<< powrót

Tajne Studia Medyczne w Warszawie 1940-1944

Drodzy Koleżanki i Koledzy!

Przemówienia Rocznicowe:

Kazimierz Łodziński

Drodzy Koleżanki i Koledzy!

Przeżywamy dziś wzruszającą, bardzo osobistą, a jednocześnie mającą szeroki wymiar uroczystość.

55 lat temu rozpoczęła działalność oficjalna szkoła zawodowa, która była tajnym Wydziałem Lekarskim tajnego Uniwersytetu Warszawskiego. Obok tajnych kompletów i Studium Lekarskiego UW była to największa szkoła medyczna w okupowanej Warszawie w latach 1940-1944.

Z upoważnienia Rady Naukowej Uniwersytetu Warszawskiego trzej profesorowie: Stefan Kopeć, Franciszek Czubalski i Jan Zaorski, zorganizowali Prywatną Szkołę Zawodową dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego doc. Jana Zaorskiego. Wyrażał się w tym patriotyczny czyn społeczeństwa, w którym siła moralna narodu polskiego wykazała –jak w wielu innych sprawach – niezaprzeczalne prawo do wolności i samostanowienia. W walce o godność narodową i zachowanie niszczonej przez okupanta polskości – jak brzmią słowa na tablicy, przed którą złożyliśmy dzisiaj kwiaty.

Już w chwili powstawania Szkoły dotknął ją cios bolesny. 7 marca 1941 roku aresztowano wraz z kilkudziesięcioma przedstawicielami polskiej inteligencji – prof. dr. Stefana Kopcia. Wkrótce, 11 marca, zginął On z rąk niemieckich oprawców, rozstrzelany w Palmirach.

Nie powstrzymało to pozostałych od realizacji podjętej decyzji organizowania Szkoły. W najgorszym położeniu trzeba robić to, co można, co do kogo należy. Kiedyś poprawią się warunki, a teraźniejszy zasiew wyda owoce.

Szkoła rozpoczęła działalność.

W jednym szeregu stanęli profesorowie, docenci, wykładowcy i asystenci. Na ich apel solidarnie odpowiedziała młodzież.

Czy szukali spokojnego azylu przed łapankami, przed represjami okupanta?

Odpowiedź brzmi: nie! Zdawali sobie sprawę, że kiedyś skończy się wojna, a społeczeństwu potrzebna będzie pomoc lekarska. Poza motywami subiektywnymi, gdzieś w głębi serca, myśląc o zawodzie lekarskim, kierowali się szlachetnym nakazem powołania.

Żyliśmy w tym środowisku i jestem pewien, że tak myślały nasze Koleżanki, tym powodowani byli nasi Koledzy, którzy 55 lat temu zasiadali na tych ławach, w tej właśnie sali wykładowej gmachu chemii fizjologicznej. Mijał dla nich czas młodości – czas śpiewu, tańca i początków miłości, nadchodził czas obowiązku wobec ziemi i wierności wobec innych. Większość uczniów była już żołnierzami podziemnej armii polskiej. Swój obowiązek spełniało całe ówczesne pokolenie dwudziestolatko w, wychowanków międzywojennej Polski. Również prawie 2 tys. uczniów i uczennic Prywatnej Szkoły dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego doc. Jana Zaorskiego.

Jakie uczucia ogarniają nas w chwili, gdy siedzimy na tych samych ławach, na tych samych miejscach co 55 lat temu?

Za katedrą widzimy naszych wykładowców, profesorów Jana Zaorskiego, Franciszka Czubałskiego, Lotha, Popłewskiego, Elknera, Różyckiego, Przyłęckiego, Kapuścińskiego i wielu innych.

Profesor Czubalski wykłada fizjologię. „Jak Feliks pompuje, to woda leci”.

I widzimy, jak tu z pierwszej ławy unoszą się Oleńka, Lidka i Andrzej, wręczają wspaniały bukiet czerwonych róż prof. Czubalskiemu za nieprawdopodobną postawę, chroniącą Szkołę i młodzież przed represjami wroga.

Oleńka, Lidka, Andrzej – żołnierze Armii Krajowej z batalionu „Zośka”.

Lidka Daniszewska – z rozbrajającym, czarującym uśmiechem, dziewczyna o jasnych włosach, sanitariuszka plutonu „Felek” kompanii „Rudy” batalionu „Zośka”. Uczestniczka walk powstańczych na Woli, Starym Mieście, poległa 16 września 1944 r. na Czerniakowie. Jej prochy spoczywają w kwaterze żołnierzy „Zośki” na cmentarzu Wojsko­wym na Powązkach.

Andrzej Malinowski – przystojny, smukły, niekiedy wyniosły, wymagający od siebie i od podwładnych, dowódca 1. kompanii „Maciek” batalionu „Zośka”. Zginął 13 lipca 1944 r. opodal placu Unii Lubelskiej. Z Włodkiem Roeflerem „Hrabią” przewozili broń na punkty mobilizacji.

Oleńka Grzeszczak – bardzo zdolna, cicha, spokojna, skromna, wyróżniająca się uczennica Szkoły Zaorskiego. Dowódca oddziału żeńskiego sanitariuszek przy batalionie „Zośka”. Aresztowana, rozstrzelana w styczniu 1944 r., być może tam, gdzie dzisiaj stoi hotel Forum. Oleńka siedziała pod ścianą, w połowie rzędu ławek. Opodal Ewa Stefanowska, córka płk. dr. Stefanowskiego, zamordowanego w Katyniu. Ewa, niewysportowana, mało sprawna. Kto by pomyślał, że będzie tak dzielną sanitariuszką 1. kompanii „Maciek” batalionu „Zośka”. Zginęła 22 sierpnia 1944 r. podczas przebijania się z Woli na Stare Miasto.

Niedaleko nich siedziała Irka Kołodziejska. 11 sierpnia przeżyła śmierć poległego dowódcy plutonu „Felek” batalionu „Zośka”. Została przy nim, choć wiedziała, że on już nie żyje. Działo się to, kiedy pluton wycofywał się ze stanowisk przy ul. Spokojnej. Do ulicy Okopowej, gdzie w szkole św. Kingi znajdowały się główne siły kompanii „Rudy”. Do Okopowej było 300, może 400 metrów otwartej przestrzeni, ostrzeliwanej zmasowanym ogniem karabinów maszynowych wroga. Irka nie zdążyła przejść. Z nią zostały jeszcze trzy sanitariuszki oraz pięciu żołnierzy.

Wśród nich był Jędrek Samsonowicz, wyróżniający się uczeń pierwszego semestru Szkoły Zaorskiego. Miał pseudonim Xiążę. To on zachęcił odciętych żołnierzy do schronienia się w opuszczonym samochodzie ciężarowym Miejskich Zakładów Oczyszczania Miasta, w tzw. śmieciarce. Zamknięci, przetrzymali nadejście Niemców, którzy krążyli wokół, a nawet próbowali zaglądać przez szpary do wnętrza pojazdu. Ale jaskrawe światło sierpniowego słońca uniemożliwiało wykrycie kogokolwiek wewnątrz.

Ranny przy wycofywaniu Jędrek Samsonowicz podtrzymywał na duchu całą grupkę otoczonych. Mieli odrobinę wody w manierce. Każdy częstował się po łyku. Jędrek tylko dotknął wargami manierki.

A może właśnie jemu ta woda była najbardziej potrzebna? Taki był Jędrek. Zawsze mawiał: „Ja będę, ja muszę być bardzo dobrym lekarzem, internistą”.

Kiedy mrok zapadł, wyszli ze śmieciarki. Chroniły ich w pewnym sensie zdobyczne mundury, w które byli ubrani, tzw. panterki. Tak dotarli w pobliże Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej 26. Jędrek sam poszedł, by zdobyć jakieś wiadomości. Było to 12 sierpnia. Dowiedział się o masakrze, jakiej Niemcy dokonali 5 sierpnia w tym szpitalu. Wśród rozstrzelanych lekarzy, profesorów byli wykładowcy Szkoły Zaorskiego: prof. Zeyland, chirurdzy Grzybowski, Piasecki, Sokołowski i inni; również kilku uczniów Szkoły Zaorskiego. Cudem uratował się Janek Napiórkowski.

O schronieniu w Szpitalu Wolskim nie było mowy, Jędrkowi i jego towarzyszom broni pozostawało iść dalej. Dotarli do Lasek, do Puszczy Kampinoskiej. Wierni zasadzie wojskowej powrotu do macierzystej jednostki, skorzystali z tego, że jeden z partyzanckich oddziałów AK przebijał się na Żoliborz. Znowu dotarli do walczącej stolicy. 24 sierpnia przeszli kanałami na Stare Miasto, aby spotkać się ze swoimi z plutonu „Felek”. Z tej dziewiątki tylko dwóch przeżyło.

Irka Kołodziejska zginęła 31 sierpnia podczas przebijania się ze Starówki do Śródmieścia, w rejonie ul. Senatorskiej.

Jędrek przeszedł kanałami do Śródmieścia, a następnie skierowany na Czerniaków, w rejon ulic Solec i Wilanowskiej. Zginął 15 września jako dowódca plutonu.

Z pewnością byłby wielkiej klasy lekarzem, lekarzem i naukowcem. Chciałby tak jak oni służyć życiu z całym wspaniałomyślnym entuzjazmem, towarzyszyć, pielęgnować, wzmacniać, leczyć ból ludzki, co jest zadaniem, które na mocy szlachetności i użyteczności swego ideału uzasadnia – jak po latach powie papież Jan Paweł II – traktowanie pracy lekarza jako powołania.

Wybaczcie, Koleżanki i Koledzy, osobiste zaangażowanie w mojej wypowiedzi.

Andrzej Zaorski wspomniał, że na każdym naszym spotkaniu czwartkowym powinno się urzeczywistniać jakieś wspomnienie o Szkole, wspomnienie osobiste o kolegach i opiekunach, którym tyle zawdzięczamy, z którymi mieliśmy szczęście żyć i pracować w okresie okupacji.

Wielu naszych przyjaciół ze Szkoły walczyło w innych oddziałach Armii Krajowej, zwłaszcza „Baszty”, „Kryski”, „Parasola”, w którego szeregach zginął nasz kolega Wacek Dunin Karwowski, w oddziałach partyzanckich, w tym i w kampinoskich, jak Tadek Faryna.

Trzeba o nich wspominać. Dokumenty naszej cywilizacji napisano krwią i łzami.

Trzeba przywrócić życie umarłym łzom.

Cyprian Kamil Norwid powiedział, że przeszłość jest to dziś, tylko cokolwiek dalej. A granicami narodów granic pozbawionych są charaktery ludzi.

Z postaw i charakterów wykładowców i organizatorów Szkoły Zaorskiego, jej wielu uczennic i uczniów czerpaliśmy i nadal czerpiemy siły i nadzieję.

Zadziwiające, że dotąd nie uzyskaliśmy zgody, aby Szpital Kliniczny w Warszawie przyjął imiona profesorów: Jana Zaorskiego i Franciszka Czubalskiego.

Warszawa, 11 maja 1996 r.