr 7 i przy Szerokiej nr 5. Właściwy budynek szpitalny został zajęty przez Niemców.

Rano udaliśmy się na oddział chorób wewnętrznych, usytuowany w czynszowej kamienicy przy ul. Szerokiej 5. Ordynatorem oddziału jest dr med. Tadeusz Bartoszek,

Demonstrował kilkunastoosobowej grupce studentów, jak należy przeprowadzić i zbierać wywiad od chorego.

Z ulicy Szerokiej powróciliśmy na oddział chirurgii, gdzie ordynatorem jest doc. Tadeusz Butkiewicz. Poznaliśmy kilku lekarzy i oczekiwaliśmy na szefa. Przyszedł do gabinetu lekarskiego i oświadczył, że bez formalnego skierowania z naszej Szkoły nas nie przyjmie (Prywatna Szkoła Zawodowa dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego dr. Jana Zaorskiego — Private Fachschule für Sanitares Hilfspersonal Dr. Jan Zaorski).

Szkoła mieściła się przy ul. Krakowskie Przedmieście 26/28 w gmachu chemii fizjologicznej oraz zakładu fizjologii. Od 24 lutego 1941 r. zajmowała parter, pierwsze i drugie piętro. Przy bramie wejściowej na teren Uniwersytetu od strony pałacu Uruskich wisiała tablica informacyjna o istnieniu szkoły. Obszar zajmowany przez Niemców był ograniczony drewnianymi krzyżakami, oplecionymi drutem kolczastym. W ten sposób wytyczone zostało przejście dostępne dla nas uczniów.

Na jesieni 1941 r. Niemcy, którym nie podobał się wyraz twarzy młodzieży, zamknęli bramę przy ul. Krakowskie Przedmieście. Zmuszeni byliśmy przechodzić przez podwórze pałacu Tyszkiewiczów, przez wykuty otwór w murze i schodzić po kilku stopniach, aby dostać się do budynku medycyny teoretycznej.

Niemcy, panicznie obawiając się epidemii, zezwolili na otwarcie Szkoły 10 marca 1941 r.

Rozpoczęłam naukę 1 września 1941r. Nasza grupa liczyła 360 osób. Ponieważ było nas dużo, zostaliśmy podzieleni na podgrupę A i B. Za stronę naukową był odpowiedzialny profesor fizjologii Franciszek Czubalski, przedwojenny dziekan, a za sprawy administracyjne doc. Jan Zaorski, chirurg. Wpisowe wynosiło 20 zł, a czesne miesięczne 60 zł. Na wiosnę przy organizowaniu Szkoły dyrektorem naukowym był prof. Stefan Kopeć – profesor biologii. Został rozstrzelany 11 marca 1941 r. w Palmirach, jako zakładnik w związku ze zlikwidowaniem 7 marca 1941 r. Igo Syma – aktora, kolaboranta.

Odmowa doc. Butkiewicza spowodowała wśród naszej grupy pełne niepewności i niecierpliwości oczekiwanie na pojawienie się upragnionej listy. Miała być przyniesiona z kancelarii Szkoły z ul. Krakowskie Przedmieście. Wreszcie listę dostarczono. Od razu nastąpiła zmiana samopoczucia i nastroju. Wszyscy poszliśmy przyglądać się opatrunkom i małym zabiegom.

8 grudnia, wtorek,

Niepokalane Poczęcie Najświętszej Marii Panny

W kaplicy szpitalnej mieszczącej się na parterze budynku przy ul. Sierakowskiego 7 odbyła się uroczysta msza święta. Dr Klaudiusz Czekalski jako ministrant w skupieniu służył do mszy. Po uroczystości zebrał naszą grupę na sekcję do dr med. Janiny Dąbrowskiej. Prosektorium mieściło się w małym narożnym budynku u zbiegu ulic Sierakowskiego i Jasińskiego, sąsiadowało bezpośrednio ze szpitalem zarekwirowanym przez Niemców.

Sekcja nadzwyczaj ciekawa. Na szczęście nie zrobiła na mnie wstrząsającego wrażenia.

Dr med. Dąbrowska sekowala zwłoki 19–letniego chłopca, któremu wczoraj na oddziale badaliśmy olbrzymie obrzęki obmacując stopy. Każdy narząd został dosłownie poszatkowany. Oględziny wykazały powiększenie komory prawej serca, niedokrwienie tarczycy, ropień opłucnej i wątroby. Cała masa ropy wytrysnęła na nas z przecinanych narządów. Pół prawego płata wątroby – to jeden wielki ropień !!!

Po sekcji wróciliśmy na oddział chirurgiczny (oczywiście zmieniliśmy ubranie: fartuchy i obuwie), zastaliśmy dwóch pacjentów z ranami postrzałowymi. Postrzały na ulicy zdarzały się bardzo często. Jeden przypadek dotyczył nieprzytomnego mężczyzny: kula uwięzia w półkuli mózgowej. Nastąpiła wielogodzinna agonia, a w nocy zgon.

Drugi przypadek: postrzał w pośladek u 9–letniego chłopca Stasia. Dokonano oczyszczenia rany i założono opatrunek.

Przed kilkoma miesiącami kol. Jerzy Jendryszek, użalając się nad naszym losem, napisał wiersz śpiewany na melodię Pierwszej Brygady.

9 grudnia, środa

Wykonaliśmy u naszego Stasia leukocytozę – wynosiła 23 000. Z doktorem K. Czekalskim udaliśmy się na pierwszy obchód chorych. Na tzw. brudnej opatrunkowej dr Borkowski wyciągnął strzykawką ropę spod kości czaszki u pacjenta, który uległ urazowi głowy. Następny przypadek to osteomyelitis – zapalenie szpiku kostnego kości piszczelowej.

10  grudnia, czwartek

Rano na oddziale wewnętrznym zgłosiłam się do dr. med. T. Bartoszka, który przyprowadził kilku lekarzy internistów. Każdy z nich zabrał ze sobą „młodszego kolegę” na wywiady do chorych. Pierwszy raz samodzielnie przeprowadziłam wywiad, ordynator przysłuchiwał się i był zadowolony.

Powróciliśmy na oddział chirurgiczny. Staś czuł się lepiej po wczorajszym zabiegu, który polegał na poszerzeniu kanału wlotu kuli. Samej kuli nie usunięto, gdyż tkwiła bardzo głęboko w pośladku.

Doktor K. Czekalski wygłosił pogadankę na temat sztucznego przełyku, który został zrekonstruowany przez doc. T. Butkiewicza z górnej części jelita cienkiego. Chory odżywiany był przez przetokę żołądkową.

Po skończonej pracy w sali opatrunkowej udaliśmy się do gabinetu lekarskiego, na śniadanie. Lekarze opowiadali swoje uniwersyteckie przeżycia sprzed wojny, wspominali egzaminy i burdy z Żydami. Dr Wincenty Kamiński, starszy asystent, zawsze zrównoważony i poważny, dopytywał się o nasze życie, interesował się książkami, które obecnie studiujemy.

Po śniadaniu przyglądaliśmy się torakoplastyce. Operacja miała polegać na usunięciu czterech żeber. Doc. Butkiewicz zlecił usunięcie sześciu żeber. Obserwowaliśmy nadludzki wysiłek dr. med. W. Kamińskiego, który prowadził operację w asyście dr. Topolskiego i dr. Mieczysława Pyrzakowskiego. Wielkimi kroplami pot spływał z operujących, siostra zakonna osuszała im czoła serwetką. Spostrzegliśmy grę uczuć na twarzy głównego operatora. Chciał za pomocą piły i nożyc kostnych usunąć jak najwięcej żeber, jednocześnie niepokoił się o ogólny stan chorego. Nastąpił u niego spadek ciśnienia, tętno było ledwo wyczuwalne. Udało się resekować tylko cztery żebra. Praca okazała się wyjątkowo ciężka, gdyż między żebrami znajdowały się mosty kostne. Trzeba było przebijać młotkiem i dłutem. Wszyscy byli podnieceni. Zaskoczyła nas rozległość zabiegu. Otwór rany sięgał od linii przymostkowej do linii środkowej pleców. W niewielkiej salce duszno, ciężka atmosfera. Przyglądających się było siedmioro (Andrzej Janowski, Jerzy Jendryszek, Anna Jełeńska, Lucyna Długosiecka, Janusz Haarich, Henryk Góralski i ja, Irena Ćwiertnia).

11  grudnia, piątek

Codzienne opatrunki. Samodzielnie robiłam leukocytozę u chorego podejrzanego o zapalenie wyrostka robaczkowego; dr Klaudiusz Czekalski ożywił nastrój swoją pogadanką na temat zapalenia wyrostka robaczkowego. Podał nam punkty badania brzucha. Widziałam cewnikowanie u kobiety: wsunięto sondę i spektroskop aż do miedniczki nerkowej. Po raz pierwszy oglądałam jej wnętrze. Chora miała zwężoną cewką moczową, to uniemożliwiało oddawanie moczu. Dolegliwość była spowodowana obniżeniem macicy; wystąpiła po porodzie.

12 grudnia, sobota

Rano w Szpitalu Dzieciątka Jezus przysłuchiwaliśmy się wykładowi z fizykoterapii, prowadzonemu przez dr. med. Adama Soszkę. Po wykładzie jazda tramwajem na Pragę. Podczas okupacji autobusy nie kursowały. Na chirurgii badaliśmy chorą na zapalenie otrzewnej; opukiwaliśmy brzuch, wyczuwaliśmy przesuwanie się fali płynu surowiczego z jednej strony brzucha na drugą. Dr Swinarski wygłosił pogadankę w związku z oglądanym przypadkiem.

Na sali opatrunkowej asystent naciął ropowicę na podudziu.

14 grudnia, poniedziałek

Rano na mszy w kaplicy szpitalnej. Po niej na wykładzie u dr. med. Tadeusza Bartoszka, na jego oddziale. Na chirurgii przygotowywaliśmy się do bezpośredniej transfuzji od dawcy do biorcy. Po tym zabiegu dr W. Kamiński operował guzki krwawnicze odbytu. Z miasta przywieziono nagły przypadek – pacjenta ze złamaniem podudzia, mostka oraz wgnieceniem kości czaszki. Niestety, nie udało się go uratować. Wkrótce po zabiegu zmarł.

15 grudnia, wtorek

Rano u dr med. Dąbrowskiej. Jeśli tak będzie co dnia, to będziemy niebiańsko szczęśliwi. Doktor jest nadzwyczajna i przyjazna dla młodzieży. Jednocześnie niesłychana powaga.

Dyktując wynik sekcji po łacinie do protołu nastawiła głos na specyficzne brzmienie. Robi to duże wrażenie.

Na oddziale chirurgicznym pierwszy raz samodzielnie wykonałam opatrunek ropowicy podudzia i przedramienia. Czuwała przy mnie siostra zakonna, podając mi pensetą gaziki.

Ja też posługiwałam się pensetami. Muszę się wprawić, by zgrabnie i szybko nimi manipulować.

16 grudnia, środa

Rano na obchodzie sal chorych. Potem na zabiegowej wykonałam opatrunki: rany po nacięciu ropowicy nadgarstka, rany po usunięciu wyrostka robaczkowego oraz guzków krwawniczych. Następnie opatrywałam chorą po operacji dwunastnicy oraz chorego ze sztucznym przełykiem.

17 grudnia, czwartek

Rano na mszy w kaplicy, po niej u dr. med. Bartoszka przeprowadzałam wywiad z chorą cierpiącą na cardiospasmus — skurcz przełyku.

Na chirurgii znów opatrunki po resekcji dwunastnicy, po sztucznym przełyku i rany kłutej nożem w okolicy pośladka. Z miasta przywieźli pacjenta z odłamkami szkła. Rany oczyścił dr Sadownik.

18 grudnia, piątek

Dzisiejsza moja praca to sześć opatrunków i dwa zastrzyki domięśniowe. Dr med. Kamiński poszerzył ujście kanału ropowicy streptokokowej. Należy ona do bardzo rzadkich przypadków, mięśnie po tej ropowicy wyglądają jak ugotowane. Są koloru brunatnego. Jeszcze ciekawsza jest ropowica drzewiasta –phlegmona lignosa – przy ucisku jej wyczuwa się mięśnie twarde jak drzewo.

Uczyłam się dziś zdejmowania klamerek ze szwów pooperacyjnych.

19 grudnia, sobota

Nadal trenuję zakładanie i zdejmowanie klamerek. Dr med. Wincenty Kamiński pierwszy raz pozwolił mi pójść na „czystą” salę operacyjną. Do tej poiy wszystkie obserwowane zabiegi odbywały się w dwóch salkach na chirurgii „brudnej”. Obserwowałam ciekawą operację, nagły przypadek. Ciąża pozamaciczna. Przyglądałam się z zaciekawieniem i słuchałam wyjaśnień dr. K. Czekalskiego. Operację z wielką wprawą przeprowadzał dr Ireneusz Roszkowski. Przeciął powłoki brzuszne i szybko zeszył pęknięty jajowód. Macicę przymocował do więzadeł obłych, następnie oczyścił wnętrze jamy brzusznej ze skrzepów i krwi. Pacjentka ku naszemu zdumieniu dobrze zniosła operację, mimo tego, że usunięto z jej jamy brzusznej kilka kubków krwi i skrzepów!!!

21 grudnia, poniedziałek

Na chirurgii zebrałam dwa wywiady u chorego z raną kłutą okolicy lędźwiowej i u cierpiącego na guzki krwawnicze, potem zrobiłam pięć opatrunków i obserwowałam zestawienie złamanej kości strzałkowej.

22 grudnia, wtorek

Rano w prosektorium, potem na chirurgii opatrunki, zakładanie gipsu, operacja przetoki odbytu, zszywanie przeciętego ścięgna kciuka

oraz kontrola trzech osteomyelitów (zakażeń) okolicy łokciowej, biodrowej i brzegu żuchwy.

23 grudnia, środa

U doktor Janiny Dąbrowskiej oglądałam sekcję zwłok z uogólnioną gruźlicą. Po sekcji wręczyliśmy doktor w jej gabinecie podarunek gwiazdkowy: choinkę z głową cukru, składaliśmy życzenia; pełno było śmiechu i radości,

24 grudnia, czwartek

Na chirurgii mnóstwo pracy. Obejrzałam dwie operacje. 1–to resekcja perforowanego jelita, 2– ciąża brzuszna. Widzieliśmy znów pełno krwi i skrzepów. Zabieg zakończył się pomyślnie. Po południu składaliśmy sobie życzenia świąteczne.

28 grudnia, poniedziałek

Rano u św. Floriana na mszy. Na chirurgii panuje rozprzężenie poświąteczne. Zrobiłam trzy opatrunki, już zupełnie wprawnie posługując się pensetkami.

29 grudnia, wtorek

Rano w kaplicy szpitalnej. Po niej w prosektorium; ponieważ nie było dużo sekcji, siedzieliśmy w sali przeznaczonej dla studentów, zastawionej długim stołem. Na nim rozkładaliśmy swoje książki medyczne i notatki, obok znajdował się gabinet dr med. Janiny Dąbrowskiej.

30 grudnia, środa

Asystent wykonał cystoskopię u chorego z rakiem pęcherza moczowego w okolicy ujścia moczowodu. Przez cystoskop oglądaliśmy obrzęknięte komórki nowotworowe. Z urlopu powrócił doc. T. Butkiewicz. Strach padł na cały oddział. Miał groźny wygląd. Bali się go nie tylko studenci, ale starsi asystenci i młodzi lekarze.

31 grudnia, czwartek, sylwester

Doktor Czekalski tłumaczył, jaki jest mechanizm skrętu kiszek. Po obiedzie u Dziadków na ul. Focha wróciłam do szpitala na dyżur.

Na izbę przyjęć przywieziono chorego z ostrym zapaleniem wyrostka robaczkowego. Pobraliśmy szybko u chorego krew na leukocytozę.

W kaplicy szpitalnej odbyły się nieszpory, śpiewano kolędy, kaznodzieja wzywał: „Pracujcie dla waszych dusz”. Nastrój panował bardzo uroczysty. O dziesiątej wieczorem przywieziono mężczyznę z wypadku tramwajowego. Miał rany na czole i zmiażdżenie kości nosa. Operacja odbyła się w szybkim tempie, aby zdążyć przed północą.

Po zabiegu odbyła się kolacja sylwestrowa. Było obecnych kilku lekarzy i siostra Weronika. Humory dopisywały. Punktualnie o 24.00 składaliśmy sobie serdeczne życzenia. Nastrój miły, dużo śmiechu, ucztowaliśmy do 3 rano.